Rozdział 25

4.5K 191 10
                                    

- Czy wyście całkowicie oszaleli ? - te pytanie usłyszeliśmy jako pierwsze, kiedy tylko przekroczyliśmy teren obozu. - Martwiliśmy się, bo nie widzieliśmy gdzie jesteście, a wam nawet nie chciało się nikogo poinformować. 

Teraz wszyscy wspólnie siedzimy na werandzie "tymczasowego" domku moich rodziców i słuchamy reprymendy od każdego z nich.

- Jesteście tacy nieodpowiedzialni. - mówi mama Kayli, a pan Firestin patrzy na nas zawiedzioną miną,ale nie tylko on - moi rodzice również.

- Emm...przepraszam. - odzywa się głos za pleców mojego taty, który jak się okazuję należy do pana Collins'a. - Dzieciaki poinformowały mnie, że opuszczają teren obozu, więc jeśli ktoś ponosi tu jakąkolwiek winę, to ja.

Patrzę zaskoczona na pana Collins'a, który z zakłopotania lekko poczerwieniał na twarzy.

- Eee...- mój tata spogląda na moją mamą szukając pomocy, ale ona całkowicie go ignoruję obejmując mnie opiekuńczo ramieniem i przysłuchując się rozmowie.

- To dosyć nie fortuna sytuacja. - mówi pan Whitford ostrożnie dobierając słowa.

- Nic nam się nie stało, więc wnioskując pan Collins nie ponosi żadnej winy. - odzywa się Archer stając obok nauczyciela i patrząc wyzywającym wzrokiem na swojego ojca. Uh, nie może sobie odpuścić.

Pan Whitford mierzy syna wściekłym spojrzeniem i nawet nie odrywając od niego swojego spojrzenia, mówi do pana Collins'a.

- Tym razem zostawimy te sprawę w spokoju, ale następnym razem nie będziemy tacy miłosierni. - w jego głosie pobrzmiewa ostrzegawcza nuta.

- Oczywiście. - odpowiada nauczyciel,wyraźnie się odprężając. No tak z Whitford'dami nigdy nie jest łatwo.

*

*

*

Po całej sytuacji Archer nawet nie czekając na rodziców odchodzi w nieznanym kierunku, a kiedy mam za nim ruszyć powstrzymuję mnie stanowczy wzrok ojca.

- Porozmawiamy w domu. - informuję mnie, łapiąc dłoń mamy i odchodząc zaraz za państwem Whitford.

W domu ? Przecież...O NIE.

W przypływie paniki zaczynam się rozglądać dookoła,a kiedy zauważam idącą w moją stronę przyjaciółkę, rzucam się biegiem w stronę lasu.

Nie wiem ile już przebiegłam, ale dookoła mnie panuję cisza i spokój, puki z impetem na kogoś nie wpadam.

Rozmasowuję bolące miejsce i leniwe unoszę wzrok.

- Archer ?

Chłopak bez słowa bierze mnie w ramiona i mocno przytula.

- Przepraszam. - szepczę, patrząc na mnie wzrokiem pełnym udręki. - To przeze mnie mamy przechlapane.

Uśmiecham się i kiwam go.

- Ale pomimo to, przeżyłam coś niesamowitego i uwierz jest to wartę takiej kary. - obejmuję go za kark i przytulam się mocniej - o ile to jeszcze możliwe.

Słyszę jak wzdycha i wtyka swoją twarz w moje włosy.

- Nie chce stąd wyjeżdżać. - szepczę cicho.

Czuję jak na moje słowa Archer jeszcze bardziej się spina i składa subtelny pocałunek na moich włosach.

- Ja też nie. 

*

*

*

Przez całą drogę powrotną do obozu na mojej twarzy gościł uśmiech - i nie, nie był on spowodowany tym, że Archer trzymał mnie za rękę, tylko tym, że czuję się szczęśliwa, wiedząc, że jeden problem mam już z głowy.

- Pójdę porozmawiać z rodzicami, - mówi chłopak, gdy docieramy do obozu.

- W porządku. - przytakuję i odwracam się by odejść, ale zostaję gwałtownie obrócona tak, że ląduję w ramionach chłopaka.

- Spotkajmy się tutaj o 20, chce ci coś pokazać. - mówi szeptem, a kiedy mam zamiar się wtrącić daję mi szybkiego całusa w policzek i odchodzi w przeciwną stronę.

Przez chwilę stoję w miejscu i próbuję zebrać myśli, ale w końcu mozolnym krokiem ruszam w stronę mojego domku, gdzie mam się spotkać z rodzicami.

Kiedy docieram na miejsce zastaję rodziców w dość dziwnej sytuacji, mianowicie - któreś z nich uruchomiło stare radio i teraz oboje tańczą do muzyki z lat 80.

Stoję w progu i zastanawiam się co ze sobą zrobić, bo na pewno nie mam zamiaru im przeszkadzać. Na szczęście moim wybawieniem okazuję Simon, który przystaje obok mnie i patrzy na rodziców z wytrzeszczonymi oczyma.

- Co...? - zerka na mnie pytającą, ale ja jedynie kręcę głową i odciągam go na bok. 

- Nie przeszkadzajmy im. - tłumaczę bratu.

Kiwa głową nadal mając wzrok utkwiony w domku, ale po chwili na jego usta wstępuję szatański uśmieszek, który tylko się poszerza, gdy jego wzrok ląduję na mnie i wtedy już wiem, że przez najbliższe godziny, nie będę się nudzić.

 *

*

*

Miałam rację - do godziny 18 przesiedzieliśmy z Simon'em nad jeziorem i rozmawialiśmy na przeróżne tematy.

Gdy wróciliśmy nie zastałam w swoim domku rodziców, ale za to znalazłam karteczkę :

           Ty razem odpuszczamy ci kary, ale następnym razem lepiej informuj nas o swoich             wyjściach.

Nie musiałam sprawdzać, żeby wiedzieć, że całą wiadomość napisał tata, ale no cóż lepsze to, niż ich osobiste kazanie.

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam szukać jakiś wygodnych ubrań na spotkanie z Archer'em. Zdecydowałam się na czarne szorty z frędzlami oraz luźną, żółtą koszulkę. Z tym zestawem udałam się do łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic i ubrałam się w przygotowany zestaw.

Zerkam przelotnie na zegar, który wskazuję 19:45 co znaczy,że mam jeszcze 15 minut na delikatny makijaż składający się z : podkładu, odżywki do rzęs i waniliowego błyszczyka.

Gdy kończę siadam na parapecie skąd zaczynam przypatrywać się gwiazdom, które dopiero co zaczęły pojawiać się na niebie.

Leniwe podnoszę się ze swojego miejsca, gdy zegar wskazuję 19:57. Zabieram cienki sweter i wychodzę z domku.

Równo o 20:00 koło mnie pojawia się Archer i podaję mi dłoń, którą ujmuję by po chwili być ciągnięta przez las.

- Emm, gdzie idziemy ? - pytam po paru minutach drogi, gdy krajobraz wokół nas się nie zmienia. 

Zerka na mnie przez ramię i posyła tajemniczy uśmiech.

- Niespodzianka.

- Uh, nienawidzę ich. - mruczę pod nosem.

Na szczęście moja niewiedza mija po kilku minutach, gdy wychodzimy na piękną łąkę z dmuchawcami.

- Wow. - szepczę, puszczając dłoń chłopaka i robiąc parę kroków naprzód. - To jest niesamowite. 

Słyszę za sobą śmiech Archer'a i jego kroki.

- I co nadal nienawidzisz niespodzianek ?

Krzywię się nieznacznie.

- Tak, są beznadziejne.

Teraz oboje się śmiejemy, a gdy odwracam się w jego stronę zauważam, że stoi bliżej niż przypuszczałam. Jego oczy utkwione są w mojej twarzy, dokładnie ją analizując...

- Archer... - jego usta opadają na moje,a dłonie zacieśniają się na tali. 

Przez chwilę się waham, ale gdy jego usta zaczynają bardziej napierać, poddaje się i oddaję pocałunek.

__________________________________________________________

Ooo Tak! - Pierwszy pocałunek. Nie miałam pomysłu jak go "wtopić" w fabułę, ale na szczęście dostałam olśnienia i taki sposobem powstało to coś u góry. Liczę na wasze opinie co do tego rozdziału w komentarzach. :* Buziaki i Miłego tygodnia.

Desire✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz