Rozdział XIII

659 69 11
                                    

Przemierzyli spory odcinek. Niestety Lun zatrzymał się i zdezorientowany zaczął oglądać się wokół siebie. Stali na rozgałęzieniu pięciu dróg, które niczym nie różniły się od siebie.

-Co JeSt?

-Tego rozdroż4 n1e pow1nno być n4 drodze do Hotland.

-A gDzIe PoWiNnO bYć?

-N1e w1em. Z4wrac4my 1... czy to dz1ecko m4 procę?

Faktycznie Frisk stała z prowizoryczną procą w ręce. Zrobiła ją kiedy nikt nie zwracał na nią uwagi. Była naładowana, ale...

-Jeśl1 chcesz z n4m1 konkurow4ć szczylu to mus1sz wymyśleć coś 1nnego.

-LuN pRzEsTaŃ... FrIsK pRoSzĘ oDłÓż To.

-Bardziej preferuję imię Chara.

Obydwa szkielety zmroziło. Zarówno imię jak i głos dziewczyny źle się kojarzyło. Patrzyli na nią jak na Bóg wie co, ale to prawda tylko Bóg wiedział co to jest. Geno szybko przywołał blastery, natomiast Lun wyjął nóż.

-Muszę przyznać, że nie znam was za dobrze. Może opowiecie coś o sobie?

Cisza.

-Łał nie jesteście zbyt rozmowni co? Czyżbym zrobiła coś strasznego w waszych światach? – powiedziała to tak lekko jakby mówiła o głaskaniu puszystego króliczka.

Oko Geno zaczęło błyszczeć, a wręcz płonąć coraz mocniej, natomiast Luna przybrało czerwoną barwę. Chara ruszyła na obydwa szkielety jak najstaranniej unikając ich ataków. „Jeden cios i po sprawie." pomyślała.

Po dłuższych staraniach udało jej się trafić czerwono-okiego. Lun szybko się otrząsnął i uśmiechnął pobłażliwie. Geno wtórował mu w uśmiechu celując w wybitą z rytmu Charę z blastera.

-Wyb4cz sk4rb1e, 4le m4m wyższy LV n1ż w1ększość S4nsów.

Dziewczyna cudem uniknęła blastera. Bardzo mocno się obiła i coraz bardziej zmęczona patrzyła na dwójkę przeciwników. Nagle na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Runęła na podłogę jak kłoda. Zaskoczyło to szkielety, jednak obydwaj powoli podeszli będąc w pełnej gotowości bojowej. Geno delikatnie szturchnął dziewczynę nogą. Nic.

-Co JeSt Do ChOlErY?

-N1e w1em, 4le m4m złe przeczuc14.

-DoBrA zAkOńCzMy To Tu I tE...

Nie skończył albowiem z tunelu którym przybyli na rozdroża przyszli inni. Blueberry podbiegł do dziewczyny i kucnął przy niej.

-FRISK. CO SIĘ STAŁO? FRISK!

-Szczw4ny dz1ec14k... Odsuń s1ę od n1ej. – powiedział szykując nóż do ostatecznej egzekucji – N4 jak1ś cz4s będz1emy ją m1el1 z głowy, 4 potem...

-czekaj kolego! – złapał go za nadgarstek Sans – możecie nam łaskawie wyjaśnić, czemu leży jak zabita.

-Z4b1ta to dop1ero będz1e! – powiedział wyrywając rękę i przywalając głową w czaszkę Sansa.

-chciałem po dobroci, ale skoro tak to ująłeś...

Oko Sansa rozbłysło na niebiesko. Obydwaj mieli się na siebie rzucić, szybko zostali jednak rozdzieleni. Geno podniósł do góry Sansa, natomiast Fell Luna.

-oGarnijcie Się. jakby nie patrzeć mamy ważniejSze Sprawy na czaSzce.

-TaK z CzYsTeJ cIeKaWoŚcI jAk SiĘ tU dOtArLiŚcIe?

-Chłopie tak jasno było, że nawet moje caje nie mogły pomóc!

-Oł...

-B4rdzo f4jn1e, 4le możemy już z4rżnąć b4chora!

-jak dla mnie bomba! – powiedział szykując siekierę.

Reaper zabrał mu broń i założył sobie na ramię, zaraz obok kosy.

-/Nie/chce/mi/się/jeszcze/pracować/,/sory/./

-PoZA tYm prZYDało by sIę żeBY SCI ją oBejRzał. – powiedział mocno uszkodzony głos – JEDnak wsZyscy CHCemy stĄd iŚĆ rACja?

-Error?! – zakrzyknęli wszyscy, a przynajmniej ci którym się chciało.

-DoBRa koniEC tYch upRZeJmoŚci.

Na te słowa Lun razem z Sansem zostali upuszczeni na twardy grunt, obijając się przy tym porządnie. Error tylko wzruszył ramionami i przeniósł się do laboratorium. Wszyscy obowiązkowo zrobili to samo, wcześniej jednak Blueberry wziął nieprzytomną Frisk na ręce.

W budynku czekał na nich już komitet powitalny w postaci Sansa ubranego w kitel, nosił też okulary. Z uśmiechem przywitał gości odrywając wzrok od biurka. Obok niego na stole siedział Sans przypominający kota. Zwierzęcy przyjaciel pomachał do nowych przybyszy łapką.

-Miło w@s widzieć... - zarumienił się na niebiesko naukowiec i szybko wrócił do pracy.

Bo przecież jeden Sans to za mało!Where stories live. Discover now