13. Lustro przeszłości, cz. II

445 54 2
                                    


Późnym popołudniem Kosa wziął w miarę czysty ręcznik i parę innych rzeczy podstawowej higieny, po czym udał się do budynku, w którym podobno znajdowała się jedna z lepiej zachowanych w obozie łazienek. Rzucił przelotne spojrzenie na Matwieja rozmawiającego z Saszą, który szybko wypalał kolejnego papierosa. Odgarnął przydługie włosy z czoła i ruszył dalej. Idąc wąską ścieżką, przyjmował pozdrowienia od stalkerów krótkim uniesieniem dłoni i skinięciem głowy. Nie pamiętał wszystkich, ale kultura nakazywała mu zachowywać się adekwatnie do sytuacji.

Gdy wszedł do łazienki, musiał przyznać, że jak na stalkerskie warunki wyglądała naprawdę przyzwoicie, nie licząc niezbyt przyjemnej woni unoszącej się w powietrzu. Kosa podejrzewał, że smród wydobywał się z zalegających w rurach fekaliów, ale nie miał ochoty tego sprawdzać. Tutaj coś takiego jak kanalizacja od dawna nie istniało i tak naprawdę nikt nie wiedział, gdzie lądowały wszystkie odchody spuszczone w toalecie. Z czasem jednak kible zapychały się, więc na zewnątrz postawiono latryny i to okazało się zdecydowanie lepszą koncepcją.

Kosa zostawił lekko uchylone drzwi i westchnął ciężko, spoglądając na pokrytą żółtym kamieniem wannę i leżącą obok niego pomarańczową miednicę po brzegi wypełnioną czystą wodą. Odłożył ręcznik na chwiejący się metalowy wieszak i szybko ściągnął szarobrązową koszulkę, po czym potarł się po bandażach, czując, jak swędzi go pod nimi skóra. Przemył twarz dużą ilością chłodnej wody i westchnął z ulgą, czując przyjemne dreszcze biegnące po ciele. Uśmiechnął się blado, spoglądając w okno. Tego mu było trzeba.

Szybko obmył szczupłe ciało i przywdział spodnie w kamuflującym wzorze z licznymi kieszeniami. Niedbale dopiął ostatni guzik i zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że ubranie było przynajmniej dwa rozmiary za duże. Przydałby się jakiś pasek, pomyślał, wodząc wzrokiem dookoła. Po paru bezowocnych sekundach rozglądania wzruszył ramionami i podszedł do matowego lustra wiszącego nad umywalką. Przez dłuższą chwilę przyglądał się własnemu odbiciu i cały czas odnosił wrażenie, że to ciało, które widział, nie należało do niego. Było bardzo szczupłe, z lekko wystającymi żebrami, z paroma paskudnymi ranami na klatce piersiowej; jego twarz wyglądała na strasznie umęczoną, znikąd pojawiło się kilka płytkich zmarszczek, a na policzkach widniały długie strupy po pazurach. Szczękę pokrywał kilkutygodniowy zarost, nadający obliczu ponurego wyglądu i dodający optycznie kilka lat. Na pierwszy rzut oka, gdyby Kosa nie wiedział, że to on sam, uznałby, że widzi jednego z bandyckich obszarpańców, kręcących się po najmroczniejszych zakątkach Zony.

Westchnął, potrząsając głową. Namydlił sowicie zarost, by go zmiękczyć i zwiększyć poślizg, po czym wykonał kilka szybkich ruchów maszynką do golenia. Syknął cicho, zacinając się przy szczęce. Otarł leniwie wypływającą kroplę szkarłatnej krwi i powrócił do golenia. Po paru minutach przemył jeszcze raz twarz i spojrzał w lustro, nie wycierając się ręcznikiem. Teraz, bez zarostu, jego oblicze wyglądało na młodsze, bardziej oddając rzeczywisty wiek.

Przez dłuższą chwilę opierał się ciężko o umywalkę i patrzył spode łba na mężczyznę, którego ciemnobrązowe oczy pobłyskiwały chłodno, metalicznie. Szczupłe ciało to napinało się, ukazując co bardziej rozbudowane mięśnie, to rozluźniało, ale wyraz twarzy pozostawał nadal beznamiętny. Po podbródku leniwie spływały małe kropelki wody.

Wziął kilka głębokich oddechów.

Oto on. Oto Kosa. Oto ten, którego kiedyś podobno zwano Aleksiejem. Oto morderca Ducha i kilku innych osób. Oto zabójca własnego ojca. Oto człowiek, który sprowadził niebezpieczeństwo na obóz przy Szarym Lesie. Oto ten, który zszedł do podziemnego laboratorium P16 i być może obudził czyhające w nim bestie.

Deszcz łusekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz