Biegłam ile sił w nogach na uczelnię. Uciążliwy ból głowy zaraz po przebudzeniu dał znać, a jakby tego było mało, zwróciłam całe śniadanie. Byłam zmęczona więc nogi mi się plątały, mimo to przeskakiwałam ze schodka na schodek.
- Panno Kimberly ! - usłyszałam krzyk dyrektora gdy sięgałam już za klamkę sali wykładowczej.
Odwróciłam się powoli w jego stronę. Szedł szybkim krokiem w moim kierunku.
- Dzień dobry dyrektorze Cannavan - uśmiechnęłam się chcąc złagodzić sytuację spóźnienia.
- Witaj - skinął głową.
- Przepraszam za spóźnienie ale z rana źle się poczułam- wytłumaczyłam powoli. Przez twarz mężczyzny przebiegł grymas ale smutku. Zmarszczyłam brwi.
- Chodź za mną - machnął ręką bym poszła za nim. Poprowadził nad do pokoju nauczycielskiego. Gdy otworzył drzwi kompletnie zgłupiałam.- Mama ? Tata ? - zdziwiłam się widząc ich. - Co wy tutaj robicie ?
Siedzieli cicho i unikali mojego wzroku. Czułam, że coś się stało. Rodzice nigdy nie pojawiali się na uczelni więc teraz powinni mieć poważny powód.
- Kim ... - szepnęła mama po chwili zakrywając usta dłonią. Spojrzałam na tatę i na dyrektora z zapytaniem w oczach.
- Co się dzieje ? - zapytałam podniesionym głosem. Ojciec podszedł do mnie i położył mi ręce na ramionach. Spojrzał na mnie oczyma pełnymi smutku. Zaczynałam wariować z niewiedzy.
- Przyjechaliśmy prosto z kliniki doktora Stevena - odezwał się w końcu.
- Wyniki już są ? Miały być za dwa tygodnie.
- Poprosiliśmy o przyśpieszenie - powiedziała cicho, tym razem mama.
- I ? - dopytywałam.
Przez chwilę rodzice wpatrywali się we mnie ze strachem w oczach. A potem wszystko wydarzyło się tak szybko. Rozpaczliwy szloch mamy, silne ramiona taty, które mnie oplotły i pełen współczucia wzrok dyrektora. Usłyszeć, że jestem poważnie chora wstrząsnęła moim ciałem, moją duszą, moim sercem. W jednej chwili pomyślałam o planach na przyszłość i o uśmiechu Luke gdy z rozmarzeniem opowiadał o wielkim, białym domu i o psie.
Nie uroniłam ani jednej łzy. Tylko pusto wpatrywałam się w obraz przede mną, wiszący nad jednego z nauczycieli biurkiem. Rodzice siedzieli obok mnie czekając aż się odezwę. Zostaliśmy sami, tylko w trójkę. Kompletnie nie przejmowałam się dzwoniącym telefonem zakopanym gdzieś głęboko w torebce, tym, że wykład mija a ja go opuszczam. Jedynie czym się przejmowałam to tym jak powiadomię Luke. Czy w ogóle mu o tym powiem. Nie chciałam go martwić zwykłymi badaniami, tłumacząc sobie, że to nic poważnego. Ale co teraz, gdy okazuje się, że w mojej głowie znajduje się guz. Guz, który jest w zaawansowanym stadium i jedynie mogę go pokonać decydując się na chemioterapię. Jak ukryć to wszystko przed Lukiem gdy będę łysa i słaba ?
- Skarbie ? - moje rozmyślania przerwał tata. - Za drzwiami czeka Luke.
Jak poparzona zerwałam się z fotela. Spojrzałam w stronę głosów dobiegających zza drzwi, zapewne Luke i dyrektora.
- On się nie może dowiedzieć - zaczęłam panikować. Dopiero teraz kilka łez popłynęło po moich policzkach.
- Kochanie on musi wiedzieć - westchnęła mama.
- Nic nie musi ! - krzyknęłam zrozpaczona na co oni popatrzyli w szoku.
- Więc co postanawiasz zrobić ? - zapytał mnie tata a ja nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- Coś wymyślę.
Podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę. W głowie miałam tysiące myśli. Nie byłam pewna czy to co zrobię jest najlepszym rozwiązaniem. Ale nie mam wyboru. Wystarczy, że ja będę cierpieć.
W każdym bądź razie, Luke na to nie zasługuje.
* * *
Hejka !
I mamy następny rozdział. Powyżej piosenka, która moim zdaniem oddaje cały urok temu rozdziałowi. Niekoniecznie zwracajcie uwagę na słowa, po prostu ta muzyka moim zdaniem pasuje. :)
Nie długo następny ! : )
-
CZYTASZ
My Heart Never Lies / love story.
Teen FictionHistoria o miłości, szczęściu i jak w każdym normalnym życiu - problemach. Kimberly i Luke tworzą idealny związek. Są ze sobą już od trzech lat i nadal kochają się równie mocno jak na początku swojej przygody. Prowadzą normalne i spokojne życie. Na...