23

3.4K 236 72
                                    

WŁĄCZ MEDIA!


[[Leondre]]

Siedziałem z Charliem na ławce w parku. Patrzyliśmy na różne biegające po placu zabaw dzieciaki. W palcach trzymałem papierosa. Przybliżyłem go do ust i zaciągnąłem się. Po chwili wypuściłem dym z płuc i poczułem jak ogarnia mnie wewnętrzny spokój.

Podałem papierosa przyjacielowi, a ten powtórzył moją czynność.

- I co teraz? - spytałem patrząc na otaczające nas drzewa.

- Nic. - wypuścił dym - Idziemy do szpitala.

Rzucił gwizdek na ziemie i nadepnął na niego, kulturalnie go gasząc. Zaczął iść w stronę bloków nie zwracając na mnie uwagi. Wiem, że się przejął bo widziałem to w jego oczach. Cierpiał, cholernie go to zabolało. Mimo tego, że "nienawidził" swojej siostry nigdy nie chciał, żeby stało się jej coś tak okropnego.

- Idziesz czy będziesz tak siedział? - rzucił przez ramię.

Momentalnie wstałem z ławki i podbiegłem kawałek do przyjaciela. Całą drogę do szpitala przemilczeliśmy. 

Kiedy dotarliśmy na miejsce, Charlie był przerażony. To co zobaczyłem... Na moment straciłem oddech... Wyglądała tak okropnie źle... Jej ciało pokrywały świeże rany, usta miała sine i popękane, była cała blada, bez koloru na twarzy, bez życia... Zacząłem płakać. Spojrzałem się na blondyna. On również płakał. Kochał ją. Wiedziałem o tym, a teraz? Teraz gdy mogliśmy wszystko naprawić, ona leży w szpitalu i nie wiadomo czy przeżyje. To przeze mnie. Płakałem co raz gorzej. Rosalie może umrzeć, przeze mnie. 

Wybiegłem z sali. Ze łzami w oczach biegłem prosto przed siebie. Zyskałem zaufanie tak cholernie wspaniałej osoby po to żeby mój przyjaciel mógł się na niej zemścić. Dlaczego? Dlatego, że całe życie myślał, że to właśnie przez nią nie mają prawdziwej, pełnej rodziny. Jeśli ona umrze...rodzina nie będzie już pełna. Zawsze będzie brakować im tej jednej osoby. Osoby, która za wszelką cenę próbowała dopełniać tą rodzinę. Nie wyobrażam sobie tego. 

- KURWA! - krzyknąłem sam do siebie i zacząłem ciągnąć się za końcówki włosów. 

To jest tak cholernie niesprawiedliwe. To tak cholernie boli. Osoba, którą kochałem właśnie leży w stanie krytycznym. Przeze mnie. Przez to, że jestem tak popieprzony i dałem się wciągnąć w to całe gówno.

- ONA MUSI ŻYĆ! - krzyczałem dławiąc się łzami.

Pamiętam jak była mała. Jak bawiliśmy się razem w trójkę w dom. Chowanego. Berka. Teraz mamy 17 lat i całe życie przed sobą. Ona nie może umrzeć... 

Powoli wracałem do jej sali. Ocierając lecące po moich policzkach łzy biłem się z myślami, dlaczego... Gdy dotarłem usiadłem obok jej łóżka. Nikogo oprócz mnie i jej mamy nie było. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się smutno przez łzy i kładąc mi rękę na ramieniu, wyszła. Wszyscy inni nie mają już siły. Zostałem tylko ja.

- Rosie... - zacząłem cicho i ująłem jej dłoń. - Wiem, że na pewno mnie słyszysz... Pamiętasz, naszą pierwszą jazdę na rowerze? Jeździłaś tak okropnie, że musieli Ci przykręcić dodatkowe dwa kółka. - uśmiechnąłem się na to wspomnienie i pociągnąłem nosem. 

- Albo gdy nasz domek na drzewie został zniszczony po tej okropnej burzy, a Ty płakałaś przez parę dni? Byłem wtedy przy Tobie i mimo że mi również było smutno, robiłem wszystko żeby poprawić Ci humor. Zmusiłaś mnie wtedy żebym przebrał się w strój księżniczki i dołączył do twojej popołudniowej herbatki. Zrobiłem to bo kochałem Cię już za głupiego dzieciaka. Wiedziałem, że kiedyś będziemy razem, szczęśliwi jak mało kto, mając zaledwie siebie nawzajem... Ale proszę Cię, nie możesz umrzeć rozumiesz? Po prostu nie możesz... Obudź się proszę, a wyjaśnię Ci wszystko. Nie mogę Cię stracić, zbyt bardzo mi na Tobie zależy... Rose ja... 

Nagle z pikającej aparatury wydobył się długi piskliwy dźwięk. Popatrzyłem na nią i spanikowałem. Akcja serca została zatrzymana. Wybiegłem ponownie z sali i zacząłem wołać o pomoc. Po chwili w sali pojawili się lekarze i pielęgniarki. Zaczęli reanimację...

Minęło 5 minut... 10... Godzina... 

W końcu się poddali. Nie potrafiłem pohamować łez. Krzyczałem. Szarpałem się z nimi. Wszystko na nic. Wszystko po to, by zobaczyć jak ona umiera. Wszystko po to, żeby moje słońce zgasło... Wszyscy płakali. Nikt się nie odzywał. Wbiegłem po schodach na dach szpitalu. Podszedłem do krawężnika. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, że trzymam ją w rękach i myślę o tym jak bardzo mam szczęście. Szczęście, które trzymam w rękach. Szczęście, które właśnie umarło...


KIK Crush || L.D //edytowane\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz