14. Gra skończona, cz. I

491 51 8
                                    


W zadymionym pomieszczeniu unosiła się woń mocnych papierosów i ulatniającego się etanolu. Rozległo się ciche stuknięcie szkła o drewniany blat. Ktoś westchnął ciężko i mruknął coś niezrozumiałego do siebie, a po chwili zakaszlał. Kolejnym dźwiękiem było już tylko głośne rzucone przekleństwo.

Sasza opierał się o wytarty blat biurka, w jednej ręce trzymając wypitą do połowy butelkę wódki, a w drugiej zapalonego papierosa. Zerknął na czarny monitor z lat dziewięćdziesiątych, po czym leniwie przeniósł wzrok na kilka porozrzucanych dokumentów. Pokręcił głową i zaciągnął się papierosem, wstrzymał na chwilę oddech i wypuścił dym dopiero wtedy, gdy poczuł delikatne mrowienie na języku. Upił kolejny łyk wódki i odłożył ją na bok, wydając z siebie głośne beknięcie.

Nawet nie wiedział, po co to wszystko robił. Pił i palił jednocześnie bez większej potrzeby. Po prostu czuł, że musi odreagować. Chciał na chwilę uwolnić się od kłopotów i miał nadzieję, że solidna dawka alkoholu ułatwi mu utracenie kontaktu ze światem na przynajmniej kilka godzin, ale to nie okazało się być dobrym pomysłem; wszystko, o czym myślał przez ostatnie dni, wracało i atakowało z podwójną siłą.

Westchnął ciężko i dokończył papierosa, po czym zgasił niedopałek w popielniczce. Uniósł minimalnie brew, zauważając, że wypalił już co najmniej pół paczki, po czym wzruszył lekceważąco ramionami i napił się po raz kolejny wódki z gwinta. Nie potrzebował zagryzki, nawet nie czuł pieczenia w przełyku. Właściwie to nic nie czuł i gdyby nie powracające myśli, byłoby prawie idealnie.

Aleksiej się zmienił – to był fakt, z którym Sasza nadal nie potrafił się pogodzić. Nie był już tą samą osobą, którą kiedyś znał. Teraz wydawał się być kimś zupełnie innym. Ale dlaczego? Na co były mu potrzebne te wszystkie kłamstwa? Może to leki psychotropowe działały na niego aż tak źle?

Blondyn przypomniał sobie niepokojące zachowanie Aleksieja, gdy wyniósł go z podziemi. Pamiętał, jak rzucał się jak oszalały w łóżku, jak nieraz nawet próbował zabić jego i Matwieja, przy czym cały czas wykrzykiwał coś całkowicie pozbawionego sensu. To wyglądało przerażająco. Blondyn nigdy nie widział go w takim stanie i w głębi serca wierzył, że psychotropy pomogą Aleksiejowi walczyć ze wszystkim. Teraz nie był już taki pewien co do działania lekarstw.

Upijając kolejny łyk wódki, stwierdził, że jego przyjaciel naprawdę odszedł. Ten, który teraz był w ciele Aleksieja, był kimś zupełnie innym.

Westchnął ciężko i pochylił głowę nad dokumentami. Chociaż czytał je i wnikliwie analizował już kilka razy, znowu próbował skupić swój umysł na innym zajęciu niż zadręczanie się myślami, ale alkohol buzował od dawna w żyłach i otumaniał wzrok na tyle, by nie mógł wyraźnie widzieć rosyjskiej cyrylicy.

Potrząsnął głową i wyciągnął kolejnego papierosa. Zapalił go starą zapaliczką i wsunął do ust. Nagle poczuł, że już mu na niczym nie zależało. Wszystko było mu obojętne. No, prawie wszystko.

Ciężkie kroki rozległy się na betonowych schodach i blondyn przeniósł spojrzenie przekrwionych oczu na wąskie wejście. Po chwili przecisnęła się przez nie szczupła sylwetka mężczyzny po czterdziestce, który od razu skrzywił się i przystawił dłoń do nosa, machając nią szybko.

– Ale się upaliłeś – mruknął medyk, potrząsając głową. – Na początku myślałem, że tu coś się pali.

Sasza wzruszył obojętnie ramionami i zaciągnął się papierosem. Matwiej zerknął na wódkę, a potem na popielniczkę i posłał Saszy karcące spojrzenie, kręcąc głową.

– Wstrzymaj się trochę z tym gównem – odparł, po czym niezbyt chętnie podszedł bliżej. – Myślałem, że już nie pijesz.

Blondyn po raz kolejny wzruszył obojętnie ramionami. Zdawał się nie do końca rozumieć to, co mówił do niego medyk albo po prostu go lekceważył.

Deszcz łusekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz