-Może...

***
Siedziałam na oknie słuchając muzyki. Spojrzałam na 0078 który był pogrążony w czytaniu książki.

-Która godzina?

Szatyn uniósł wzrok z nad książki, spoglądając na prawą rękę z zegarkiem.

-18:00

Normalnie teraz musiałabym iść zamiatać wspaniały korytarz, ale skrócili mi za dobre sprawowanie. Jeśli moge to tak nazwać...

Usłeszeliśmy pukanie do drzwi

-Zapraszam!-krzyknęłam.

Drzwi się otworzyły a po chwili ujrzałam 0038 i 0022.

-No siemka!- odewał się 0038.

-Hej!- przywitał się 0022.

-No to co robimy? - zapytałam.

-Lou, a możebyś odłożył tą cegłe co? Wracaj do rzeczywistości! - zaśmiał się zielonookoi siadając obok hybrydy.

-Co..? O...hej Hazz, Hej Luke! - zaśmiał się szatyn odkładając książkę na szafkę przy łóżku.

-Też tak mam jak się zaczytam, nie widze świata realnego poza książką- zaczął 0022.

-Kiedy ostatnio coś czytałeś?-zapytałam.

-Yyyy...Tak szczerze to nie pamiętam.

-No to prawdziwy mól książkowy z ciebie - piwiedział 0038 a po chwili wybuchliśmy śmiechem.

***
Graliśmy w karty.

-Ha! Szach-mat wygrałem! - powiedział zielonooki rzucając kartami na środek.

Wymieniliśmy zmieszane spojrzenia po czym głos zabrał Luke.

-A ty zdajesz sobię sprawe, że my gramy w karty a nie w szachy?

-W kartach nie ma czegoś takiego jak "szach-mat"- dodał Louis.

-To ja całe życie źle grałem w karty? - odezwał się Harry.

-Najwyraźniej..- powiedziałam po czy zaczęliśmy się śmiać.

Naszą "grę" przerawało pukanie do drzwi.
Spojrzeliśmy po sobie bo przecież wszyscy co mieli przyjść byli w środku a było trochę późno.

-Proszę! - krzyknęłam.

Dzwi uchyliły się a po chwili do pomieszczenia wszedł dyrektor.

-0038 do gabinetu. - rzucił i jak szybko się pojawił tak szybko zniknął.

-Co zrobiłeś? -zapyłał 0078.

-No właśnie nic? Nie wiem...

Zielonooki wstał i wyszedł.

Czekaliśmy na niego potem ale już nie wrócił.

***

Rano wstałam bezproblemowo. Czemu? Bo była sobota. Tak jest zawsze. Poszłam do łazienki i ogarnęłam się oraz ubrałam.

-Louuuu- podeszłam do hybrydy szturchając ją w ramie.

-Coooo? - odpowiedział zaspany.

-Wstawaj! Nie chcemy przecież marnować tego pięknego dnia prawda?

-A może ja chcę...

-Nie nie chcesz.- powiedziałam wyciągając go z łóżka za rękę.

Chłopak udał się do łazienki w celu ogarnięcia się a ja wiedziałam, że to trochę potrwa...

☆46 minut później☆

-No jestem. - wyszedł nareszcie z łazienki.

-Co ty tam tak długo robiłeś?!

-Ogarniałem się?

-Dobra, kiedyś mnie wtajemniczysz jak ty to robisz, że wchodzisz do łazienki jako zombie a wychodzisz i wyglądasz świetnie...

-Może kiedyś...- zaśmiał się.

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

-Proszę -powiedziałam.

Dzwi otworzyły się a do pokoju wszedł zielonooki z torbą na ramieniu.

-Hej...-powiedział smutno.

-Hej, coś sie stało? - zapytał Lou.

-Przyszedłem się pożegnać...

-COOO?! Jak pożegnać?!- wtrąciłam się.

-Wczoraj dyrektor powiedział, że dzisiaj przyjedzie rodzina która chce mnie adoptować...Jeszcze miesiąc temu bym się cieszył...Ale teraz...Będę za wami tęsknił...

-Słuchaj, zawsze jest jakieś wyjście...Nie wiem...zachowuj się źle, żeby cie tu oddali spowrotem czy coś no coś napewno wymyślisz! - zaczęłam panikować.

-Coś wymyślę...Obiecuję.-powiedział i przyciągnął nas do grupowego uścisku.

-Będziemy tęsknić...-powiedziałam a po moich policzkach spływały łzy.

-Ja też...Ale zobaczymy się niedługo. Obiecuję.-powiedział przecierając oczy.

-Powodzenia..- powiedział Lou.

-Dzięki...To do zobaczenia.-powiedział i wyszedł.

To co się przed chwilą stało jeszcze do mnie nie doszło.
Wiedziałam, że los nie może być dla mnie taki dobry i prędzej czy później to co mi dał mi odbierze. Ale dlaczego?! Dlaczego tak szybko!?

-Lou? Poradzimy sobie razem i on wróci, prawda?

-Wróci...Obiecał.Możemy do niego pisać codziennie. Masz jego numer?

-Mam.

-To dzisiaj wieczorem z Luke'iem napewno coś wymyślimy.

-Będzie dobrze?

-Będzie dobrze.

______________________

938 słów. 😃

Mój rekord. 😂

Ja wiem, że mnie zabijecie...😓

Do następnego xxx

Inna? ✔Where stories live. Discover now