Seven

2.3K 278 39
                                    

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam czerwone, zapłakane oczy i spojrzałam w tamtą stronę. W progu stał Kihyun, z przerażeniem rozglądając się po pomieszczeniu.

— Jisoo? — szepnął, podchodząc do mnie. Kucnął naprzeciwko, by być na tym samym poziomie.

— Zostawiła mnie. Zostałam z tym wszystkim sama — szlochnęłam, obejmując swoje ramiona rękami.

— Hej, spokojnie — szepnął łamiącym się głosem. — Nie zostałaś sama. Ja ciebie nie zostawię — dodał, mocno mnie obejmując. Przytulał mnie tak, jakbym miała zaraz zniknąć. — Chodź, trzeba zadzwonić po policję.

Pomógł mi wstać i powoli wyprowadził mnie na zewnątrz.

— Usiądź tutaj, a ja zadzwonię — powiedział, wyciągając telefon z kieszeni.

Nie słuchałam go. Usiadłam na krawężniku, wpatrując się w jakiś punkt w oddali. Byłam zdruzgotana. Chciałam płakać, ale nie miałam czym. Chciałam krzyczeć, ale nie miałam na to siły. Chciałam zniknąć, ale nie miałam odwagi. Nie zdążyłam uratować mamy. A obiecałam, że zawsze będę przy niej. Jestem hipokrytką. Nienawidzę, gdy ktoś nie dotrzymuje obietnic, a sama je łamię.

— Jisoo — szepnął Kihyun, siadając obok mnie. — Jisoo, powiedz coś. Cokolwiek, błagam — dodał, obejmując mnie ramieniem.

— Co mam ci powiedzieć? Że mam ochotę się zabić, ale nie jestem aż tak odważna? Że czuję się cholernie źle? Że zostałam z tym wszystkim sama? — odpowiedziałam, nadal patrząc przed siebie.

— Nic sobie nie zrobisz, bo ci na to nie pozwolę — odparł cicho, tym razem kucając naprzeciwko mnie. — I nie zostałaś z tym sama. Nie zostawię cię, rozumiesz? Masz mnie, okay? — dodał, obejmując dłońmi moje policzki.

Spuściłam wzrok, pociągając nosem. Nie odpowiedziałam. Po prostu nie chciałam.


🌟🌟🌟


Po jakichś dwudziestu minutach przyjechała policja. Weszli do domu, do wskazanego przeze mnie pomieszczenia.

— Pani znalazła mamę? — zapytał jeden z funkcjonariuszy.

Kiwnęłam głową, przygryzając wnętrze policzka. Kiedy wynieśli czarny worek, coś we mnie pękło. Zaczęłam dławić się łzami, które wypływały z coraz większą częstotliwością. Odwróciłam się do Kihyuna i mocno go przytuliłam. Nie spodziewał się tego, bo przez chwilę wcale nie reagował. Dopiero po jakimś czasie odwzajemnił uścisk. Wszystko mi się sypało. Wypadało z rąk. Traciło sens. Byłam bezsilna.

— Nie płacz, proszę — szepnął, jedną ręką gładząc moje włosy. Chłopak zamienił kilka słów z mundurowym, po czym policjanci odjechali.

— To sen, prawda? — mruknęłam w jego bluzę. — Obudzę się jutro i będę wspominać to jako koszmar. Mam rację? — dodałam, podnosząc wzrok.

Kihyun patrzył na mnie przeszklonymi oczami, zaciskając usta w cienką linię.

— To nie jest sen — odpowiedział, a po jego policzku spłynęła łza. — Jutro obudzisz się ze świadomością, że ten koszmar jest rzeczywistością. Ale wiesz co? Obok ciebie będzie ktoś, kto ten koszmar postara się zmienić w piękny sen. Albo przynajmniej postara się go zmienić tak, żebyś nie cierpiała — dodał, odgarniając mi włosy z twarzy. Odsunęłam się delikatnie, nabierając powietrza do płuc.

— Nie uratowałam jej — powiedziałam, uderzając chłopaka w pierś. — Nie zdążyłam. Nie dotrzymałam obietnicy — po raz kolejny uderzyłam pięścią Kihyuna. Chłopak stał cierpliwie, dzielnie przyjmując każdy kolejny cios.

I can be your heroWhere stories live. Discover now