Rozdział 5

80 10 7
                                    

Proszę o komentarze i gwiazdki bo nie wiecie, jak bardzo to motywuje.

Budzę się wczesnym rankiem we wtorek, nie obchodzi mnie to, że kolejny raz opuszczam szkołę. Sen ma dla mnie szczególne znaczenie, to on daje mi największą siłę, jakby odradzał mnie na nowo za każdym razem.

Mijają dni, a ja czuję, że gniję od środka. Destrukcyjne myśli wdzierają się do mojej głowy, gnieżdżąc się w najciemniejszych zakamarkach.

Sceny z niedzielnej nocy sieją spustoszenie w moim umyśle, jednocześnie plącząc mi wszystko.

To dręczące uczucie niezdecydowania cały czas mi towarzyszy. Ten człowiek już mnie zniszczył, naruszył nieskazitelną barierę pomiędzy uczuciami, a obojętnością. Znów muszę odbudować wokół siebie gruby mur, by ktoś mógł go zniszczyć ponownie.

Jak żałośnie to brzmi.

Jakim wrakiem się stałam przez jednego człowieka, w tak krótkim czasie. Znów zamknę się w sobie na kilka miesięcy i nikt nie będzie w stanie naruszyć mojego błogiego stanu.

Kolejne dni minęły, a ja nie pojawiłam się w szkole, zaszywając się we własnym łóżku jak w schronie, który jakby miał za zadanie chronić mnie przed wszelkim złem na tym świecie.

Wiem, że on tam jest, w szkole. Wystarczy, że przyjdę i go zobaczę, napoję się jego widokiem żebym mogła normalnie funkcjonować.

Czy to już obsesja?

Czuję, że to już czas włączyć telefon, powiadomić szefa i wybrać się do szkoły.

To niesamowite, że tak groźny i nieprzewidywalny człowiek potrafi mieć tyle wyrozumiałości dla kogoś takiego jak ja. Jestem mu za to dozgonnie wdzięczna.

Wygrzebuję się z ciepłego łóżka i od razu idę pod prysznic. Woda spływając po mnie, tylko pozornie obmywa mnie z brudu i wstydu.

Załączam telefon, popijając ciepłą owocową herbatę. Gdy mój telefon staje się wykrywalny w sieci od razu dostaję telefon od szefa.

- Ile dni tym razem zajęło Ci otrząśnięcie się i dojście do siebie? - pyta bezbarwnym głosem.

- Tym razem? Hmm, zastanówmy się... zero – odpowiadam zgodnie z prawdą.

- No no, jestem pod wrażeniem – cmoka, mogę wyczuć przez telefon zadowolenie w jego głosie.

- Lecz o ile się nie mylę, twój telefon był wyłączony więcej niż zero dni, bo aż osiem. - dodaje z lekką nutą ciekawości.

- Och, tak, cóż doszło do pewnego nieporozumienia, oczywiście związanego jedynie z moim życiem prywatnym - odpowiadam najbardziej wymijająco jak mogę, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmawiać.

Wielkie nieporozumienie, ogromne.

Wyciszam ten szept najbardziej jak potrafię, skupiając się na odpowiedzi Jasona.

- Rozumiem i wierzę, że nie będzie Ci to przeszkadzać w wykonywaniu obowiązków. Ostatnio wiele rzeczy się poplątało i liczę na twoją pomoc, w razie czego będę dzwonić. - dodał, rozłączając się.

- Ja też. – dodałam cicho dopijając herbatę do końca.

Spojrzałam na godzinę, 07:56. No cóż, chyba odrobinę się spóźnię.

Jadąc autem wsłuchiwałam się w uderzające o szyby krople deszczu, to powodowało u mnie błogi spokój. Nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić z tego auta, chciałam już zawsze wsłuchiwać się w krople uderzające o szybę. Lecz ja dobrze wiedziałam, że zaraz pojawię się w szkole i zobaczę go. Kolejny raz niczym spragnione zwierzę napoję się jego widokiem i obecnością.

Bardzo dobrze czuję, jak gwałtownie przyśpiesza mi serce. Zaciskam ręce na kierownicy tak mocno, że bieleje mi skóra na kostkach.

Kolejny raz patrzę na na godzinę, 8:24.

Akurat będę na drugą lekcję. Nigdy jakoś szczególnie nie zależało mi na nauce, owszem wykształcenie i zdobyta wiedza jest ważna, bo otwiera nam to drzwi na świat, nakierowuje nas na właściwe lub lepsze decyzje. Ja jednak zawsze lubiłam czytać, to było coś co zawsze wprowadzało mnie w spokój, niestety teraz nie czytywałam już tyle co kiedyś. Ma to związek między innymi z moją dosyć niecodzienną pracą, którą stała się moim zgubnym nawykiem. Czasami zastanawiam się czy aby na pewno jestem poczytalna, kiedy robię rzeczy łamiące prawa moralne.

W oddali widzę zarys budynku licea do którego uczęszczam.

Zaczynam liczyć sekundy.

Po 108 sekundach wysiadam z auta, kierując się w stronę szkoły.

Wyostrzam zmysły, próbując wychwycić jakiekolwiek odgłosy, które dobiegałyby z budynku szkoły, lecz nic nie słyszę, co oznacza, że jeszcze nie skończyła się 1 lekcja.

Czuję, że dziś nie mam ochoty na jakiekolwiek zbliżenie fizyczne z którymkolwiek człowiekiem.

Nie oceniajcie mnie zbyt prymitywnie, nie jestem aspołeczna. Mam przyjaciół, tylko nie w tej szkole i nie na poziomie tych bezmózgich ziemniaków.

Któż by pomyślał, że jest tyle osób, które ugrzęzły w tym bagnie równie głęboko jak ja.

Nie snujcie też błędnych wniosków odnośnie moich pseudo depresyjnych myśli. Są momenty gdy wszystko wali się nam na głowę i nie jesteśmy w stanie wytrzymać tego ciężaru. Ostatnie miesiące i dni to był właśnie taki moment, gdy wielki wieżowiec runął mi na głowę zasypując wszystko dookoła. Pozbieranie i posprzątanie gruzu wcale nie jest prostą czynnością, wymaga to wiele wysiłku.

Moje życie głównie toczy się z perspektywy bezuczuciowości, lecz czasami poddaję się tej głęboko ukrytej wrażliwości. Myślę, że każdy człowiek jest wrażliwy, jedni jednak częściej chcą wydeptać i wygasić tę cechę, taką osobą jestem właśnie ja. Wrażliwości jednak nie da się od tak usunąć, jest jak kwiat, możemy go zerwać czy zdeptać, a on i tak rozsieje nasiona, dając im możliwość wykiełkowania. Bodźce i uczucia też nie mogą zniknąć, można je jedynie tłumić.

Właśnie teraz mam tak namieszane w głowie, że wszystko w niej pląta się  i powoduje odchyły od mojej stalowej koncentracji. Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że jednym z czynników, które powodują tę sytuację jest właśnie on.

***
Aaaa przepraszam za te opisy, wiem, że macie ich już dość. Postaram się żeby było ich trochę mniej, a więcej się działo, jednak nie będzie to proste. Do następnego, sayo!!!

SleepwalkerWhere stories live. Discover now