Rozdział 29

563 55 13
                                    

Jedyny dźwięk jaki byłam w stanie usłyszeć to uderzające w okno wielkie krople deszczu. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej pogody podchodzącej pod mój aktualny humor. Byłam w kompletnej rozsypce i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.

Siedziałam - wtedy zaczynałam myśleć i dochodzić do wniosku, w jak kiepskiej sytuacji się znajduję. Nie wiedziałam, czy powinnam zacząć się śmiać ze swojego miejsca, w którym właśnie się znajdowałam, czy płakać z całych sił. Stałam pośrodku dwóch klifów, wystarczył jeden krok w niewłaściwą stronę i mogłabym stracić wszystko.

Tak właśnie było teraz. Mogłam porównać swoje życie do stania nad dwoma przepaściami, ponieważ każda decyzja, którą bym nie podjęła skończyłaby się tragicznie. Starałam się wymyślić jakiś plan, dzięki któremu żadne z moich bliskich na tym nie ucierpi.

Rozważałam opcję nad ustaleniem wszystkiego z Lukiem, ale później doszłam do wniosku, że w tej sytuacji nie powinnam go mieszać w ten cały syf. Wystarczająco został w to wpakowany mimo, że nie powinien o niczym wiedzieć. Przeze mnie został narażony na życie, wielokrotnie skaleczony i stawał na skraju śmierci. Nie należało mu się to wszystko, należy się mu się młodzieńcze i pełne wszelkich możliwości życie, gdzie może szaleć na imprezach ze swoimi wspaniałymi przyjaciółmi, nie zamartwiając się o nikogo innego. Tak samo powinien znaleźć sobie cudowną dziewczynę, która da mu tyle szczęścia ile to jest tylko możliwe.

Zaczynałam rozumieć, że nigdy nie powinien się pojawiać w psychiatryku. Żałowałam, że mnie poznał, to nie powinno mieć w ogóle miejsca, miał iść do innego miejsca na te prace społeczne, skończyć je i żyć tak jak to robił do tamtej pory.

A teraz? Skończyło się w ten sposób, że leży w jednej ze szpitalnych sal, wycieńczony w towarzystwie swoich rodziców, którzy omal nie dostali zawału, gdy dowiedzieli się, że ich syn został postrzelony.

W tej sytuacji najgorszy był dla mnie wzrok jego matki. Znów obdarzyła mnie tym nienawistnym i oskarżycielskim spojrzeniem, jakbym nie daj Boże zamordowała członka jej rodziny. Wszystko zrzucała na mnie.

Było mi strasznie przykro z tego powodu, wszystko wewnątrz mnie bolało, a najbardziej bolało mnie serce. Luke był dla mnie tak bardzo ważny, a nie zostawałam akceptowana przez jego rodzinę. Może i pan Hemmings nie pałał do mnie wielką sympatią, ale pomógł mi. Wyciągnął mnie z więzienia i po części rozumiał moją sytuację.

Z mamą Luke'a było odwrotnie, w ogóle tego nie potrafiła zrozumieć i stwierdziła, że nie powinno mnie pod żadnym pozorem wypuszczać z Beckley, bo nigdy się nie zmienię i ciągle będę na siebie sprowadzać zło. Może miała rację, ale nie zmieniało to faktu, że byłam człowiekiem, posiadającym uczucia.

Siedziałam już którąś z kolei godzinę na szpitalnym krzesełku, mając przewieszoną przez przedramiona bluzę. Popierałam ścianę z wzniesioną głową do góry, zapatrzona w sufit.

Ostatni okres życia kosztował mnie ponownego stresu i nerwów, gdy myślałam, że mogłam z tym skończyć i być wreszcie normalną nastolatką, która się uczy, spotyka ze znajomymi i żyje pełnią życia, tak właśnie wszystko się obróciła na opak. Powinnam była się spodziewać takiego finału, jednak przez jedną chwilę... miałam tę durną nadzieję na lepsze jutro. Już było mi ciężko policzyć który raz z kolei zawiodłam się na niej i zostałam wystawiona na próbę. Za każdym razem posiadanie nadziei kopnęło mnie w tyłek, a ja naiwna w nią wierzyłam. Najzwyczajniej w świecie miałam tego dosyć. Byłam tym zmęczona, chciałam chociaż raz posmakować młodzieńczego, szampańskiego życia, ale jak wielkim kretynem trzeba być, aby wielokrotnie się na tym zawieźć, a mimo to ciągle wierzyć? Sama byłam zdziwiona, jak wiele razy się potknęłam o tę samą pomyłkę i nie dostałam za to żadnej lekcji. Mogłam się spodziewać, że żadna rzecz nie idzie po mojej myśli.

psychopatka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz