32

6.3K 374 11
                                    

* Nathaniel *

Obudziłem się o świcie i nie chcąc budzić Zoe po cichu wstałem i wziąłem szybki prysznic. Mimowolnie przypomniałem sobie wczorajszą rozmowę dziewczyn. Jak daliśmy się tak w to wkręcić, skoro doskonale wiedzieliśmy, że nie mówią poważnie? Z resztą, jakie to miało teraz znaczenie? Westchnąłem zakładając koszulkę. Wróciłem do pokoju i zostawiłem Zoe krótki liścik. Wyszedłem z domu, wsiadłem do Jaguara i ponownie pojechałem do opuszczonego domu na obrzeżach. Kellan już czekał i na mój widok wyszczerzył się.

- Jak tam ojcze chrzestny? Twój czar bossa nadal działa? - zaśmiał się. Walnąłem go w ramię posyłając jednocześnie mordercze spojrzenie.

Niebawem dołączył do nas Diego. Okazało się, że nie jest jakoś specjalnie dobry, dlatego cieszyłem się, że miałem go na oku. Nie potrzebowałem, żeby przez swój brak doświadczenia spieprzył nam akcję.

- Dobre wieści. Wczoraj w nocy policja znalazła dwa ciała z dziurami po kulach - odezwał się Latynos. - Gość nieźle podziurawił Collinsa, po czym strzelił sobie w łeb - zachichotał.

- Grunt, że wywiązał się z zadania - skomentowałem.

Trudno, żeby tego nie zrobił po tym, jak Diego załatwił mu nie powiązaną z nami broń, a Kellan dał mu cynk, kiedy skurwiel będzie sam, co wywnioskowaliśmy po naszej obserwacji. Jednak nie sądziłem, że uda mu się to tak szybko.

- No to teraz musimy to uczcić! - zawołał zadowolony Diego. - Znam świetny klub!

Miałem dość tego szczeniaka i jego głupoty.

- Słuchaj szczeniaku nie obchodzi mnie, czemu mój ojciec cię zatrudnił, ale jeśli chcesz dalej w tym siedzieć naucz się pierdolonej dyskrecji - warknąłem.

Widziałem przerażenie w jego oczach, kiedy kiwał głową. Czyli znał moją reputację. No i świetnie. Przynajmniej mnie posłucha.

- W takim razie nic tu po nas - przemówił Kellan. - Tak się składa, że poznałem wczoraj niezłą panienkę i zostawiłem ją w łóżku, więc sam rozumiesz - posłał mi znaczące spojrzenie.

- Ty możesz już iść - zwróciłem się do wciąż wystraszonego Latynosa. - Do ciebie mam jeszcze jedną sprawę.

Dopiero, kiedy zostaliśmy sami oparłem się o ścianę i spojrzałem na kumpla.

- Wydaje mi się, że poszło zbyt łatwo - wyznałem. - Tamci jeszcze nie skończyli, jednak mimo wszystko nie uważasz, że skoro gość dorwał go tak szybko, coś jest nie tak? Po kimś z wiedzą i doświadczeniem Collinsa nie spodziewałem się, że będzie tak nieostrożny.

- Wiem, o czym mówisz. Też wydało mi się to dziwne - przyznał cicho.

- Możesz przez jakiś czas mieć oko na sytuację? Tylko dyskretnie.

- Nie ma sprawy - zgodził się od razu.

Pożegnałem się z nim i udałem się do doków. Musiałem upewnić się, że jutrzejszy transport dotrze na czas i jeszcze dzisiaj wyruszy opłaconym statkiem na Kubę.

* Zoe *

Kiedy się obudziłam Nathana znów nie było. Przynajmniej zostawił liścik. Po długie kąpieli przebrałam się w jeansy i czarny crop top z prześwitującymi plecami, po czym zeszłam do kuchni przygotować śniadanie. Nie chcąc spędzić całego dnia w domu wysłałam Nathanowi wiadomość, że wybieram się na spacer i chowając wszystkie potrzebne rzeczy do torebki wyszłam z domu.

Przechadzałam się uliczkami dziękując za doskonałą pamięć, inaczej już dawno bym się zgubiła. Po drodze wstąpiłam do lodziarni, a następnie poszłam do parku. Usiadłam na wolnej ławce przyglądając się bawiącym dzieciom. Mimowolnie uśmiechnęłam się widząc ich roześmiane twarze i nie mogłam poradzić nic na to, że zaczęłam zastanawiać się, czy i ja będę jednak mogła mieć kiedyś dziecko. Choć ciężko byłoby mi wyobrazić sobie Nathana w roli ojca.

Obiad zjadłam w jednej z restauracji, po czym skierowałam się do Muzeum Historii Naturalnej. Z całej wystawy najbardziej spodobały mi się znaleziska ze starożytnego Egiptu. Wyglądały pięknie z tymi zdobieniami i hieroglifami, chociaż szkielety dinozaurów też zrobiły na mnie wrażenie. Nigdy nie sądziłam, że były aż tak wielkie. Później krążyłam po mieście bez konkretnego celu. Właśnie miałam wracać, kiedy poczułam, jak ktoś szarpie mnie za ramię. Chciałam się wyrwać, ale napastnik był szybszy i ostatnie, co zapamiętałam to jego ręce na mojej szyi.

* Nathaniel *

Carlos, kolejny Latynos pojawił się w dokach punktualnie. Razem z kontenerem. Był już po czterdziestce i wiedziałem, że niebawem ojciec zastąpi go kimś innym, młodszym, ale nie zamierzałem mu tego mówić.

- Dobrze cię widzieć - uśmiechnął się na mój widok podając mi dłoń. - Co słychać?

- Będzie świetnie, kiedy dostaniemy kasę, a kontener trafi na Kubę - powiedziałem. Uścisnąłem mu dłoń ze śmiechem.

On również się zaśmiał zanim wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył kontener. Wszedłem za nim do środka i moim oczom ukazało się około dwudziestu przerażonych dziewczyn. Wszystkie były związane i miały zaklejone taśmą usta. Na nasz widok zaczęły krzyczeć i próbowały się odsuwać, ale kiepsko im to wychodziło. Zachichotałem.

- Myślisz, że mają werwę? - zwrócił się do mnie, choć jego wzrok utkwiony był w dziewczynach.

- Tego się już nie dowiemy - stwierdziłem.

Wyszliśmy, a on zamknął kontener. Kilka minut później pojawiło się jeszcze czterech naszych. Oparłem się o ścianę kontenera patrząc w niebo. Słyszałem wciąż przerażone dziewczyny i lubieżne komentarze chłopaków na temat tego, co zrobiliby z nimi. Miałem nadzieję, że nie są na tyle głupi, by próbować wcielić te pomysły w życie. Dostaliśmy konkretne zamówienie. Właśnie dlatego musieliśmy upewnić się wcześniej, czy wszystkie dziewczyny są dziewicami nim zostały wsadzone do kontenera. Niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz. Zoe. Kilka godzin temu dostałem od niej wiadomość, ale nie miałem wtedy czasu odpowiadać. Odebrałem zastanawiając się, o co chodzi. Wiedziała, że kiedy pracuję może dzwonić tylko w ważnych sprawach.

- Stęskniłaś się? - spytałem sarkastycznie.

- Nie do końca - odpowiedział mi męski głos, którego nie znałem. - Pewnie liczyłeś, że pogadasz ze swoją panną, ale muszę cię rozczarować. Obecnie nie doszła jeszcze do siebie po skręceniu karku - zachichotał.

- Kim jesteś i czego chcesz? - w tej chwili byłem kurewsko wkurwiony.

Wiedziałem, że skręcony kark bez problemu się zrośnie, jednak nie mogłem pozwolić żyć gościowi po tym, jak ośmielił się tknąć Zoe.

- Kimś, kto zamierza pomścić Petera. Czekam na sto dziewiętnastej.

Rozłączył się, a ja musiałem walczyć sam ze sobą, żeby nie przemienić się tu i teraz. Wiedziałem, że to nie pomoże Zoe i tylko ta myśl mnie powstrzymała. Chwyciłem pierwszego faceta, który się napatoczył i kazałem mu zdać mi pełny raport o tym, jak poszła transakcja, a sam wsiadłem do auta i ruszyłem z piskiem opon. W tej chwili miałem gdzieś, że zostawiłem ponad dwadzieścia dziewic z napalonymi skurwielami. Liczyło się tylko to, by jak najszybciej dotrzeć do Zoe.

Nieumarli 01 - Mój WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz