Chapter 39

2.6K 344 89
                                    

– Wsiadaj – krzyknęła czarnowłosa kobieta.

– Co? – spytałem, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami.

– Chcesz go dogonić? – wskazała głową w stronę Chanyeol'a, który wyjechał spod swojego domu.

Przyznałem jej rację i bez słowa sprzeciwu, wsiadłem do jej luksusowego samochodu, zapominając, że nie powinienem ufać nieznajomym, bo przecież mogłaby mnie, gdzieś wywieść, zamiast jechać za Chanyeol'em, którego bardzo chciałem złapać. Zdążyłem ledwie zapiąć pasy, gdy samochodem momentalnie szarpnęło i pomknęliśmy przed siebie spod posesji Parków.

– Jezu Maria! – szepnąłem sam do siebie, trzymając się mocno fotela, bo myślałem, że zaraz dostanę zawału. Ta kobieta to istny demon na drodze. Pędziła chyba z dwieście kilometrów na godzinę.

Spojrzałem przez przednią szybę, dostrzegając dwa auta i za nami jadącego Chanyeol'a. Czarnowłosa ominęła zgrabnie samochody przed nami oraz Chanyeol'a, który gwałtownie zahamował, gdy ta zablokowała mu drogę.

Nie gasząc silnika, wysiadła zgrabnie z samochodu, biorąc z tyłu kij bejsbolowy i ruszyła w stronę Chanyeol'a, który czerwony na twarzy z gniewu, wysiadł ze swojego sportowego auta.

– Chcesz zginąć? – wykrzyczał do kobiety, która w odpowiedzi zaczęła go bić tym kijem.

Oniemiały patrzyłem na tę scenę, nie za bardzo wiedząc, co mam teraz zrobić, ale wysiadłem, stanąłem przy samochodzie. Nie powiem, zabawnie było patrzeć, jak Chanyeol dostaje wpierdol od kogoś innego, niż ode mnie.

– Przestań! Skończ już z tym! – wrzasnął, próbując się bronić, ale niezbyt mu to wychodziło. – Noona, nie przy moim chłopaku! – Na to kobieta zaprzestała tego, co robiła i spojrzała na niego ponad szkłami swoich przeciwsłonecznych okularów.

– Noona? – powiedziałem sam do siebie, słysząc to słowo.

Jeszcze raz przyjrzałem się twarzy tej kobiety i dostrzegłem pewne podobieństwo pomiędzy nią a moim chłopakiem. Tym razem to ona odwróciła się w moją stronę i podeszła do mnie z szerokim uśmiechem na ustach.

– Jesteś Baekhyun prawda? – zapytała, wyciągając do mnie dłoń, którą uścisnąłem. Pokiwałem twierdząco głową.

– Miło mi. Jestem Chanyang, siostra – wskazała na Chanyeol'a – tego idioty.

– Nie jestem idiotom – wrzasnął, podchodząc do nas.

Próbował objąć mnie w tali, ale uniemożliwiłem mu to, odsuwając się na bezpieczną odległość. Po tej akcji lepiej, żeby mnie nie dotykał.

Dla jego własnego dobra, bo niesamowicie mnie wkurzył. Jak mógł uciec jak niedojrzały dzieciak, kiedy chciałem z nim porozmawiać. Chciałem się tylko zapytać, kiedy pogodzi się z Chen'em, bo ich spor trwał naprawdę długo. Nie chciałem patrzeć, jak z mojego powodu rozpada się ich przyjaźń.

**

Wróciłem razem z Chanyang jej samochodem, bo dalej byłem obrażony na tego idiotę, który zamknął się u siebie w pokoju, odmawiając prośbą siostry o zejście na dół i zjedzeniem z nami obiadu. Ja w każdym razie miałem zamiar się najeść tymi wszystkimi wspaniałymi potrawami leżącymi na stole.

– Proszę – podała mi na talerz jakąś potrawę, której nigdy na oczy nie widziałem.

Była to jakaś roladka otoczona tak jakby wodorostami, ale to nie były wodorosty. Smakowało bardziej jak kapusta, a w środku nadzienie z ryżu, kaszy, grzybów i mięsa. Nie powiem, smakowało mi i to bardzo.

– Co to? – wymamrotałem z pełnymi ustami, wskazując widelcem na swój talerz. Kobieta zaśmiał się radośnie, widząc mnie jedzącego. Naprawdę nie widziałem, o co jej chodzi.

– Masz zdrowy apetyt – powiedziała. – A to, co jesz teraz, to są gołąbki. Nasz kucharz jest z Polski, więc przygotował potrawy ze swojego kraju.

Pokiwałem głową, ale za bardzo nie wiedziałem, gdzie jest taki kraj jak Polska. Moja wiedza na temat innych państw zaczynała się w Azji, a kończyła na Stanach Zjednoczonych, ale powiedzmy sobie szczerze, nie obchodziło mnie, skąd potrawa pochodzi, byle by była smaczna, a ta była wyjątkowo dobra, więc zjadłem chyba z sześć tych gołąbków.

– Już nie mogę – westchnąłem, gładząc się po brzuchu z satysfakcją na twarzy. – Nic więcej nie zmieszczę – Miałem ochotę od beknąć, ale nie miałem zamiaru robić to w tym eleganckim domu, bo jeszcze dostałbym dożywotni zakaz wstępu, a tego nie chciałem.

Około siódmej Chanyang zlitowała się nad swoim bratem i kazała zanieść mu jedzenie na górę. Pokojówka, którą wezwała chętnie, by to zrobiła, ale ja byłem chętniejszy. Skoro miałem porozmawiać z Chanyeol'em to teraz była najlepsza okazja. Na pewno był mega głodny. Jak głodny to potulny jak baranek, przynajmniej miałem taką nadzieję, bo z moim ojcem zawsze to działało. Przynajmniej tak wywnioskowałem z obserwacji na rodzicach. Teraz sprawdzę to na Chanyeol'u.

Pięć minut później niosłem tacę z obiadem na górę. Szedłem powoli, uważając na schodach, by czasem nie zaczepić o jakiś spróchniały schodek, którego miałem nadzieję, że nie było. W końcu to bogate domostwo i takich schodów mieć nie powinni, ale na moje nieszczęście wszystko może się zdarzyć. Zatrzymując się przed pokojem mojego chłopaka, przytrzymałem tace tylko jedną dłonią, a druga puknąłem w drzwi. Długo nie musiałem czekać. Otworzył momentalnie, jakby poczuł zapach jedzenia. Rozglądał się po korytarzu, chyba obawiał się, czy jego siostry tu nie ma. Kiedy się upewnił, wciągnął mnie do swojego pokoju razem z tacą. Zamknął drzwi.

Wziął ode mnie jedzenie i postawił na stoliku obok łózka. Usiadł na materacu i dokładnie przystąpił do sprawdzania, co mu przyniosłem. Zaczął jeść, jakby nie miał w buzi nic od tygodnia. Ja w międzyczasie przystąpiłem do ataku. Usiadłem obok niego z niewinnym uśmiechem i przysunąłem się bliżej niego, prawie wchodząc mu na kolana.

– Kochanie – zacząłem miłym głosem, głaszcząc go powoli po udzie.

Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie znad jedzenia.

– Co? – burknął z pełną buzią. Przełknął jedzenie i odsunął od siebie talerz. Wytarł usta chusteczką i odwróci się w moją stronę.

– Co chcesz?

Wpakowałem mu się na kolana i przekręciłem się tak, że siedziałem na nim, patrząc na jego twarz. Objąłem go za szyję i niewinnym tonem, na jaki było mnie stać, zapytałem.

– Pogodzisz się z Chen'em?

Próbował zrzucić mnie z kolan, ale nie dałem się, objąłem go nogami w tali.

– Powiedziałem ci już, że nie chcę o tym dyskutować – powiedział wyniosłym tonem.

– Czemu?

Wywrócił oczami.

– Za dużo gadasz – warknął i jego wargi dotknęły moich, uciszając mnie całkowicie.

Skończyło się na tym, że nic nie załatwiłem.

A/N: Cześć! Wróciłam wcześniej niż planowałam xD ponieważ mam zamiar do końca lipca skończyć Don't Give Up. W najbliższym czasie spodziewajcie się masy rozdziałów, bo myślę, że wena wróciła xD

Don't Give Up | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz