Rozdział XVIII

189 18 4
                                    


*ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA*


Miałem normalne dzieciństwo. Mama była florystyką ,a tata rybakiem. Zawsze okazywali mi swoją miłość kiedy tylko mogli. Jako dziecko nie miałem przyjaciół. Rodzicie często się przenosili przez co nie miałem jak pielęgnować znajomości. Wszystko skończyło się wtedy gdy dowiedziałem się że moi rodzice zostali zamordowani. Nie wiedziałem dla czego. Chociaż przypuszczałem że to ze względu na naszą odmienność. Kiedyś myślałem że wszyscy tak potrafią. No cóż jestem, byliśmy wyjątkowi.  Nie miałem żadnych ciotek, czy babć. Odesłano mnie do sierocińca.  Tam nie znałem nikogo jak przez większość mojego życia.Tam traktowano mnie źle. Karano mnie za drobne przewinienia. Dzieci wyśmiewały się ze mnie, nie pasowałem do żadnego z nich. Byłem inny. Dowiedziano się kim jestem. Chcieli mojej śmierci. Byłem zagrożeniem, plagą, czarną owcą , na którą zrzucano problemy tego świata. Wyrzucono mnie kiedy miałem jedenaście lat. Co jedenastolatek mógł zrobić sam ze sobą w wielkim świecie nie mając nikogo? Nic. Podróżowałem przez jakiś czas, aż w końcu nadeszły najgorsze dni. Odbiło się to na mnie w straszny sposób. Pływałem w pewnej zatoce mając odrobinę spokoju. Niedaleko mnie pływał jakiś kuter. Ludzie z niego złapali mnie jak zwierze w sieci. Łowcy głów jak tak ich nazwałem. Złapano, nazwano i wysłano w świat by spełniać rolę wystroju wnętrz i zachcianek. Obiecałem sobie wtedy że nigdy już nikomu nie zaufam. Nigdy, przenigdy. Ludzie to potwory bojące się odmienności.




    Czułem chłód, przeplatany z bólem i strachem. Odzyskałem świadomość. Nadal kręciło mi się w głowie. Nie wiedziałem gdzie jestem, co dokładnie się stało. Otworzyłem oczy. Nic, ciemność. Miałem je związane jak ręce i nogi. Leżałem na czymś zimnym jak płytki lub kamień. Nie byłem sam. Ktoś chodził po pokoju. Słyszałem jak ciężko stawia kroki. Nie byłe pewny czy jest tu ktoś jeszcze. Bałem się. Jak mogłem dać się zmanipulować jak dziecko i wpaść w ręce porywacza. Idiota ze mnie. Jak mogłem się tego nie domyśleć. Usłyszałem odgłos drzwi. Ktoś wszedł.

-Trzeba go przenieść- rzucił, wtedy jego towarzysz chwycił mnie mocno za ramiona i pociągnął po podłodze. Wyszliśmy z pomieszczenia. Znalazłem się na korytarzu ,w którym świeciło ostre, jasne światło przebijające się przez materiał ,którym miałem przewiązane oczy. Słyszałem jakiś hałas. Samochody. Przewożą mnie gdzieś? Czułem że odlatuje, moja głowa bolała mnie, a ja znów usypiałem. Wrzucili mnie na jakiejś furgonetki. Rozpoznałem pojazd próbując patrzeć przez materiał. Byłem sam i wtedy znów straciłem przytomność.

Znalazłem się w szarym, małym pomieszczeniu z małą ilością światła. Ściany obite metalem. Brak okien, tylko przesuwne drzwi bez klamki na pewno zamknięte. Bolała mnie głowa i było mi zimno, ale tym razem coś widziałem. Ręce miałem skute związane jaki i nogi. Ubrany zostałem w krótkie spodenki i białą koszulkę z numerem 34. Nie sądzę że ten numer był przypadkowy to raczej numer oznaczający mnie na jakiejś liście. Przewieziono mnie do jakiejś celi czy co. Za pewnie tak. Westchnąłem cicho, znowu będę przechodził przez piekło. Nawet nic z tym nie mogę robić. Co uciec. Proszę, to niemożliwe zwłaszcza w tym momencie. Co ja narobiłem. Co sobie pomyśli Satoru? Będzie się martwił. Dlaczego zgodziłem się na spotkanie w jakimś domu nie znanego mi faceta, który od razu wydawał mi się podejrzany. To jak wejść prosto w paszczę lwa. Idiota ze mnie. Oprócz strachu tym co może mnie tutaj spotkać w mojej głowie nie dawała mi żyć jedna myśl. Co się dzieje z Satoru? Zaczął mnie szukać? Załamał się? Coś sobie ubzdurał i w to uwierzył? Możliwości było dużo. Usłyszałem odgłos otwierania drzwi. Zawiało chłodem. W drzwiach stanął wysoki mężczyzna ubrany wyłącznie w czarne ubrania, czarne okulary , a włosów nie miał co przerażało mnie jeszcze bardziej. Teraz szybkie łączenie wątków. ZOSTAŁEM PORWANY!

Sairen? 
サイレン| YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz