Rozdział 78. Walka cz. 1

5.1K 504 75
                                    

Dni mijały w zastraszającym tempie i zanim Lily zdążyła się zorientować za oknem zobaczyła wirujące, białe płatki śniegu.  Jęknęła widząc mokry puch pokrywający jej podwórko. Lubiła zimę bo kojarzyły jej się z nią święta, ale śnieg w listopadzie nie był czymś na co czekała. Zeszła na dół rozkoszując się ciszą jaka panowała w całym domu. Jej mama wyjechała do ciotki na kilka dni, a ona nie mogła opuścić zajęć w szpitalu, więc została sama. 

Odkąd się obudziła nie opuszczało jej dziwne uczucie niepokoju. Starała się je zignorować kiedy przygotowywała śniadanie i kawę oraz później zbierając się na kurs. Nic jednak  nie pomagało, gdyż cały czas czuła wewnętrzne rozedrganie. Podczas trzech godzin zajęć z Zaklęć Medycznych i dwóch z Uzdrawiających Mikstur nie mgła skupić myśli. 

- Wszystko w porządku? - zapytała jedna z będących z nią w grupie dziewczyn. Lily wymusiła uśmiech i pokiwała głową. 

- Nie czuję się dziś najlepiej. - powiedziała. 

Kiedy opuściła szpital na zewnątrz robiło się już ciemno, a śnieg z rana niemal całkowicie zniknął pozostawiając za sobą kałuże. Lily zmierzała właśnie do miejsca z którego mogłaby się bezpiecznie deportować, kiedy wąska bransoletka zdobiąca jej przegub zacisnęła się lekko i rozgrzała. Rudowłosa spojrzała na nadgarstek. Dostałe tą ozdobę od profesora Dumbledora. Każdy członek Zakonu Feniksa dostał coś podobnego, aby można było szybciej informować o nagłych zebraniach. Lily przekręciła ozdobę. Zobaczyła, że pojawiły się tam pochyłe litery układające się w adres. Szybko dobiegła do punktu aportacyjnego i myśląc cały czas o podanym adresie zniknęła z cichym trzaskiem. Na miejscu zgromadziła się już znaczna część członków Zakonu. Evans wypatrzyła w tłumie Jamesa i Remusa do których od razu pobiegła. 

- Co się dzieje? - zapytała przytulając Pottera. 

- Mamy doniesienie, że planują atak. - wyszeptał rozglądając się za Syriuszem, Remus. - Jesteśmy potrzebni, żeby osłaniać aurorów.

Albus Dumbledore zarządził ciszę i zaczął rozdzielać zadania między poszczególne osoby. 

- Lily i Remus. - powiedział kiedy do nich podszedł. - Wy będziecie starać się odciągnąć rannych od głównego pola i w miarę waszych możliwości macie im pomóc. 

Dziewczyna pokiwała głową. Zrobiła zdziwioną minę kiedy siwowłosy mężczyzna nie wydał żadnych dyspozycji jej chłopakowi. Zapytała go o to, a James położył jej dłonie na ramionach i spojrzał w oczy. 

- Lily mamy za mało wyszkolonych aurorów do dyspozycji. - wyjaśnił. - Muszę iść z nimi. 

- Nie. - powiedziała dziewczyna. - Przecież... 

Potter przyciągnął ją do siebie i przytulił. Czuł jak drobne ramiona Lily drżą w jego uścisku. 

- Wszystko będzie dobrze. - powiedział wplatając palce w jej włosy. - Zobaczysz. 

- Obiecaj, że będziesz na siebie uważał. - poprosiła odsuwając się od niego.

 - Obiecuję. 

~*~

Miejscem ataku miała być mała mugolska wioska niedaleko Londynu. Syriusz kucając za czymś, co niemagiczni ludzie nazywają samochodem obracał w palcach swoją różdżkę. Czuł jak narasta w nim ekscytacja. Oczywiście strach też majaczył na krańcu jego świadomości, ale nie dopuszczał aby przejął on nad nim kontrolę. Od tego czy dzisiaj się sprawdzi, zależy to jak będą postrzegali go inni aurorzy. Po jego prawej stronie, za niewielkim murkiem był ukryty James. Okularnik spojrzał na niego i mrugnął. 

W ułamku sekundy rozpętało się piekło. Na rynku zaroiło się od postaci w czarnych pelerynach, które bez zwłoki podpaliły najbliżej stojące budynki. W powietrzy rozległ się przeraźliwy gwizd będący sygnałem aurorów do ataku. Łapa wyskoczył zza samochodu i posłał w kierunku postaci kilka szybkich zaklęć rozbrajających i oszołamiających, po czym ukrył się za jednym z budynków. Śmierciożercy bardzo szybko przystąpili do ataku. Zielone promienie wystrzelały raz za razem z ich różdżek. Łapa zobaczył uskakującego w ostatniej chwili Jamesa, który w odpowiedzi na zaklęcie uśmiercające rzucone w jego kierunku machnął różdżką w kierunku ziemi. Podłoże pod stopami dwóch popleczników Czarnego Pana zaczęło pękać,a wyłaniające się z niego korzenie powoli oplatały ich ciała.

Syriusz zanotował sobie w pamięci, aby zapytać przyjaciela o to zaklęcie. Nie czekając ani chwili dłużej znowu wyłonił się ze swojej kryjówki atakując najbliżej stojące, ubrane na czarno postacie. Udało mu się unieszkodliwić dwie, gdy w jego stronę pomknął jasny promień. Zrobił więc to co pierwsze przyszło mu na myśl. Przywołał do siebie zaklęciem leżące nieopodal, wyrwane z zawiasów drzwi. Kawałek drewna zasłonił go akurat w tym momencie, gdy czar był już bardzo blisko. Siła zaklęcia, które roztrzaskało drzwi odrzuciła do to tyłu.

- Okej? - krzyknął do niego Potter nie przerywając wymiany zaklęć z atakującym śmierciożercą. Łapa odkrzyknął, że wszystko w porządku i rzucił się w wir walki. Kątem oka zobaczył Remusa odciągającego z linii ognia rannego mężczyznę. Jego różdżka przecięła powietrze, a promień który wystrzelił z jej końca trafił prosto w klatkę piersiową przeciwnika. Łapa znowu zaczął szukać wzrokiem Jamesa, który walczył przed chwilą tuż obok niego. Kiedy go odnalazł ruszył pędem w jego kierunku. Rogacz stał plecami oparty o ścianę i usiłował odpierać ataki z trzech stron. Syriusz dobiegł do niego w ostatnim momencie gdyż, żółty promień wystrzelony z jednej z różdżek musnął bark chłopaka powodując obfite krwawienie. James syknął i zachwiał się. Ta chwila mogła kosztować go życie, ale interwencja najlepszego przyjaciela je uratowała. Łapa szybko przejął kontrolę nad pojedynkiem, a gdy James był w stanie dalej walczyć ramię w ramię szybko wykończyli przeciwników. 

- Dzięki Łapo. - wydyszał okularnik. Syriusz posłał mu uśmieszek.

 - Od tego są przyjaciele. - odparł i ruszyli aby pomóc w schwytaniu tych śmierciożerców, którzy jeszcze nie zdążyli się aportować. 

~*~

- Lily postaraj się zatamować krwawienie. - polecił Remus mamrocząc cicho zaklęcia nad nieprzytomnym aurorem. Evans zabrała się do pracy i już po chwili po ranie na brzuchu nie było śladu. Bała się jednak, że mogło dojść do poważnych obrażeń wewnętrznych, których nie była w stanie wyleczyć w takich warunkach. Cichy trzask oznajmiający teleportacje sprawił, że jej serce zbiło mocniej. Odwróciła się z różdżką gotową do ataku i zamarła. Cztery zakapturzone postacie celowały w nią i Remusa. Blondyn również znieruchomiał. Cichy śmiech jednego ze śmierciożerców sprawił, że rudowłosa poczuła jeszcze większe przerażenie. 

- Szlama i wilkołak. - zamruczała Bellatriks. - Ale nam się poszczęściło.

Sekrety Huncwotów ( The secrets of the Marauders)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz