Mała księżniczka

4.4K 286 20
                                    

POV Alexander   

Obudził mnie płacz dziecka. Momentalnie poderwałem się z łóżka i spojrzałem na zegarek. Było po piątej. Przetarłem twarz rękami i pospiesznie ruszyłem w stronę pokoju Victorii.

- Ej, księżniczko - mruknąłem, biorąc ją na ręce. - Nie płacz już - delikatnie ją kołysałem. Przestała płakać, więc ułożyłem ją z powrotem w łóżeczku. Jak na zawołanie zaczęła znowu płakać. - Córeczka tatusia, co? - szepnąłem. Byłem przyzwyczajony do wstawania, aby uspokoić płaczące dziecko. Nie pozwalałem robić tego Evelyn. Nie chciałem, żeby się przemęczała. Szczególnie ostatni poród ją wykończył. Była po nim taka słaba. Kochałem ją ponad życie, dawała mi tyle szczęścia. Uśpiłem Victorię, zajęło mi to półtorej godziny. Ogarnąłem się i ubrałem. Evelyn nadal spała. Przez te siedem lat stała się tak piękna, że czasami nie mogłem oderwać od niej oczu. Założyłem krawat i poprawiłem włosy. Później przeszedłem do pokoju Matthew. On tak szybko urósł. Nie mogłem uwierzyć, że ma już siedem lat. 

- Pobudka. - Potrząsnąłem lekko jego ramię. - Pora wstawać.

- Tatooo - mruknął, obracając się na drugą stronę.

- No dobrze - odpuściłem, odchodząc od jego łóżka. - 01 do K17, agent 05 nie stawił się na odprawie - powiedziałem, udając głos Spencera. Matthew był zafascynowany agentami. Mówił, że w przyszłości chce zostać najlepszym na świecie. Uwielbiał słuchać opowieści mamy o tym jak radziła sobie będąc agentką. Dostał od Spencera na gwiazdkę zabawkowy pistolet, z którym się nie rozstawał. Kiedy tylko usłyszał komunikat, zerwał się z łóżka.

- Agent 05, zgłaszam się - powiedział, salutując.

- Czy agent 05 spakował tornister? - zapytałem służbowym tonem.

- Tak.

- Piórnik też? - dopytałem dla pewności.

- Też.

- Mam nową misję dla agenta – oświadczyłem na poważnie.

- Gotowy na rozkazy – odezwał się.

- Ubrać mundurek.

- Tak jest.

- I zejść na śniadanie, zrozumiano?

- Tak.

- Zuch chłopak - pogłaskałem go i przeszedłem do pokoju dziewczynek.

- Księżniczki, pora wstawać. - Odsłoniłem różowe zasłony.

- Tataaa - zaprotestowała Rosalie.

- Co słoneczko? - zapytałem troskliwie, podchodząc do łóżka. 

- Spac – wyjaśniła.

- Kogoś tu trzeba połaskotać - uśmiechnąłem się i zacząłem gilgotać Rosalie, uwielbiałem jej śmiech. - To jak, wstaniesz?

- Tak.

- Katherine? - podszedłem do niej.

- Co z moim kucykiem? - zapytała gdy tylko mnie zobaczyła.

- A gdzie dzień dobry tatusiu? - powiedziałem surowym, lecz zabawnym tonem.

- Dzień dobry tatusiu - cmoknęła mnie w policzek. - Pamiętasz o przyjęciu? - zapytała, uśmiechając się. Widziałem w niej Evelyn, miała jej włosy i ten uśmiech.

- Oczywiście, że pamiętam córciu – objąłem ją.

- Ja tez bede – powiedziała radośnie Rosalie.

- Naprawdę? - udałem zdziwionego. - No dziewczynki, przygotujcie się ładnie, zaraz przyjdzie panna Medison, to wam pomoże.

Zostawiłem córki i wróciłem do sypialni. Evelyn jeszcze spała. Kiedy tak stałem i na nią patrzyłem, przypomniało mi się, jak kiedyś zasnęła w moim łóżku. Spencer nas nakrył, a to wszystko tak naprawdę stało się przeze mnie. Nie powinienem jej wtedy odurzać, ale nie mogłem znieść tego jak płacze. Otrząsnąłem się i podszedłem do łóżka.

W Blasku KoronyWhere stories live. Discover now