2. Rozdział 20: Jak dzieci

7.1K 408 240
                                    

– Granger, przysuń bliżej mnie te ziemniaczki. Trzeba szybko podawać indyka, póki ciepły – zwrócił się do Hermiony Draco, szczerząc się do niej szeroko.

Siedzenie w piaskownicy z samą Hermioną Granger było dla niego przekomiczne. Zawsze poukładana, całkiem poważna i przesiąknięta intelektem dziewczyna bawiąca się piachem. I obok niej on – częściowo w garniturze. Co prawda to nie najlepszy strój do tego typu aktywności, ale nie miał serca zostawiać ich samych z tak dużą klientelą na głowie. 

– Czy to przypadkiem nie miał być zwykły kurczak? – spytała, w tym samym czasie posłusznie podając mu plastikową, czerwoną miseczkę wypełnioną po brzegi piachem.

– Tak! To kurczak! – poparł ją Scorpius, który właśnie dodawał więcej wody do swojej błotnej zupy.

Draco przewrócił oczami. Doskonale pamiętał, że to miał być indyk... Czuł się zdradzony, kiedy Scorpius postanowił trzymać stronę Hermiony. Ależ ona go omotała wokół palca...

– Niech wam będzie – mruknął niechętnie.

Na zielony talerzyk przesypał „ziemniaki” i wtedy jego syn – mający funkcję właściciela całego lokalu, szefa kuchni i kelnera – poszedł podać danie klientowi. Na parę sekund zniknął za dużym krzewem berberysu, by wrócić i całą zawartość talerza z powrotem wsypać do piaskownicy.

– Bardzo smakowało! – pochwalił ich, po czym kontynuował robienie zaczętej wcześniej potrawy.

Hermiona i Draco wymienili się pełnymi rozbawienia spojrzeniami. Mimo młodego wieku, zdawał się świetnie radzić z rządzeniem. Panna Granger oczami wyobraźni mogła zobaczyć dorosłego syna na miejscu jego ojca w Malfoy Company. Dobrze wiedziała, że nadawałby się do tego. 

Mimowolnie uśmiechnęła się. 

– Granger? – Otrząsnęła się z myśli na dźwięk swojego nazwiska. – Nad czym tak namiętnie rozmyślasz? Zawiesiłaś się. 

– Ach, nic istotnego – skłamała szybko. Trybiki w jej głowie zaczęły intensywnie pracować. – Po prostu mam problem z nazwaniem sowy, kompletnie nie mogę wpaść na żaden pomysł... – łgała dalej. Chociaż... Wcale nie kłamała. Przecież jej sowa naprawdę była bezimienna i rzeczywiście wtedy kreatywność ją zawodziła.

– Masz blokadę, ale wcale ci się nie dziwię. Może to strach przed kolejnym idiotycznym imieniem? Jak się nazywała ta twoja ruda paskuda?

– Krzywołap – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Malfoy uśmiechnął się do nie uroczo. Nie wiedziała kiedy, ale zdążył już roztrzepać włosy. One, w połączeniu z obecnym wyrazem twarzy i białą koszulą podwiniętą do łokci, nadały mu wygląd młodego boga. Był przystojny i nie mogła temu zaprzeczyć.

– Nie złość się na mnie... Pomożemy ci przecież. Scorpius – zawołał syna. Ten podniósł wzrok znad kupki piachu, którą właśnie formował w jakiś niezindetyfikowany kształt. – Pamiętasz sowę pani Hermiony? 

– Nie.

– Miałam ją ze sobą w klatce, jak byliśmy na lodach... 

Już sama jego mina zdradzała, że nie miał pojęcia, o co im chodzi. Draco westchnął.

– No dobrze, nieważne. A gdybyś miał nazwać jakoś swoją sowę, to jak? Szukamy jakichś fajnych pomysłów, żeby pomóc pani Hermionie.

Pełnia szczęścia | DramioneDove le storie prendono vita. Scoprilo ora