1. Rozdział 4: (Nie) po myśli

12.3K 600 120
                                    

– Cześć – powiedział Draco, kiedy Astoria wraz z wózkiem weszła do gabinetu. Blondyn przeniósł swój wzrok na dziecko. – Czekaj, ty nie miałaś mieć wolnego? Przecież Timmy miał wyjechać z rodzicami na wakacje...

Astoria popatrzyła na Malfoya, próbując ocenić, czy żartował, czy był zupełnie poważny. Kiedy cisza stała się ciężka, dziewczyna pokręciła głową.

– Jesteś głupi – stwierdziła lakonicznie, po czym wyjęła dziecko ze spacerówki. – Timmy ma trzy latka, a Diana ma dziewięć miesięcy, prawda? – Drugą część zdania Astoria skierowała do dziewczynki, uśmiechając się do niej słodko. Draco przewrócił oczami. Denerwował go ton, którego używała, kiedy rozmawiała z dziećmi. – A wolne rzeczywiście mam, dzisiaj tylko wyjątkowo zajmuję się moją chrześnicą, tak? Bo rodzice szukają nowego domku we Francji, prawda? – Ponownie zwróciła się do małej blondynki.

– Ale ona podobna do Dafne – stwierdził chłopak, przyglądając się dziecku bliżej.

Swoje blond włoski musiała odziedziczyć po matce. Po Damienie Danecie, który był mężem Dafne i ojcem małej miała tylko kolor tęczówki. Reszta to wykapana matka. Patrząc na kształt jej oczu, nosa, ust i uszu, miał wrażenie, że ma przed sobą starszą pannę Greengrass – lub, jak jest poprawniej, panią Danet – w miniaturowej wersji. Do kompletu brakowało jej tylko zielonych oczu.

Oby charakter miała po ojcu – pomyślał mimochodem Draco. Owszem, lubił Dafne, ale tylko jako koleżankę. Nie wyobrażał sobie jej jako jego przyjaciółki. I mimo faktu, że ona i Astoria są siostrami, obie bardzo różnił nie tylko wygląd, ale charakter. Draco lubił osoby ambitne, zabawne, które w głowie miały ciut więcej niż tylko zakupy i makijaż. Co prawda dzięki Damienowi z tego wyrosła, ale posmak dawnej dziewczyny nadal pozostał.

– Zgadzam się – odpowiedziała Astoria. – Malutka Dafne.

– Bardzo urosła od czasu, kiedy widziałem ją na chrzcie – stwierdził, przyglądając się dziewczynce. Mimo tych słów nadal była dla niego malutką kruszynką. Jej dłoń przy jego wyglądała jak dłoń Hagrida i normalnego śmiertelnika.

– Tak to jest z dziećmi. Rosną szybciej, niż ktokolwiek się spodziewa. Zobaczysz, jak będziesz miał swoje dziecko, nim się obejrzysz, będzie dorosłe – rzekła dziewczyna. Kiedy skończyła to zdanie, podeszła w do wózka i wyciągnęła z niego dużą torbę. – Nasza kochana Diana ma dla nas niespodziankę, prawda? – powiedziała do dziewczynki, którą położyła obok torby. Draco szybko odsunął dokumenty, aby się nie pogięły.

– Czy mogę wiedzieć, co u licha robisz? – spytał, obserwując całą scenę. Panna Greengrass uśmiechnęła się słodko.

– Och, to ty jeszcze nie wiesz, co jest grane... – Pokręciła głową. – Jesteś głupi – powtórzyła.

I wtedy do Draco dotarł nieprzyjemny zapach. Już wiedział, jaką niespodziankę miała na myśli jego przyjaciółka i nie był zadowolony z tego, co miało się zaraz stać. Wiedział, że zamierzała przewinąć małą na jego biurku. Pospiesznymi ruchami, z których wręcz biła panika, zebrał dokumenty, które chwilę temu tylko odsunął. Następnie postanowił przerwać Astorii rozpakowywanie rzeczy, potrzebnych do zmiany pieluchy.

– O nie, nie ma mowy! Nie przewiniesz jej tutaj. To moje biurko! – warknął.

– No wiem, a niby czyje miałoby być? – powiedziała tonem, którym zazwyczaj zwracała się do dzieci. Draco przewrócił oczami. – Gdzieś muszę to zrobić.

– To zrób to gdziekolwiek, ale nie tutaj!

Greengrass spojrzała na niego zdenerwowanym spojrzeniem. Kątem oka spostrzegła, że Diana zaczęła się krzywić, co znaczyło ni mniej, ni więcej, że pielucha musi być szybko zmieniona, inaczej wybuchnie płaczem. Dziewczynka nie przepadała za pełnym pampersem.

Pełnia szczęścia | DramioneWhere stories live. Discover now