6.

675 69 7
                                    

Stiles z niedowierzaniem przyglądał się Derekowi. Czy wilkołak naprawdę miał na myśli to, co powiedział? Czy rzeczywiście chciał, aby Stiles również w lofcie namalował te dziwne symbole? Swoją drogą, Hale w ogóle zachowywał się tego dnia jakoś dziwnie.

- Dlaczego?

- Nie mogłem tu zasnąć. Ale jak poszedłem do starego domu... - Derek potrząsnął głową, a jego oczy rozbłysły zachwytem. - Dawno nie spałem tak dobrze.

- I myślisz, że to przez te symbole?

- Czy znasz jakieś inne wytłumaczenie? W jednej chwili koszmary po prostu... - Hale urwał nagle i odwrócił wzrok, wściekły sam na siebie. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że powiedział zbyt wiele. Cóż, było w tym sporo prawdy, bo Stiles nigdy nie spodziewał się, że usłyszy coś podobnego. Derek Hale i koszmary? Przecież on sam był koszmarem dla wielu niewinnych istot! - Zrobisz to czy nie? - zapytał niespodziewanie, zupełnie zaskakując Stilesa.

- „To" znaczy co?

Wilkołak przewrócił oczami, po czym zapytał jeszcze raz, powoli i akcentując każde słowo:

- Czy narysujesz te symbole też w lofcie?

- Nie ma mowy! - jęknął Stiles z przerażeniem.

Hale zmarszczył gniewnie brwi i warknął ostrzegawczo, na co chłopak mógł tylko unieść ręce i błagać o wybaczenie.

- Słuchaj, to nie tak, że nie chcę ci pomóc. Szczerze mówiąc to nawet się cieszę, że lepiej się czujesz, bo to znacząco zwiększa moje szanse na przeżycie. Problem w tym, że Deaton zabronił mi używać tego znaku, dopóki nie dowiemy się dokładnie, jakie są konsekwencje jego stosowania.

Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Stiles wiele by dał, żeby móc zajrzeć do głowy wilkołaka, bo ten ewidentnie bił się z myślami. Z wielkim wysiłkiem musiał przeciwstawiać sobie ostrzeżenie druida i perspektywę powrotu koszmarów. Gdyby nie powaga sytuacji, nastolatek czerpałby nie lada przyjemność, wyobrażając sobie Hale'a jako Temidę, z wagą, przewiązanymi oczami i ubranego w bardzo, bardzo skąpą togę. Niestety, zbyt bardzo martwił się o to, co usłyszy.

- Jest jeden sposób, żeby bardzo szybko sprawdzić, jak dokładnie działa ten symbol.

- To nie jest dobry pomysł.

- To bardzo dobry pomysł i obaj możemy na nim skorzystać. Też masz przecież problemy ze snem.

Stiles westchnął ciężko. Hale miał rację i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Ostrzeżenia Deatona może i brzmiały rozsądnie, ale nie były wystarczające dla kogoś, kto zbyt długo musiał zmagać się z koszmarami i okropnymi wspomnieniami. Poza tym - już i tak zaczął rozmieszczać znaki dookoła posiadłości Hale'ów. Dorysowanie jeszcze kilku nie powinno im zaszkodzić bardziej, niż potencjalnie mogło pomóc.

- Tylko kilka - zastrzegł nastolatek, poddając się w końcu.

Skłamałby, gdyby powiedział, że nie zrobiło mu się cieplej na sercu na widok ulgi, która rozjaśniła twarz Dereka. Wilkołak, szczęśliwy jak mały chłopiec, położył się na starej kanapie, najwyraźniej święcie przekonany, że słodkie sny spłynął na niego, jak tylko Stiles zacznie rysować.

- To na co czekasz? - zapytał, nie racząc nawet otworzyć oczu i spojrzeć na swojego gościa.

- Zastanawiałem się, czy gdybyś był kotołakiem to zacząłbyś teraz mruczeć - sarknął Stiles, poniewczasie przypominając sobie, że wilcze dziedzictwo Hale'ów to bardzo marny materiał na żarty.

W pierwszej chwili cofnął się, święcie przekonany, że Derek próbuje przywołać go do porządku ostrzegawczym warczeniem. Zaraz jednak spostrzegł, że uśmiech wilkołaka nie był ani złośliwy, ani złowieszczy. Po prostu najwyraźniej zamierzał mu pokazać, jak brzmiałoby mruczenie w wykonaniu wilka. Przezabawne, doprawdy. Ten dzień z każdą chwilą robił się coraz dziwniejszy.

Stiles potrząsnął głową, by odpędzić nurtującą go myśl, co by się stało, gdyby podrapał Dereka za uchem. Musiał wziąć się do roboty, jeśli chciał jeszcze zdążyć odrobić lekcje. Na porysowanym, kuchennym blacie leżał czarny marker, kilka białych kartek, gwoździe i młotek. Chłopak przyjrzał się tym narzędziom z powątpiewaniem. Przeczucie podpowiadało mu, że samo przybicie do ścian papierowych run nie wystarczy. Znak musiał być bardziej trwały, żeby działać. To właśnie sugerowałby sposób, w jaki podświadomie wyrył go na drzewach dookoła domu Hale'ów.

Z wahaniem zaczął otwierać szuflady w poszukiwaniu odpowiedniego noża. Z ulgą stwierdził, że Derek nie był ostatnią fleją i sztućce miał bardzo dokładnie wyszorowane. Gdyby również na nich chłopak znalazł czerwonawe ślady przypominające krew, mógłby jednak nie wytrzymać napięcia. Drżącą dłonią chwycił krótki nożyk z drewnianą rączką i po cichu podszedł do najbliższej ściany. Zerknął przez ramię na Dereka, który zdawał się spać spokojnie i głęboko. Zupełnie jakby żadne magiczne wspomaganie wcale nie było mu potrzebne.

- No dobra, raz kozie śmierć - wymamrotał Stiles, wbijając ostrze noża w tynk.

Ściana była dziwnie wilgotna, miękka i bardzo podatna na skrobanie ostrzem. Wystarczyło dosłownie kilka pociągnięć, niewiele wysiłku i po wszystkim. Nastolatek powoli odsunął się od ściany i spojrzał na swoje dzieło. Nie było źle, naprawdę nie było...

Zamrugał oczami i z niedowierzaniem rozejrzał się po mieszkaniu.

Nie zrobił jednego symbolu, tylko kilkadziesiąt. Na zewnątrz zrobiło się zupełnie ciemno i loft oświetlony był jedynie przez urywane światło pojedynczej żarówki, zwisającej smutno z sufitu. Wystarczyło to jednak, by Stiles mógł zobaczyć niemal równy rząd run, jaki zakreślił na ścianach. Z niepokojem przeniósł spojrzenie na Dereka.

Wilkołak poruszał się miarowo w rytmie głębokich, spokojnych oddechów. Ośmielony jego snem, Stiles podszedł powoli do kanapy. Złotawa skóra mężczyzny wydała mu się nieprawdopodobnie delikatna, a on sam kruchy, tak bardzo kruchy. Dziwne spostrzeżenie, bo do tej pory chłopak uważał Hale'a za jednego z najtwardszych gości, jakich miał (wątpliwą) przyjemność spotkać. A teraz stał nad nim z nożem w trzęsącej się dłoni i nic nie stało na przeszkodzie, żeby pokazał temu żałosnemu wilkołakowi...

- Nie! - syknął z przerażeniem, powstrzymując wolną dłonią rękę z nożem. Niedoszłe narzędzie zbrodni upadło na podłogę z cichym brzękiem, ale Stiles nie został w lofcie wystarczająco, by sprawdzić, czy przypadkiem nie obudził tym Dereka.

Nie chciał wiedzieć.

Miał zdecydowanie dość, jak na jeden dzień.

To nie tak, że cię nienawidzę; po prostu lubię patrzeć jak cierpiszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz