Rozdział 45

1.8K 90 10
                                    

     Dziękuję za śniadanie. Było pyszne. Niestety nie mogłem dłużej zostać. Przepraszam. Spotkamy się w biurze.                                                                                                                                                            J.     

     Głośno westchnęłam. Miałam tylko nadzieję, że powodem jego wyjścia było coś pilnego. Odłożyłam kartkę na stół i poszłam do pokoju. Wyciągnęłam z szafy czarną spódniczkę i białą koszulę - typowe ubranie do pracy. Zsunęłam z ramion szlafrok i założyłam na siebie wybrany zestaw. Do niego dobrałam brązowe buty, jaśniejszy o kilka tonów pasek i torebkę o podobnym odcieniu brązu. Gotowa wyszłam z mieszkania.

     Gdy dotarłam do firmy, od razu w holu zostałam chłodno powitana przez wysoką blondynkę siedząca za kontuarem. Musiała być tutaj nowa, ponieważ wcześniej jej nie widziałam. Nie zwracając na nią uwagi, weszłam do windy.

     Po kilku chwilach dotarłam na właściwe piętro. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to puste biuro Jorge'a. Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po ósmej. Gdzie on może być? Ostatnio dziwnie się zachowuje.

     Położyłam torebkę na swoim stanowisku i ruszyłam w stronę jego szklanej siedziby. Było to ogromne pomieszczenie, z dwoma odrębnymi miejscami do siedzenia. Całe biuro było urządzone w chłodnej palecie czerni, bieli i szarości. Jedna masywna ściana naprzeciwko ogromnego biurka pokryta była płaskimi ekranami, które obecnie były wyłączone.

    Na przeciwko drzwi znajdowało się ogromne okno, do którego od razu podeszłam. Widok był oszałamiający. Niesamowicie było patrzeć na Buenos Aires z tej perspektywy. Jego budynki, ulice, światła, neony. Jakby tego było mało, zaledwie dwie przecznice dalej znajdował się pięknie zielony park.

     Alejki z bujną roślinnością, placyki z fantastycznymi fontannami przyciągały swoją innością. Dla kogoś kto cały czas porusza się po wielkim mieście, gdzie przeważnie jest mało zieleni, jest to miłe oderwanie się od rzeczywistości.

     Podeszłam do ogromnego biurka i usiadłam na chwilę w skórzanym fotelu. Zaczęłam się w nim okręcać. Przez przypadek wcisnęłam jakiś guzik na klawiaturze jego komputera, który natychmiast zaczął pytać o hasło.

     W tym samym momencie usłyszałam dźwięk, zatrzymującej się windy. Spojrzałam w tamtym kierunku. Z szybu wyszedł Jorge. Rozmawiał przez telefon, ale jak tylko mnie zobaczył, to się rozłączył.
Wyglądało to tak, jakby nie chciał, abym wiedziała o czym rozmawiał. To nie mogła być praca, bo przede mną by tego nie ukrywał. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że coś jest nie tak.

     - Dzień dobry, Martino - moje imię w jego ustach brzmiało jak najpiękniejsze na świecie. Na moje policzki mimowolnie wstąpił rumieniec.

      - Dzień dobry - odpowiedziałam.


     - Widzę, że postanowiłaś pobawić się w szefa - jego śmiech rozniósł się echem po pomieszczeniu. 

     - No cóż... - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo złapał za oparcie fotela i przyciągnął je do siebie bliżej. 

     Przytrzymując je jedną ręką, drugą położył na moim udzie. Gdy pochylał się nade mną, szybko otrząsnęłam się z czarnych myśli, chowając je do symbolicznej szufladki w mojej głowie i całkowicie skupiłam się na jego dotyku.

    Przysunął swoje usta do moich, zatapiając zęby w mojej dolnej wardze, jednocześnie pieszcząc ją językiem. Jęknęłam, chcąc więcej. Po tej krótkiej chwili moje usta były spuchnięte i wrażliwe, łaknące nowych doznań.

     Gdy wdarł się językiem do wnętrza moich ust, przez moje ciało przeszedł potężny dreszcz. Trwaliśmy tak przez moment, kosztując siebie nawzajem. Roztapiałam się pod wpływem jego dotyku. Gdy się ode mnie odsunął, zaczęłam się przyglądać jego nieskazitelnie pięknej twarzy.

      Cudowne niebieskie oczy były błyszczące, wyrażały radość i ciepło. W rysach jego twarzy dostrzegłam nowy rodzaj delikatności, co czyniło go jeszcze bardziej przystojnym, jeśli to w ogóle mogło być możliwe. I sposób, w jaki się poruszał. W typowej dla niego zmysłowości kryło się rozleniwienie. Pociągnął mnie do góry i przytrzymał tak, że teraz stałam opierając się dłońmi o jego tors. 

     - Przepraszam, że musiałem rano wyjść - odparł, całując moją skroń.

      Schodził coraz niżej, aż ponownie dotarł do moich ust. Przesuwając ramiona pod jego marynarką, przytuliłam go, nasiąkając ciepłem jego szczupłego, twardego ciała. Jego usta drażniły moje. Pocałunki stawały się coraz żarliwsze, nasze oddechy przyspieszyły. Ramię, którym opasał moje plecy, zacisnęło się przyciągając mnie bliżej. Oddawałam mu się cała. Czułam, jak jego dotyk rozpala moje zmysły. Zaczęłam rozpinać jego koszulę, kiedy przerwał nam dzwonek jego telefonu.

     Odsunął mnie od siebie i wyjął telefon z kieszeni, spoglądając na wyświetlacz. Rzucił okiem na moją twarz, westchnął i wyszedł ze swojego biura, po czym wszedł do łazienki. Teraz byłam pewna, że coś przede mną ukrywa.

     Zła wróciłam do swojego stanowiska, rozmyślając o jego tajemniczym zachowaniu. Kimberly a może Mercedes są tego powodem? Nie chcąc dopuszczać do siebie złych myśli, zajęłam się pracą. Nawet nie zauważyłam, że z windy wysiadł jakiś mężczyzna.

     - Hej, Tini - przestraszona podskoczyłam na krześle i spojrzałam na przybysza.

    Z początku nie mogłam go rozpoznać. Jego twarz zdobił szeroki uśmiech, odsłaniający białe zęby. Na nosie miał ciemne okulary przeciwsłoneczne. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, jednak kilka kosmyków oparło się temu i teraz opadały mu na czoło. Całą jego szczupłą sylwetkę opinał szary, idealnie dopasowany garnitur.

     - Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać na lunch.

     - Clement, jak mnie tu znalazłeś? - zapytałam zdezorientowana, ignorując zadane pytanie.


Jak tam wakacje? Czy ktoś ma równie beznadziejną pogodę jak ja? 

Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu ♥ 

Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki ♥

Amor es lo que sientoWhere stories live. Discover now