Rozdział 10

295 15 0
                                    

            Do domu wpadli nagle rodzice dziewczyny

-Niespodzianka!- krzyknęli oboje. Szatynka zerwała się z kanapy i pobiegła do nich.

-Mamo? Tato? Co wy tutaj robicie?- przytuliła ich

-Kiedy dowiedzieliśmy się, że dostałaś się do twojej wymarzonej szkoły, postanowiliśmy wziąć pierwszy lepszy samolot lecący do Los Angeles i cię odwiedzić! Przecież trzeba to jakoś uczcić!- powiedziała Ellen. Oni wciąż mnie nie zauważyli. Chciałem się pomału wycofać, ale jednak los tym razem się do mnie nie uśmiechnął.

-A to kto?- spytał Damiano. Odwróciłem się, a jego mina mówiła sama za siebie, że chce mnie zamordować.

-Mamo, tato to jest...- nie zdążyła dokończyć.

-Wiem kim on jest.- powiedział wściekle mężczyzna.

-Co? Jak to?

-Okłamałeś mnie. Ciągle beszczelnie kłamałeś!- zwrócił się do mnie. Stałem cicho i nie wiedziałem co mam powiedzieć.

-Scott? O co tu chodzi?- zapytała się mnie szatynka

-Scott?- zaśmiał się Damiano- Nie wierze, ją też okłamałeś?

-Niech pan nie zgrywa takiego niewiniątka! Powiedź własnej córce w co się wpakowałeś i dlaczego tu właściwie jestem!- nie wytrzymałem.

-Chłopcze, to wszystko już przeszłość. Załatwiłem już wszystko co miałem załatwić, więc teraz możesz już sobie iść, nie potrzebujemy cię.

-Czy ktoś mi wreszcie powie o co tu chodzi?!- dopytywała się dziewczyna

-To co? mam jej powiedzieć ja czy ty to zrobisz?- zwrócił się do mnie mężczyzna.

Odwróciłem się do Laury.

-Lau, bo ja...ja przez ten cały czas byłem twoim takim jakby ochroniarzem... No i tak naprawdę nie mam na imię Scott.

-Że co? Tak w sumie wszystko się zgadza. Ciągle zjawiałeś się, kiedy znajdowałam się w niebezpieczeństwie. Czyli to wszystko co między nami było, to też było kłamstwo... Ty tylko wykonywałeś pracę zleconą przez mojego ojca.

-Nie Laura, to nie tak!- złapałem ją za rękę, ale ona od razu ją wyrwała, a w jej oczach pojawiły się łzy.

-Wynoś się stąd.

-Laura proszę...

-Wynoś się! Jesteście obaj siebie warci! Każde z was ciągle mnie okłamywało.- pobiegła w stronę swojego pokoju.

Tak jak powiedziała szatynka opuściłem ich dom, ale nie odpuszczę dopóki mnie nie wysłucha. Zobaczyłem, że okno jest otwarte. Szybko tak jak zawsze wspiąłem się na dach i wskoczyłem do środka. Dziewczyna siedziała i płakała, jednak kiedy zobaczyła, że przed nią stoję przestała.

-Nie jasno się wyraziłam?

-Proszę cię, wysłuchaj mnie.- zbliżyłem się do niej. Ona jednak od razu się odsunęła.- To nie tak jak myślisz.

-Tak? a jak?

-To co wydarzyło się między nami nie było kłamstwem.

-Słuchaj, wszystko co mi mówiłeś było kłamstwem. Okłamałeś mnie w spawie twojego imienia i pewnie też w sprawię twoich rodziców prawda?- miała racje, nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc tylko spuściłem głowę.- Ty jesteś jednym, wielkim kłamstwem! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Wynoś się stąd i nigdy tu nie wracaj.

Zrobiłem tak jak mówiła. Wyszedłem i udałem się w kierunku chatki. Musiałem zabrać moje rzeczy i wracać skąd przyszedłem, czyli na ulicę. Kiedy znalazłem się w środku, ujrzałem na łóżku gitarę. Wszystkie wspomnienia wróciły. Mimo, że obiecałem sobie, że nie będę wchodzić z nią w bliższe kontakty, tak po tym pocałunku, nie mogłem przestać o niej myśleć.

Zabrałem wszystko co potrzebne i wyszedłem z domku. Spojrzałem jeszcze raz w kierunku okna dziewczyny i ujrzałem ją. Wpatrywała się we mnie ze złością i smutkiem. Nagle z jej oczu popłynęły łzy, myślę że spowodowane tym, że ujrzała gitarę w moim ręku. Chwilę później już jej nie było.

Szedłem w stronę miejsca, gdzie kiedyś ''mieszkałem''. Moje serce było teraz całkowicie puste. Nie miałem kompletnie na nic ochoty, nic mnie nie bawiło, a świat przybrał czarno-białych barw. Nie miałem już po co, ani dla kogo żyć. Nie mam rodziny, co kiedyś nie było dla mnie jakimś problemem, ale teraz gdy straciłem też ją, nie wiem co mam ze sobą zrobić. Usiadłem na kartonie i bez żadnego sensu wpatrywałem się w instrument. Nagle z moich oczu popłynęły łzy. Chyba po raz pierwszy od kilku lat. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Gdyby nie moja bezmyślność, może by do tego wszystkiego nie doszło. Gdybym się do niej nie zbliżył, to strata jej nie była by taka bolesna. Nie miałem już na nic siły, więc po prostu położyłem się na kartonie cały zapłakany i poszedłem spać.


Say You'll Stay- Raura [PL]Where stories live. Discover now