Rozdział 6

84 7 3
                                    

Powiem wam coś.

Dylan O'Brien to jeden z najniebezpieczniejszych i najseksowniejszych ludzi w tym okręgu.

To ostatnie proszę wykreślić.

Ma zaledwie 19 lat, a jest już bardzo dobrze znany ze swojej bezgranicznej brutalności. O tak, jest bardzo dobry w tym co robi. Choć mówi to dopiero 18 latka, która wchodzi w tą samą fazę co on. Jestem coraz bliżej tego co on.

Ja jednak jestem dyskretna.

W przeciwieństwie do niego, nie potrzebuję widzieć strachu w oczach ludzi na sam mój widok na ulicy. Wystarczają mi ich ostatnie sekundy, gdy nie są w stanie oddychać ze strachu, gdy załzawione, błagające oczy prawie wypadają im z oczodołów, gdy pocą się jak po 10 kilometrowym biegu, a to wszystko w zaledwie kilka sekund.

Moja bestia właśnie tym napaja się najbardziej.

Tak właśnie jestem nikim w tej szkole, za to on jest wszystkim. Dziewczyny go kochają, uganiają się za nim jak natrętne muchy. Robią to mimo ostrzeżeń ludzi z boku, niektóre być może nie wiedzą, lub nie chcą uwierzyć, możliwe, że chcą mu się podlizać by przypadkiem nie znaleźć się w jego kręgu osób do wyeliminowania. Zaczyna go to męczyć, choć trzeba przyznać, że lubi to, lubi otaczać się ślepo zapatrzonymi w niego dziewczynami. Nie wszyscy dosłyszą lub wierzą w to co mówią ludzie, a on to wykorzystuje. Lubi stwarzać sztuczny wizerunek, który wszyscy łykają jak przynętę. Kocha to, że nie potrafią zauważyć jego prawdziwego oblicza. Ja zaś, od zawsze wszystko obserwuję, z boku po cichu analizuję każde ruchy, gesty, mimikę twarzy, śmiechy czy zachowania. Jakkolwiek to brzmi, lubię to, obserwacja jest dla mnie pewnym istotnym kluczem, który pomaga mi w dopatrzeniu się prawdy i natury człowieka.

Wchodzę przez wielkie, szkolne drzwi z chłodną miną i spojrzeniem, a gdy dochodzę do mojej szafki rozlega się dzwonek. Korytarz natychmiast wypełnia się uczniami, którzy przekrzykują siebie nawzajem, śmieją się i rozmawiają. To wszystko miesza się w jeden wielki hałas, bałagan, którego tak nienawidzę. Od tego aż boli mnie głowa. Zerkam na mój plan sprawdzając co mam na 2 lekcji.

Matematyka.

Och nie, zabijcie mnie.

Idę na drugie piętro w stronę sali matematycznej, wyłapując pojedyncze skrawki rozmów, choć nieszczególnie tego chcę. Wszyscy mówią o jednym i tym samym - o imprezie w najbliższy piątek u niejakiej Melanie Hale. Kimkolwiek ona jest, robi imprezę, co pachnie mi tylko alkoholem i narkotykami.

Uśmiecham się szyderczo w duchu, chyba warto będzie zmarnować kilka godzin życia, by się tam pojawić i odrobinę zabawić.

Tak, tylko odrobinkę.

Idąc zatłoczonym korytarzem, ocieram się o ciała innych uczniów, czuję się trochę jak sardynka w puszce.

Patrzę przed siebie.

Kątem oka dostrzegam go w towarzystwie jego najbliższych znajomych, jakieś dziewczyny jak zwykle rzucają mu się na szyję, a on ich nie zatrzymuje.

Niedajsięwyprowadzićzrównowagi. Niedajsięwyprowadzićzrównowagi.

O tak, to właśnie ciebie kilka dni temu pocałował najseksowniejszy człowiek w tej szkole. I prawdopodobnie w tym mieście.

Czy ten pieprzony głos w moim umyśle nie może się zamknąć?

Zabij je wszystkie.

Zaczynam szybciej oddychać.

Och, to niedorzeczne. Nie zdołałam go nawet dobrze poznać, a już szaleję na jego punkcie. Coś niebezpiecznie mnie do niego ciągnie. Mamy coś wspólnego, a tym czymś jest czerniejąca i gnijąca dusza.

To co się zdarzyło w ciągu ostatnich dni, jakoś nie chce do mnie dotrzeć, jakby napotykało jakąś barierę na swojej drodze. Śmieszne.

Bardzo dokładnie studiuję jego przystojną twarz, uśmiecha się, a potem zaczyna szczerze śmiać. Nagle robi mi się okropnie duszno, a moje ciało jakby zajęło się ogniem. Odwracam wzrok, próbując przyśpieszyć, ale przez ten tłok wlokę się wolniej niż na wpół żywy ślimak. 

Zanim docieram do ławki w klasie, dokładnie liczę każdy stawiany krok, moja mina nie zmieniła się nawet o milimetr, wciąż utrzymuję jej chłodny wyraz. 

Jak widać, nie tylko on jest mistrzem w budowaniu pozorów. Ja robię to nawet przeciw sobie, gdy próbuję zaprzeczyć temu, że zaczyna podobać mi się brązowowłosy chłopak o hipnotyzujących, płynnych jak czekolada oczach.

Dzisiejsze poranne lekcje mijały mi szybko, na połowie z nich drzemałam, grałam na telefonie w jakieś nudne gry, albo odlatywałam z myślami, tępo wpatrując się w środek tablicy, byleby tylko nie słuchać cennych wiadomości kierowanych w naszą stronę przez nauczycieli. Dziś wydawały się one dla mnie niezrozumiałym bełkotaniem kosmitów, o ile oni istnieją. Nie mogłam się skupić, moje myśli wciąż uporczywie kłębiły się wokół tego zarozumiałego kretyna. Dlaczego uczepiły się tego frajera, który zapewne molestuje wszystko, co się rusza i pewnie to, co się nie rusza również. To zły dzień na przesiadywanie w moim zagmatwanym umyśle.

Wyrywałam sobie włosy, próbując skierować moje zgubne myśli na inną drogę, gdy nagle zadzwonił dzwonek.

Cóż za szczęście, dosłownie wyciągnął mnie z opresji.

Powolnym krokiem wyszłam z sali kierując się na wielką, zatłoczoną jadalnie, czas na lunch. Podeszłam po jabłko, i obróciłam się w stronę stolików w poszukiwaniu jednego wolnego miejsca. Mój wzrok oczywiście od razu padł na ciemnowłosego chłopaka, który w tym momencie całował się z Crystal Blair, żałosną, niedouczoną gwiazdką naszej wspaniałej szkoły. Ciekawa jestem, co kryje się pod tą grubą warstwą makijażu, smocza skóra? Gdy przyjrzysz się jej bliżej wygląda jak sztuczny manekin, który stoi na wystawie w sklepie z ubraniami. Zawsze się zastanawiałam czy cycki też ma sztuczne. Och, błagam tą laskę przeleciało 3/4 chłopaków tej szkoły, ona ma już chyba dziurę zamiast cipy.

Zaśmiałam się po cichu do siebie.

Po 3 sekundach odwróciłam wzrok, nie mogąc już dłużej patrzyć na ten przyprawiający mnie o mdłości widok. Przypominało to prawie wyciągniętą z jakiegoś miłosnego filmu idyllę.

Cóż, prawie.

Jaka szkoda, że potrwa to krócej niż wszyscy domniemują.

Pomyśleć, że kilka dni temu to JA we własnej osobie byłam na jej miejscu. 

Na tą myśl zaśmiałam się gorzko i z lekkim obrzydzeniem.

Mimo świadomości swojej żałosnej i niestosownej sytuacji, poczułam bolesny, i nieprzyjemny ucisk w brzuchu.

Odwróciłam się i odeszłam w przeciwną stronę, w duchu przeklinając się za swoje nieodpowiednie myśli. To złe, nie tym powinnam się teraz kierować, to mnie zgubi. Siadam do pustego, najdalej oddalonego stolika. Nie mam najmniejszej ochoty się temu przyglądać. Drżę ze złości, niespokojne myśli wkraczają do mojego umysłu, macką podduszając go jak ofiarę. Muszę liczyć własne oddechy by się uspokoić.

Gryzę jabłko, nie ma smaku. Wszystko jakby straciło kolor, wyblakło.

Próbuję wyrzucić z głowy sytuację z przed kilku sekund. Nie mogę znieść palącego uczucia zazdrości układającego się w moim żołądku.

Co się ze mną dzieje?

Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.

Wszystkie myśli odpływają, zostaje jedynie stały gość – bezuczuciowość. Przybieram kamienny wyraz twarzy, gasząc pragnienia i depcząc je jak niedopałki papierosów. Siedzę niewzruszona, wpatrzona w jeden element pustym, bezbarwnym spojrzeniem, nadal gryząc jabłko. 

Gdy dzwoni dzwonek sygnalizujący kolejną lekcję, słyszę tylko jakby oddzielone przez grubą szybę odgłosy zasuwanych krzeseł i szybkich kroków uczniów. Otrząsam się, potrząsając głową i wychodzę ostatnia z wielkiej, już pustej jadalni.

***

Z góry chcę przeprosić za te kilka wulgaryzmów w rozdziale, po prostu nie mogłam się powstrzymać, by w ten sposób ukazać cyniczny charakterek naszej bohaterki. Komentujcie, głosujcie i widzimy się w następnym rozdziale!

SleepwalkerWhere stories live. Discover now