Kłopoty w raju?

1.6K 174 23
                                    

- Co ty gadasz, Asmodeus?! - Wydarła się mama na wpół wkurzona, na pół zirytowana. - Zresztą, co ty tam wiesz, przy jednym dziecku, nie za bardzo możesz sie uważać za eksperta.

Właściwie wszyscy spojrzeli na mamę z mocno zdziwioną miną. Nikt by nie pomyślał, że tak kochająca się para kiedykolwiek mogłaby sie pokłócić.

- Ale mu pocisnęła. - Alec usłyszał Simona, szepcącego niezbyt cicho do Izzy.

Mężczyzna nic sobie z tego nie zrobił.

- Nie dajmy się zwariować. Co, ma skośne oczy, trochę ciemniejszą karnację i od razu musi być Magnusa? Przepraszam, ale to niezbyt mnie przekonuje, biorąc pod uwagę, że z naszych genów wyszło to coś. - Wskazał na Magnusa. Ten spojrzał na niego urażony.

- Ej...

- Po za tym, to dziecko, nie ma moich oczu. Od pokoleń, wszyscy z mojej rodziny je dziedziczą. Nie sądzę by ot tak to miało się zmienić.

- E tam, pierdolisz. - Mama machnęła ręką.

Asmodeus wyprostował się i spojrzał na nią z podniesioną brwią.

- Założę się o pięć stów, że nie jest.

- Przyjmuję. - I od tak podali sobie nagle ręce z uśmiechami.

Okej, to była najdziwniejsza kłótnia, jaką Alec kiedykolwiek widział. Właściwie to nerwowa dyskusja, bo teraz kompletnie nie wyglądali na pokłóconych. I co to ma być za zakładanie się o dziecko?! Przy wspomnianym wcześniej dziecku. Alec zerknął na Gabriela, który z trudną do odgadnięcia miną patrzył na scenę przed sobą.

- Czy wy jesteście normalni? - Zapytał Magnus dziwnym głosem. - Jak możecie się zakładać o coś takiego? Przy dziecku i przy mnie... To było wstrętne.

Alec dobrze znał ten wzrok, tak się patrzył, chwilę przed napadem złości w swojej kuchni. 

-Bo twój ojciec jak zwykle musi dodać swoje trzy grosze. Nie mogłam długo nacieszyć się wnukiem, gdy on tu przylazł i...

- Kompletnie nic nie jest wyjaśnione! A jeśli nim nie jest to co? Wepchasz mi go na siłę, że spełnić swoje super marzenie?! A co ze mną?! Może nie chce mieć bachora na utrzymaniu?! - Wrzasnął wkurwiony. 

- Hej, hej! To chyba ty za dużo mówisz! - Warknęła Izzy, głaszcząc małego po włosach.

Ten z pustą miną opierał sie mocno o Aleca, jakby chciał się schować i uciec. Chłopak nawet nie zauważył gdy mocniej go objął.

- Izzy ma racje. - Powiedział. - Max, weź go z Izzy do Prezesa, dobrze?

- No zajebiście. Widzę, że wszyscy już go bardzo kochacie. A ja jak zwykle wychodzę na tego złego. - Warknął Magnus zimnym tonem. - Róbcie co chcecie. Mam to gdzieś. I was wszystkich też. Nie wiem po jaką cholerę tu w ogóle przyjechaliście.

- A ten znów swoje. - Jęknął Raphael.

Mężczyzna odwrócił się i wściekły ruszył wzdłuż domu. Nikt się nie odezwał. Alec spojrzał na mamę Magnusa, która patrzyła za synem ze zmartwioną i bardzo winną miną, przytulając się do Asmodeusa. Izzy ruszyła z Maxem i Gabrielem, który miał minę jakby nie rozumiał o co chodzi, i pewnie naprawdę nie miał pojęcia. Gdy złapał spojrzenie Johna, ten spojrzał na niego z miną mówiącą: "ja pierdole, co za cyrk". Istne wariatkowo, pomyślał.

Nikt nie miał pojęcia co powiedzieć.

- Pójdę za nim. - Odparł Alec, którego głos dziwnie zabrzmiał w ciszy i nagle wszyscy zaczęli go bardzo zachęcać by to właśnie zrobił.

Dogonienie mężczyzny nie było takie trudne. Alec zobaczył jak wchodzi do garażu, czyli tam gdzie służba odstawiła ich samochód. Wszedł tam za nim.

- Co chcesz zrobić? - Spytał szczerze zainteresowany.

- Z czym? - Warknął mężczyzna. - Z życiem? Tym bachorem, który podobno jest mój?...

- Nie, co chcesz tu robić. Jedziesz gdzieś?

- Może. Jak najdalej od tej bandy debili. 

Garaż był duży. Weszli wejściem od tyłu, czyli z ogrodu. Pod ścianą stały narzędzia, kosiarki, nawozy i ziemie w workach. A niedaleko stały cztery zaparkowane pojazdy i dwa motory. Alec jeszcze tu nie był, bo to służba zajmowała się parkowaniem aut w garażu. Magnus opierał się o szafkę nad którą wisiały haczyki z kluczykami. Jeden z nich trzymał w ręku i patrzył na niego jak na intruza.

- Twoja mama nie chciała nic złego...

- No raczej. Ona zawsze ma dobre intencje. - Prychnął. - Po prostu naprawdę nienawidzę tego jej parcia dzieci. Czy nie może zrozumieć, że ja nie chcę takiej odpowiedzialności na sobie?! Nawet dorosłej osoby nie mogę przy sobie utrzymać... - Zaczął mówić zjadliwym tonem.

- A ja to co? - Wytknął mu Alec, przerywając ta litanię użalania się nad sobą.

Magnus zaśmiał sie dziwnie, bez wesołości.

- Ty? Nie wiem. Nie mam, kurwa, pojęcia, bo znamy sie od miesiąca. Cholernego miesiąca, a już mieliśmy więcej kłopotów niż normalny człowiek ma ich w całym życiu. Czuję, ze jeden kolejny i po prostu tego nie wytrzymamy. - Alec chciał coś powiedzieć, ale mężczyzna nie dał mu dojść do słowa.- Każda normalna osoba uciekłaby na myśl o wychowywanie dziecka z dopiero co poznaną osobą! To za duża odpowiedzialność, nawet dla prawdziwych rodziców, a co dopiero dla kogoś z zewnątrz. Nie chcę cię stracić, Alec. - Westchnął ciężko, zrezygnowany. 

Alexander nie wiedział co powiedzieć. I nie mógł powiedzieć, że go rozumie, bo właściwe nie rozumiał. To nie on z dnia na dzień został ojcem ( czy też prawie ojcem) to nie na niego spadłaby większość odpowiedzialności, gdyby to całe zamieszanie było prawdą. Nie miał też pojęcia jak mógł wątpić w niego? Ze wszystkich osób na świecie Alec powiedziałby, że to ten mężczyzna najlepiej go zna, a teraz pod wpływem głupiej kłótni traci do niego zaufanie?

Podszedł do niego, podniósł rękę i go spoliczkował.

Magnus zamrugał wstrząśnięty i spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

- Przestań wymyślać jakieś bajki, dobra?! Jak... jak możesz mówić takie rzeczy? Tak mało wiary we mnie pokładasz? A może po prostu mnie nie kochasz? Czy to wszystko to wymówka by ze mną zerwać z jakiś pojebanych wyższych pobudek?! "Zerwę z nim zanim on to zrobi"?!?! 

- Nie! - Magnus zerwał się na równe nogi. - Nigdy, bym tego nie zrobił! Jak mogłeś tak pomyśleć?

- To jak ty mogłeś pomyśleć, że jestem tak żałosny by porzucać kogoś kogo kocham w największej potrzebie! 

- Nie wiem, dobra! Po prostu jestem przerażony. Nienawidzę tej całej sytuacji bo nie mam pojęcia jak zareagujesz. W głowie kłębią mi się wszystkie najczarniejsze scenariusze.

Dwaj mężczyźni stali na przeciwko siebie, nie wyglądając na zakochaną parę sprzed paru godzin. Alec mrużył oczy wściekle i podejrzliwie, za to w Magnusie kotłowała sie złość i smutek. Wszystko najgorsze co mogli powiedzieć i pomyśleć odbywało się właśnie teraz. W końcu Magnus minął go i ruszył do samochodu.

- Gdzie się wybierasz? - Zapytał zimno chłopak.

- Jadę po fajki. - Warknął Magnus otwierając ich samochód.

Alec ruszył za nim. Był wściekły, zraniony, ale nadal nie mógł zostawić Go samego. Czuł, że jeśli teraz to zrobi, łącząca ich nić się zerwie i ich miłości już nie da sie odbudować. Nigdy jeszcze z nikim się tak nie kłócił. Nie był tak wściekły. 

Ciekawe czy wszystkie pary tak czują, pomyślał nagle. Że jeszcze jedno nieprzemyślane słowo i będzie po wszystkim.


A/N: Okej. To najbardziej Popierdolony rozdział jaki tu powstał. Przez jebane duże "P". Jeśli wcześniej nie, to teraz to opo naprawdę stało się godne swojego tytułu. 

Boże jakie to wszystko chaotyczne i zwariowane.

Nasze zakochane gołąbeczki się pokłóciły i to nieźle. Czy wszystko sie ułoży w następnym rozdziale? O.o Powiem, że może tak a może... nie...

Wariatkowo --- Malec AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz