Rozdział 1. Wakacyjny wyjazd

Start from the beginning
                                    

Czas na Privet Drive minął tak szybko, że aż żal mi było wyjeżdżać. Podczas pożegnania z Harrym jeszcze raz obiecałam mu, że będę często pisać i pojechaliśmy na lotnisko w Londynie. Byłam podekscytowana, ponieważ jeszcze nigdy nie leciałam samolotem.
Na miejscu byliśmy dopiero pod wieczór tamtejszego czasu. Z zachwytem rozglądałam się po okolicy, gdy kierowca zawoził nas do hotelu. Po drodze przejeżdżaliśmy przez miasto, a za nim mijaliśmy plantacje bananów i sady pomarańczowe.
— Będzie gorąco — mruknęła Nicole, kiedy wysiedliśmy z samochodu. Chociaż było już ciemno, powietrze było bardzo nagrzane.
— Damy radę! — powiedział Billie i pomógł nam z walizkami. Jeszcze chwilę stałam przed hotelem i spojrzałam na morze. Fale były takie spokojne.
— Kolejni turyści — usłyszałam syk. Szybko rozejrzałam się wokół siebie, ale nikogo nie było. Obok stopy przemknął mi wąż.
— Ty to powiedziałeś? — zwróciłam się do niego. Wąż nagle się zatrzymał i spojrzał na mnie.
— Znasz naszą mowę? — zapytał z niedowierzaniem. Skinęłam głową. Chciałam coś powiedzieć, ale Billie wyszedł, żeby mnie zawołać. — Do zobaczenia jutro — usłyszałam. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam do pokoju za moim starszym bratem.

Wieczorem, krótko przed snem, przypominałam sobie, jak Severus odkrył, że potrafiłam porozumiewać się z wężami. Miałam cztery czy pięć lat i żeby nie przeszkadzać mu w przygotowywaniu eliksirów dla pani Pomfrey, spędzałam ten czas na podwórku. Niestety wokół nie było dzieci, które chciałyby się ze mną bawić, ponieważ każdy unikał wszystkiego związanego z tym dziwnym Snape'em, w tym mnie. Siedziałam na trawie, bawiąc się lalką, kiedy nagle przypełzł wąż. Dopiero po latach odkryłam, że to była jadowita żmija. Wtedy tego nie wiedziałam i bez cienia strachu zaczęłam z nią rozmawiać. Po chwili pojawiły się kolejne węże, które były zainteresowane człowiekiem znającym ich mowę.
Pozwalałam im pełznąć po sobie, co uważałam za bardzo zabawne. Za ich pozwoleniem oglądałam je cal po calu, podziwiając ich wzorki i ostrożnie dotykając ich skóry. Spędziłam z nimi godzinę, kiedy Severus wyszedł zawołać mnie na obiad. Ten widok go przeraził: Kazał mi się nie ruszać i wyciągnął różdżkę, do dziś nie wiedziałam, co naprawdę chciał zrobić.
— One nic mi nie zrobią! — powiedziałam do niego wesoło i ze śmiechem żartowałam z Severusa, a węże mi wtórowały. Gdy on to usłyszał – zbladł. Nie z powodu tego, co powiedziałam, ponieważ nie był w stanie mnie zrozumieć, ale zszokował go sam fakt, że mogłam rozmawiać z tymi stworzeniami. Tego dnia dowiedziałam się dwóch rzeczy: byłam wężousta i to wcale nie była tak popularna umiejętność, jak do tej pory sądziłam. Severus wyjaśnił mi, że ona kojarzy się głównie z Czarną Magią oraz Salazarem Slytherinem; to ostatnie mnie nie dziwiło, już wtedy wiedziałam, że jestem jego potomkiem. Ale od tamtej pory, jeśli już rozmawiałam z wężami, uważałam na to, by nikt mnie nie widział. Jednak lubiłam te stworzenia, a one lubiły mnie. Czułam się dobrze w ich towarzystwie i od lat błagałam Severusa, żeby pozwolił mi jakiegoś przygarnąć. Miałabym przyjaciela, z którym tylko ja mogłabym rozmawiać. Niestety nie chciał się na to zgodzić, Jessica również nie chciała o tym słyszeć, węże ją przerażały.
O mojej zdolności, poza Nikeyami, wiedziały tylko trzy osoby: Severus, Draco i profesor Dumbledore. Wcześniej przebywałam głównie wśród mugoli, więc podzielenie się z nimi tą informacją, poskutkowałoby tym, że zaczęto by mnie uważać za wariatkę. Rodzice Dracona nic nie wiedzieli, ponieważ Severus prosił mnie, żebym im o tym nie mówiła. Później w szkole również nie zdradzałam tego, bojąc się, że ktoś może domyślić się, kim był mój ojciec, szczególnie że byli ludzie, którzy doskonale wiedzieli, że Voldemort rozmawiał z wężami.
Obróciłam się na bok i zamknęłam oczy. Zanim zasnęłam, marzyłam o tym, jak dostaję od kogoś węża, który słuchałby tylko mnie i któremu mogłabym o wszystkim opowiedzieć. Jednak leżąc w hotelowym łóżku, na wyspie oddalonej o ok. 2500 mil od Londynu, nie wiedziałam, że moje marzenie może się spełnić i to dzięki osobie, od której nie spodziewałam się dostać czegokolwiek.

Na wyspie było tak gorąco, że całą rodziną tylko leżeliśmy na hotelowych leżakach, ukryci pod wielkimi parasolami. Nawet Lindsay i Jessica, które lubiły się opalać, na słońcu przebywały tylko rano i po południu, a w najgorsze godziny ukrywały się razem z nami. Od czasu do czasu wchodziliśmy do morza, żeby się ochłodzić. Przy hotelu ułożono z kamieni taką zatoczkę, żeby również dzieci mogły się bawić w słonej wodzie, bez ryzyka, że wypłyną za daleko. Do zatoczki prowadziły schody oraz z drugiej strony drabinka, więc jak wchodziłam do wody, czułam się, jakbym wchodziła do basenu.
Przez cały wyjazd głównie czytałam książki. Zabrałam ze sobą dwie dotyczące magii, zaklęć i eliksirów, które pożyczyłam od Severusa, ale przeczytałam je tak szybko, że potem sięgnęłam po książki mojego rodzeństwa. Lindsay zabrała Wiedźmy, Matyldę oraz Charlie i fabryka czekolady autorstwa Roalda Dahla. Byłam zaskoczona jej wyborem, bo właściwie te książki były przeznaczone raczej do dzieci w moim wieku niż w jej. Mimo to cieszyłam się, bo nie potrafiłam się od nich oderwać i pochłonęłam je w zaledwie dwa dni. Zanim zaczęłam narzekać, że znów nie mam nic do robienia, Billie pożyczył mi Władcę Pierścieni. Drużynę Pierścienia Tolkiena. Chociaż historia drużyny również mnie pochłonęła, ukończyłam książkę zaledwie dzień przed powrotem do domu.
Kiedy tylko nie czytałam, rozmawiałam z wężem, którego spotkałam pierwszego dnia. Codziennie przychodził, chociaż bał się kotów krążących po terenie hotelu, które polowały na niego i jego krewnych. Był moment, w którym wąż o mało nie padłby ofiarą jednego z nich, ale udało mi się go szybko podnieść i schować w swoich dłoniach. Jego opowieści były interesujące, dużo opowiadał mi o ludziach tu mieszkających i ich zwyczajach. Teoretycznie sama powinnam była to zobaczyć na własne oczy, ale wyjście do miasta w taki upał by mnie zabił. Jeśli wybieraliśmy się na spacer, to tylko po kolacji.
Pisałam również dużo listów. Wysyłałam Szafran do Dracona, Amandy, Hermiony i bliźniaków. Za każdym razem, gdy powracała z odpowiedzią – przylatywała głównie wieczorami, żeby nikt jej nie zauważył – z uśmiechem otwierałam listy. Tylko jedno mnie martwiło: Mimo że do Harry'ego napisałam już trzy razy, Szafran zawsze wracała bez odpowiedzi. Była również jakaś inna, jakby rozczarowana tym, że nie zdołała wypełnić swojego zadania. Wtedy żałowałam, że nie rozumiałam mowy sów. Gdybym tylko mogła od niej usłyszeć, co się stało! Chciałam wrócić na Privet Drive, chociaż na jeden dzień, żeby zobaczyć, czy z Harrym wszystko jest w porządku, ale Jessica nie chciała się na to zgodzić. Pozostawało mi mieć nadzieję, że tylko niepotrzebnie panikuję, ale miałam przeczucie, że coś było nie tak.


Redakcja & korekta: as_ifwhat


Nie mogę w to uwierzyć, że 101 osób mnie obserwuje! Dziękuję, nie spodziewałam się, że będę tu miała tylu czytelników!
Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze. Mam nadzieję, że druga część również Wam się spodoba :)

Isabella Potter 2Where stories live. Discover now