16

5K 443 76
                                    

Wylizałem wszystko do czysta i obrałem kurs na park w centrum miasta. Musiałem szybko oddalić się od tego ustrojstwa.

Nie mogłem wrócić do Luke'a, Ash'a i Cal'a. Nie potrafiłbym spojrzeć im w oczy. Z resztą, teraz pewnie mnie nienawidzą tak bardzo jak ja siebie.

W ciągu tych dni wydarzyło się tyle rzeczy... Wszystko było takie zawiłe... Zamglone...

Na miejscu, ukryłem się w krzakach mając nadzieję, że nikt mnie tu nie znajdzie. Nie miałem nawet możliwości ucieczki przez liczne rany i niesprawną nogę.

Spodziewałem się wszystkiego, tylko nie tego co mnie spotkało.
W krzakach pojawiło się kilka kotów. Wychudzone, brudne i śmierdzące. Wszystkie większe ode mnie.

Nie powiem, strach złapał mnie w swoje sidła.

To, że byłem kotem, nie oznaczało, że koty mnie lubiły. Szczególnie takie koty.

Jeden z nich skoczył na mnie i zmusił do upadnięcia na ziemię. Wtedy poczułem to.

Złapał zębami mój kark, wbił się we mnie i gwałtownie zaczął poruszać. Zawyłem głośno kiedy wychodził, a na jego miejsce wskoczył drugi. A potem trzeci... czwarty... i piąty...

Wtedy dopiero zostawili mnie samego.

Leżałem tam z gorącymi łzami w oczach i krwią wypływającą z mojej małej, kociej, już nie dziewiczej dziurki.

Zostałem wielokrotnie zgwałcony przez pieprzone, bezdomne koty.

Niżej upaść nie mogłem. Teraz nie zasługiwałem nawet miano kurwy. Byłem zwykłym śmieciem. Niepotrzebnym elementem tego świata.

- Mamo pac kotek! - zostałem uniesiony przez jakieś dziecko.
- Fuj puść to dziecko! To jest obleśne i pewnie martwe! - krzyknęła od razu kobieta, a ja bezwładnie uderzyłem o beton.

Czy byłem martwy?

Lepszym pytaniem było, czy warto mi dalej żyć?

W tej sytuacji, odpowiedzią było tak. Jestem martwy.

Płakałem? Może. Piszczałem i jęczałem z bólu? Chyba tak. Chciałem wstać i iść dalej? Nie. Zdecydowanie nie.

Jedyne czego pragnąłem, to uczucia ramion Luke'a, otulających mnie i dających bezpieczeństwo. Jednak jedyne na co mogłem liczyć, to twarda ziemia i tępy ból.

Hemmo pewnie nawet nie dotknąłby mnie patykiem. Sam był pewnie tego nie zrobił.

Nie...

Jestem zbyt dobry. Calum powiedział kiedyś, że mam wielkie serce i kiedyś będę tego żałować.

Na razie jedyne czego żałowałem, to że nie byłem zdolny ochronić Ashton'a przed nabojem.

- Jesteś taki żałosny... - Wyszeptał mi do ucha, a ja skuliłem się bardziej. - Nie potrafisz nawet pozostać przytomny. - szydził dalej. - Teraz to jest twoje życie. Nie zasługujesz na życie, więc dlaczego nadal uparcie się go trzymasz?

- Och a teraz będziesz rzygał! - zaśmiał się kiedy następnego dnia męczyły mnie poranne mdłości. - Jesteś w ciąży Michael? Pomyśl jakimi potworami byłyby twoje dzieci! Takie obrzydlistwa!

Miałem ochotę krzyknąć żeby się zamknął, ale nikogo tu nie było.

Oszalałeś Mike.

  Δ•Δ•Δ  

Ten trochę krótszy, ale musiałam skończyć w tym momencie. 

Wiem, że pewnie teraz umieracie, ale pociesze was, że w następnym stanie się coś miłego (Luke przestanie być dupkiem ekhem)

Miłego dnia i nocy wszystkim!

Kocie Uszka / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz