Rozdział 2

2K 113 28
                                    

-No to 0..znaczy Agnes - poprawił się szybko dyrektor spoglądając na moją kartę, a mnie aż ciarki przeszły po plecach. Nigdy nie sądziłam, że mój dyrektor kiedykolwiek powie do mnie po imieniu a jednak cuda się zdarzają.

-Mam dla ciebie świetną wiadomość - dokończył. A mój wzrok raz padał na niego a raz na moją matkę, i w głębi duszy modliłam się żeby nie chodziło o to o czym myślę, ale jednak moje obawy potwierdziły się gdy usłyszałam kolejne zdanie.

-Twoja mama nie ma już problemu z alkoholem i możesz wrócić do domu - powiedział i sztucznie się uśmiechnął bo chyba sam nie wierzył w to co mówił.

A kto by uwierzył? Na kilometr wali od niej wódą plus te przekrwione oczy i tłuste włosy mówią same za siebie...Czy on jest ślepy czy chce się mnie pozbyć. Po rozmowie w gabinecie wnioskuję, że to drugie bo tylko na tym zyska. O nieee, nie pozbędzię się mnie tak łatwo.

-Kochanie tak za tobą tęskniłam, chodź możemy już wrócić do domu- powiedziała głosem tak przesłodzonym, że jestem pewna, że nabawiła cukrzycy wszystkie żyjace stworzenia w promieniu 100 tyś km.
Moja matka wyszła po moje rzeczy a ja spojrzałam na dyrektora pytającym wzrokiem.
-Daj jej szansę. Ehhh...jak by co to zawsze możesz...no wiesz...wrócić - uśmiechnął się do mnie ciepło.


-Skorzystam z propozycji- odpowiedziałam puszczając mu oczko.

***
Siedziałam w samochodzie ze słuchawkami na uszach i jechałam do domu.

Nawet mnie ciekawi czy coś się zmieniło.


Samochód zatrzymał się a ja odruchowo wyjęłam słuchawki z uszu.
-No to jesteśmy-powiedziała od razu wychodząc. Poszłam w jej ślady i chwile potem przekroczyłam próg domu.


Uderzył mnie silny zapach jakiegoś taniego wina.
-M..mamo?-to słowo o mało co nie utknęło mi w gardle. Ale udało mi się zwrócić jej uwagę.


-A gdzie jest..? Noo..Jack?-zapytałam niepewnie.


-Zostawił mnie rok po twoim oddaniu-powiedziała głosem wypranym z jakichkolwiek emocji.


-To ja będę szła d..


-Nigdzie nie idzesz!-krzyknęła przez co skuliłam się w duchu.


-Chciałam powiedzieć że będę szła do szkoły... Mamy dzisiaj na 8:45...-odpowiedziałam zdziwiona jej reakcją.


-To ja cie zawiozę a potem odbiorę.


-Ale ja mam..


-Nie obchodzi mnie to!-krzyknęła przerywając mi.


-Okay...-nie chciałam się kłócić więc ruszyłam w strone samochodu.

***
W szkole jak zawsze nuda a przerwy nie obyły się bez wyzwisk typu Sierota ale ja nie chciałam już zaprzeczać,że mój obecny status się zmienił bo jakoś w to nie wierzyłam, że tak łatwo poszło.Po znienawidzonej i nudnej geografi miałam wf czyli najbardziej niewdzięczna lekcja jaka istnieje. Nieważne jak bym się starała to i tak jest źle i tak zawsze to ja jestem najgorsza.
Więc standardowo na koniec lekcji musiałam wystąpić przed szereg  żeby wszyscy zobaczyli największą niezdare. Czasem mi coś nie wyszło ale tak to jakoś mi szło ale nie no oczywiście ona musiała patrzeć tylko wtedy kiedy mi nie wychodziło. Wracając stałam sobie tak mając w dupie to co ona tam pieprzy i nagle wpadłam na pomys żeby jej wreszcie wygarnąć co o niej myślę i jak pomyślałam tak zrobiłam.


-...więc ogarnij się wreszcie dziewczyno..


-Dobra sorry ale nie słuchałam. Ale dla odmiany teraz ty posłuchaj. Mam w dupie ten twój cały wf, piłka nożna w życiu nic mi się nie przyda bo już teraz wiem, że sportowcem nie zostane. Więc łaskawie w dupe sobie wsadź swoją krytykę bo nie ma po co strzępić sobie języka jak mnie tym nie zmotywujesz. Odwal się ode mnie. Mam nadzieję, że przekaz został zrozumiany bo powtarzać nie będę-powiedziałam z szerokim usmiechem na twarzy a jej mina była bezcenna. Najwyraźniej ją zatkało bo po chwili dziewczyny zczęły mi klaskać i czego się nie spodziewałam.


-Zadzwonię do ośrodka o twoje karygodne zachowanie!


-Tak się skałada, że zostałam adoptowana a matka i tak nie przyjdzie więc może mnie pani dupe pocałować - mówiąc to wyszłam z hali a po chwili usłyszałam dzwonek więc przebrałam się szybko i wyszlam przed szkołę czekając na mamę.

***
W domu odrobiłam lekcję i zeszlam na obiad. Gdy usiadłam przy stolę myślałam, że mi się cofnie bo były to jakieś mrożone warzywa które chyba były gotowane po raz piędziesiąty i w dodatku śmierdziały gorzej niż przepocone skarpetki...


-Mam to zjeść? Chcesz mnie otruć? - powiedziałam odtrącajac talerz od siebie.
-Jedz i nie marudź.


-Ale..


-I wogóle musimy porozmawiać-przerwała mi.


-Więc słucham- oparłam podbródek na pięściach.

-Od dzisiaj nie chodzisz już do szkoły.

___________________
Mam nadzieję że nie ma błędów
I że się spodobał :)
Jeśli tak to wiecie co robić

Do następnego xxx

Inna? ✔Where stories live. Discover now