Sygnały ostrzegawcze

8.5K 666 200
                                    

  Harry zdmuchnął kosmyk włosów z oczu, jednocześnie susząc zapisany pergamin, po czym raz jeszcze przejrzał swoje zadanie z transmutacji. Zdołał napisać o stronę więcej niż trzeba było i miał wrażenie, że zawarł najważniejsze punkty, ale wciąż nie był zadowolony z tego, co stworzył.Niech będzie, wzruszył ramionami i sprawdził, czy atrament już wysechł, po czym zwinął pracę w rulonik. Jeśli mi się udało, to świetnie, a jeśli nie, to zawsze jest ta dodatkowa strona.
Wzdychając, odchylił głowę do tyłu, rozluźniając zmęczone mięśnie, i poczuł, jak kręgi wskakują na swoje miejsce. Powoli zatoczył krąg ramieniem i usłyszawszy ciche chrupnięcie, uśmiechnął się szeroko. To był niezawodny sposób, by przyprawić Ginny o mdłości. Dziewczyna, słysząc trzaskanie stawów, robiła się blada, potem zielona, a w następnej chwili zwykle rzucała się na Harry'ego, by go porządnie trzepnąć. Kiedy po raz pierwszy zrobił to przy Ślizgonach, ci ubawili się przednio. Przynajmniej chłopcy, bo Pansy stwierdziła, że to obrzydliwe, a Milicenta zmroziła go wzrokiem za to, że dokuczał Ginny. To wspomnienie zawsze wywoływało uśmiech na jego twarzy.
Uwagę Harry'ego przykuło ciche pukanie do drzwi. Powoli odwrócił się i zobaczył w nich Draco Malfoya. Blondyn uśmiechnął się, a gdy zauważył zwinięte wypracowanie w rękach Harry'ego, ten uśmiech zmienił się w drwiący i Ślizgon z łobuzerskim błyskiem w oku oparł się o futrynę.
— Zmieniłeś się w strasznego kujona — rzucił, spoglądając na niego z góry, i założył ręce na piersi. Harry wywrócił oczami i odłożył pergamin.
— Powiedział nałogowy dzięcioł we własnej osobie.
— Cóż, ja jestem Malfoyem, a Malfoyowie zawsze powinni być dobrymi uczniami. — Zmarszczył nos. — Nawet, gdy nimi nie są.
Harry zaśmiał się, opierając na krześle. Po chwili spoważniał.
— Zebranie? — spytał, unosząc brew. Draco zaprzeczył i opuściwszy ręce, zerknął za siebie, po czym wszedł do pokoju i zamknął drzwi.
— Nie. Po prostu chciałem z tobą porozmawiać. — Były Gryfon zdziwił się trochę i poruszył nerwowo na swoim miejscu, garbiąc się przy tym. Blondyn przyglądał mu się przez długa chwilę, i w końcu potrząsnął głową.
— Naprawdę musisz porozmawiać z Severusem — powiedział poważnym tonem, a w jego oczach widać było zmartwienie. Harry westchnął, odwrócił się i wbił wzrok w biurko.
— Nic mi nie jest.
Malfoy prychnął.
— Nic ci nie jest? Zwłaszcza wtedy, gdy zdzierasz sobie do bólu gardło prawie każdej nocy? I wtedy gdy masz takie koszmary, że potem w ogóle nie możesz zasnąć? Nie przeszkadza ci to, że jesteś coraz bardziej nerwowy i zacząłeś bać się ciemności? — Ponownie skrzyżował ręce na piersi i spojrzał gniewnie na Harry'ego. — Cóż, wybacz mi, jeśli się mylę, ale jestem cholernie pewien, że daleko ci do „nic mi nie jest".[/p]
Były Gryfon pochylił głowę i wpatrywał się w swoje zaciśnięte na kolanach pięści, pozwalając włosom opaść i ukryć go przed karcącym spojrzeniem blondyna.
Pomimo, że Harry nie chciał tego głośno przyznać, wiedział że Draco miał rację. Od kilku tygodni, a dokładnie od pierwszego meczu przeciwko Gryfonom, koszmary coraz bardziej się nasilały. Teraz zaczynały go dręczyć nawet za dnia. Często pojawiała się w nich mała dziewczynka i bez względu na to, jak bardzo by się nie starał, nie był w stanie zapamiętać, co chciała mu przekazać. Przez jakiś czas udawało mu się zachować to w tajemnicy, przynajmniej do czasu, gdy Syriusz i Remus nie wyjechali na polecenie Dumbledore'a. Jednak niedługo potem... został zdemaskowany.
Severus jako pierwszy zauważył, że Harry zaczął przesiadywać w pokoju wspólnym nad książkami do późnej nocy. Chłopak przez długi okres czasu przezornie zbierał swoje szpargały i wracał do siebie, zanim pierwsze ranne ptaszki wyfrunęły z dormitoriów. Jednak któregoś dnia był tak zmęczony i roztrzęsiony, że zostawił plik papierów na stoliku przy kominku. Wtedy Mistrz Eliksirów wziął go na bok i zaczął wypytywać, czy nie potrzebuje dodatkowych lekcji z któregoś z przedmiotów. Harry mu szybko zaprzeczył i uciekł do swojego pokoju. Czuł wzrok profesora na sobie przez cały dzień, więc starał się zachowywać jak przykładowy okaz zdrowia i tryskać dobrym humorem w nadziei, że uda mu dzięki temu ukryć przed Snape'em swoje problemy. Jednak na nic się to nie zdało.
Kolejną osobą, która zauważyła oznaki wycieńczenia i bólu, jaki odczuwał, był Draco. Mimo że blondyn przez długi czas nie odezwał się na ten temat ani słowem, jego refleks i wsparcie nie raz i nie dwa pomogły mu przetrwać dzień pełen zajęć. Były Gryfon wzbraniał się nad głębszą analizą pochodzenia wewnętrznego ciepła, jakie go ogarniało za każdym razem, gdy Draco był blisko lub go dotykał. Wtedy natychmiast skupiał myśli nad czymś innym i to na jakiś czas działało.
Ale koszmary stawały się coraz gorsze...
Harry powoli przestawał odróżniać, czy to, co zobaczył, było prawdą czy wytworem jego wyobraźni. Prześladowały go wizje tortur, które wypływały na wierzch jego podświadomości i coraz bardziej męczyło go poczucie winy, że nie umie powstrzymać tego rozlewu krwi.
— Draco...
— Nie, Harry. Musisz z kimś porozmawiać. Z kimkolwiek. Ze mną, z Severusem, do diabła, nawet z samym dyrektorem. Musisz wyrzucić to z siebie, a nie siedzieć i doprowadzać się do szaleństwa. — Malfoy westchnął i przeczesał palcami włosy, sprawiając, że na chwilę stanęły w różnych kierunkach. Już od tygodnia starał się namówić go na rozmowę o tym, co się dzieje w jego głowie. Harry za każdym razem odmawiał, zmieniał temat lub ignorował blondyna, ku wielkiej irytacji tego drugiego.
Właśnie otworzył usta, by rzucić kolejną ripostę, lecz się powstrzymał i wypuścił tylko powietrze. Wspomnienie koszmaru, jaki nawiedził go tej nocy, przemknęło mu przed oczami i wzdrygnął się, zamykając je. Nie myśleć o tym... nie myśleć o tym... Zadowolony otworzył powieki i spojrzał na Draco, który przyglądał mu się bacznie.
— Chodzi o to... o to, żee noo... profesor Snape mnie wyśmieje — wyjąkał, poruszając się nerwowo na krześle. Draco zmarszczył brwi i zacisnął stanowczo usta.
— Nie zrobi tego. Teraz jesteś Ślizgonem i tylko to się liczy.
— Nie rozumiesz... — Urwał sfrustrowany, wyrzucając ręce do góry — To są tylko... koszmary. Tylko. Głupio mi, kiedy ludzie przejmują się i ztego powodu robią zamieszanie. Są ważniejsze i na pewno pilniejsze sprawy do załatwienia, choćby kwestia szpiega wśród Gryfonów, albo gdzie jest i co, do diabła, kombinuje stary Voldi. A moje koszmary — wypluł ostatnie słowo ze wstrętem — ledwie się mieszczą w rankingu spraw ważnych.
Draco był niewzruszony i mierzył go spokojnym wzrokiem.
— Nieprawda, są równie ważne... Ważne dla tych, którzy... Którym na tobie zależy. I martwią się, że nie radzisz sobie z tym wszystkim, że ciężar, który spoczywa na twoich barkach, zgniecie cię całkowicie. Chcemy cię wspierać, Harry, na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Po prostu... musisz się z tym pogodzić, przełknąć choć trochę tego idiotycznego poczucia winy i pozwolić nam sobie pomóc — prychnął Draco, opierając dłonie na biodrach.
Były Gryfon, zdumiony tym wybuchem, spojrzał na blondyna. Draco miał wypieki na twarzy, a w jego oczach płonął ogień, jaki Harry widywał bardzo rzadko. Patrzył na niego przez dłuższą chwilę, aż poczuł, że się czerwieni i odwrócił wzrok, nim zdążył zauważyć u niego podobną reakcję.
— Dobrze — mruknął po dłuższej chwili ciszy. — Porozmawiam z...
— Severusem — wtrącił Draco z uśmieszkiem. Ostatnie ślady rumieńca znikały właśnie z jego twarzy, kiedy Harry uniósł głowę i spojrzał na niego z przerażeniem.
— Nie, porozmawiam z dyrektorem.
— Nie, porozmawiasz z Severusem. Musisz zacząć mu ufać, Harry. To opiekun Domu Slytherina, a ty jesteś teraz Ślizgonem. — Harry spojrzał na blondyna, tak jakby mu wyrosła druga głowa.
— Czyś ty oszalał? Facet ma najprawdopodobniej cholerne wyrzuty sumienia, bo uwarzył eliksir Wizji, nie mając pojęcia, kto go zażyje. I owszem, ufam mu, ale miałbym z nim szczerze porozmawiać? Z człowiekiem, który terroryzował mnie przez ostatnie cztery lata? Który nienawidzi mojego ojca pasjami? Z tym? O niego ci chodzi? Tego samego, który zacznie ze mnie szydzić bez pamięci, rzucając mi na przywitanie drwiące „Miałem wczoraj okropny sen i bardzo mnie wystraszył. Czy mógłby mnie ktoś przytulić?"!? Ten? On? HA!
Draco zakrył ręką uśmiech.
— Tak, dokładnie o tego samego. — Harry prychnął ze wstrętem i odwrócił się. — I nie będzie z ciebie drwił. Nakręciłeś się bez powodu, naprawdę.
Harry skrzywił się.
— Taa — mruknął, opuszczając ramiona i naciągając na dłonie rękawy. — Jestem pewien, że w rzeczywistości pod maską zimnego, sarkastycznego i sadystycznego drania jest wielkim, milutkim misiaczkiem. Psychopatycznym misiaczkiem... jak ta lalka z idiotycznych filmów, które oglądał Dudley. Chunky czy jakoś tak. Cudownie miłym, mięciutkim, kochaniutkim, psychopatycznym misiem.
Śmiech Draco było prawdopodobnie słychać aż w pokoju wspólnym.

Wiara [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz