Rozdział 17

55 6 3
                                    

Czekała od ponad godziny przy furtce swojego domu, ale czarne auto Harrego nadal się nie pojawiało. Usiadła w końcu na murku i schowała dłonie w rozpuszczonych włosach, wzdychając głośno. W końcu zdecydowała się chociaż ruszyć w jego stronę.

Okazało się, że dotarła aż pod jego dom.
Nie oczekiwała, że jego auto będzie zaparkowane idealnie w tym samym miejscu, ale kiedy je ujrzała, zaczęła się powoli denerwować.
Wypuściła głośno powietrze przez nos i ruszyła w stronę drzwi.
Otworzył jej ojciec Spencera, którego, jak się dowiedziała, nie było w domu.
- Oh, ja... przyszłam do Harrego. – uśmiechnęła się niezręcznie, a mężczyzna kiwnął głową i wpuścił ją do domu, wskazując gestem na schody.
- Pewnie jest u siebie.
Courtney podziękowała, ściągnęła buty i ruszyła na górę, a jej kroki maskował puchaty dywan. Pokój Harrego znajdował się na końcu korytarza. Kiedy tylko pokonała ostatni schodek, usłyszała niepokojące dźwięki.
Zmarszczyła czoło, zdając sobie sprawę, że dobiegają zza drzwi do pokoju Harrego.

Pół godziny później, kiedy Courtney wbijała otępiałą głowę w poduszkę, zadzwonił jej telefon.
Jej wzrok, wbity od powrotu w to samo miejsce, nawet nie drgnął, by sprawdzić, kto dzwoni.
Przyłożyła telefon do ucha z taką siłą, że aż plasnął głucho o jej policzek.
- Halo?
- No, moja damo, gdzie jesteś? Czekam na ciebie pod domem.
Zamknęła oczy, i uważnie wzięła głęboki oddech, powstrzymując histeryczny płacz, kiedy usłyszała jego głos.
- Zdajesz sobie sprawę, mój panie, że się spóźniłeś pieprzone półtorej godziny?! – wrzasnęła do słuchawki.
Harry drgnął, kiedy usłyszał z jej ust przekleństwo. Nie często mówiła tak prostym językiem.
- Łoł, serio? – zaśmiał się niezręcznie. – Cóż... Ethan chyba nie ucieknie, co?
- Harry!
- Dobra, dobra, przepraszam. Ale chodź już, proszę.
Dziewczyna rozłączyła się, otwierając w końcu oczy i wstała z łóżka. Podeszła do lustra, poprawiła odrobinę rozwiane włosy i założyła swoje ulubione trampki. Zbiegła na dół, wyszła z domu, a kiedy zamykała furtkę i zmierzała do jego auta, aż szlag ją trafiał, kiedy widziała jego zadziorny uśmieszek. Jego usta były napuchnięte i świeciły się odrobinę, a włosy miały dziwny, jakby spremedytowany nieład. No i miał okulary przeciwsłoneczne.
- Dzień dobry, moja damo.
- Ta, cześć. – mruknęła, zapięła pas i splotła ręce pod biustem, wpatrując się w widok za oknem.
Harry nie ruszał jednak, gapiąc się na nią z nieukrywanym rozbawieniem. Była tak zabawnie naburmuszona i to jeszcze nie wiadomo dlaczego. Przecież to tylko niewinne spóźnienie.
Courtney poirytowana czekaniem, spojrzała w końcu na niego i po raz pierwszy w życiu miała na jego widok dziwny odruch wymiotny. Skrzywiła się jednak, patrząc dziwnie na jego szyję.
- Sorki, ale miałem sprawy do załatwienia, jeśli czekasz na wyjaśnienia, dlaczego się spóźniłem. – powiedział, oderwał od niej wzrok i ruszył.
Courtney tak zawzięcie powstrzymywała swój wybuch, ale ta droga dłużyła się tak niemiłosiernie...
- Wiem doskonale, dlaczego się spóźniłeś. – mruknęła, zerkając na chwilę na jego różową szyję.
On rzucił jej ukradkowe spojrzenie i uśmiechnął się, kompletnie nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Ah tak? A skąd to?
- Bo taki z ciebie palant, że dałeś sobie zrobić tuzin malinek na szyi. – mruknęła z przekąsem, a wymówienie na głos całej prawdy, jakoś dziwnie zaczęło kuć ją w serce.
Uśmiech z jego twarzy zniknął natychmiast. Szybko sięgnął ręką, otwierając lusterko ponad szybą i sprawdzając swoją szyję.
- Taki z ciebie idiota, że nie pomyślałeś, że po godzinie czasu mogę się po prostu przejść do twojego domu i usłyszeć te wszystkie jęki rozkoszy. „Oh, Harry, Harry, tak! Właśnie tak, Harry!" – zaczęła naśladować piskliwy głos, który usłyszała zza jego drzwi.
- Zamknij się. – warknął.
- Brzydzę się tobą, Harry. – wycedziła przez zęby.
Chłopak zatrzymał samochód, bo akurat dojechali na miejsce. Dziewczyna odpięła pas i jak najszybciej wysiadła z samochodu.
- Ej! – usłyszała jego wołanie.
Zacisnęła pięści i odwróciła się na pięcie, widząc jak z pośpiechem idzie w jej stronę.
- Poczekaj, bo czegoś tu nie rozumiem. Jesteś na mnie zła, bo byłem z inną kobietą? – prychnął, ściągając okulary przeciwsłoneczne.
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Mam głęboko gdzieś, z iloma dziewczynami się zabawiasz, naprawdę Harry. Mógłbyś być chociaż na tyle przyzwoity, żeby robić to o takich porach, żeby nie spóźniać się na naszą umówioną godzinę!
Harry zmarszczył czoło.
- Tu już nie chodzi o żadną godzinę, mam rację?
Dziewczyna zmarszczyła brwi, czując się odrobinę skołowana.
- Oczywiście, że chodzi, o godzinę. Nie zamierzam dawać ci lekcji wychowania, ale, kurde, przestań być taki... arogancki! Wiesz, że zależało mi, żeby być tu dzisiaj po południu! – krzyknęła i westchnęła cicho, pocierając palcami swoje czoło i patrząc na chodnik. – A po za tym... fakt, przyznaję się, ty i inna kobieta, akurat teraz, kiedy myślałam, że się dogadujemy, to jak rzucenie kłody pod nogi.
Harry prychnął, rozgryzając nagle całą sytuację.
- Dogadujemy się... I co ty sobie myślisz, co? Że tymi swoimi sarnimi oczami dotrzesz do mojej duszy? Że będąc taka delikatna i niewinna, zapięta pod samą szyję, nieprzystępna, dasz mi nauczkę? Czujesz się jak przynęta? Myślisz, że mnie rozumiesz? Myślisz, że jestem dobrym chłopcem, bo jestem zdolny ci pomóc? Rozmarzyłaś się, kiedy tak mówiłem o miłości, i zaczęłaś myśleć, jak by to było, gdybym czuł coś do ciebie? Jak by to było, gdybyśmy się kochali? Gdybyśmy byli parą, ufali sobie, byli ze sobą blisko? Całowali się za każdym razem, kiedy tylko mamy chwilę, przytulali się na łące do gwiazd, chodzili za rękę po ścieżce w lesie? Poddaj się, Courtney, nim będzie za późno. Nie chcę niszczyć twoich uczuć, nie chcę czuć tych głupich wyrzutów sumienia i słuchać w szkole głośnych plotek, o kolejnym złamanym sercu przez Harrego Stylesa. Sama się nadziewasz, Courtney.
Dziewczyna spuściła wzrok, nie mając w głowie ani jednego argumentu.
- Miłość jest do dupy, Courtney. A ja jestem tego idealnym przykładem.

The Mask - Harry Styles FanfictionDär berättelser lever. Upptäck nu