Rozdział 18

418 44 9
                                    

Ugh. Jak ta popaprana dziewucha gra mi już na nerwach. Co ona tak się uczepiła tego biednego Taehyunga? Do niej nie dociera, że on nie jest nią zainteresowany? No kurde. Najwyraźniej nie, bo wciąż próbuje mieszać w moim i jego życiu. Mam nadzieję, że wreszcie się ogarnie i zrozumie to co robi. Tak prawdę mówiąc to brakuje mi jej. Była najlepszą przyjaciółką jaką miałam, ale nie, bo ona musiała ześwirować. Nie no moje życie jest po prostu jednym wielkim GÓWNEM. Sama sobie współczuję. Nie dość, że moi rodzice zmarli zanim zdążyłam na nich przynajmniej spojrzeć, to do tego o mało nie zostałam zgwałcona, a moja przyjaciółka okazała się być  chorą wariatką. Normalnie takiego życia można mi tylko pozazdrościć. Mimo tych wszystkich defektów, które sprawił mi los staram się nie użalać nad sobą i nie okazywać słabości. Duszę w sobie te wszystkie żale. Wiem, że to źle, ale będę pompować ten balon dopóki nie pęknie. Ciężko mi mówić o uczuciach i to też dlatego wolę trzymać to w sobie.
Jestem w szpitalu. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Lekarze biegają jak opętani od jednej Sali do drugiej. Wchodzę do pierwszej Sali. Widzę szklaną szybę. Podchodzę. Po drugiej stronie szkła ukazuje mi się rodząca kobieta. Jest bardzo słaba. Opada już z sił, ale dziecko wciąż nie może się wydostać. Poród trwa już dobre kilka godzin. Wycieńczona już kobieta mimo starań lekarzy umiera. Nic nie można było już zrobić. Z ust jej męża wydobywa się ciche „Kocham Cię. Zawsze będę”. Po tych słowach następuje odgłos stłumionego szlochu. Mężczyzna pada na kolana, a swoją zapłakaną twarz kieruje w stronę nowonarodzonego dziecka.

- Jesteś potworem. Nienawidzę Cię. Odebrałaś mi osobę, którą kochałem najbardziej na świecie. Nie chcę Cię znać. Nigdy nie będziesz moją córką – wyznaje rozżalony płonąc czystą nienawiścią do swej potomkini.

Moje oczy wypełniają łzy, które już chwilę później spływają ciurkiem po mojej twarzy. Znam tego mężczyznę. Jego żonę również. To moi rodzice, a niemowlę to ja.
Obudziłam się z krzykiem i podniosłam do pozycji siedzącej. Mój oddech sprawiał wrażenie jakbym dopiero co przebiegła maraton. Serce waliło jak oszalałe. Dotknęłam swoich policzków. Były mokre. Płakałam przez sen. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i stanął w nich Tae.

- Co się stało? Słyszałem twój krzyk – usłyszałam łagodny, troskliwy, a zarazem zmartwiony ton jego głosu.

- Nic. To po prostu zły sen – przetarłam twarz dłońmi i uśmiechnęłam się próbując go uspokoić.

Niestety chłopak jak widać jest wyczulony na takie rzeczy. Szczególnie jeśli chodzi o mnie. Coraz częściej dostrzegam zalety tego niedoszłego gwałtu. To dzięki temu incydentowi zyskałam przyjaciół. Szatyn usiadł ostrożnie na moim łóżku.

- Co takiego Ci się śniło? – jego kojący głos działał na mnie uspakajająco.

- Nie wiem, czy chcesz wiedzieć. W zasadzie to takie prywatne i dosyć delikatne sprawy – próbowałam wymigać się od rozmowy o moim śnie.

- Zapewniam Cię, że bardzo chcę wiedzieć. Proszę Cię. Otwórz się wreszcie przede mną. Nie bądź taka skryta. Dobrze wiesz, że zależy mi na tobie, więc nie buduj muru wokół siebie i zaufaj mi wreszcie – mówił niemalże błagając, a jego dłoń spoczęła na moim policzku gładząc go delikatnie.

Przymknęłam powieki pod wpływem jego dotyku wtulając twarz w jego ciepłą, delikatną dłoń. Nie byłam do końca pewna, czy chce mu o tym opowiadać. W końcu nie chcę go martwić, ale podejrzewam, że ten sen mógł być prawdą, a ta wersja, którą znam od Eleny to zwykłe kłamstwo, bo podczas tego snu gdzieś w głębi czułam, jakby to już się wydarzyło. Z drugiej strony oznaczało, by to, że mój ojciec żyje, ale szczerze mnie nienawidzi. Chociaż. Może V ma rację i czas wreszcie mu zaufać?

Notice me baby •Kth•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz