Rozdział czwarty

47 3 1
                                    

Od tamtych wydarzeń minął tydzień. Odpuściłam sobie zajęcia, ponieważ jak narazie mam wszystko zaliczone. Pierwszy raz od imprezy postanowiłam wyjść z domu. Poszłam na zakupy chcąc tym poprawić sobie humor. Scarlett była na wykładach a ja cieszylam się z przerwy od tego wszystkiego.

Zmierzając w stronę sklepów zastanawiałam się dlaczego akurat to wszystko przytrafiło się mi. Zdarzenie sprzed tygodnia oraz to wszystko co działo się kiedyś... nie chce nawet o tym myśleć. Było południe, Nowy Jork o tej porze szalał. Były niesamowite korki. Cieszylam się, że wybrałam spacer a nie przyjechałam samochodem. Był środek lipca. Słońce górowało na niebie ale od zachodu zbliżały się burzowe chmury. Odwiedziłam parę sklepów i w każdym musiałam coś przymierzyć. Byłam niezła zakupoholiczką. Właśnie wyszłam z Primarka kiedy usłyszałam melodyjke z mojego telefonu co oznaczało, że ktoś do mnie dzwoni. Uśmiechnęłam się kiedy spojrzałam na ekran i niemal natychmiast odebrałam.
-Hej siostrzyczko. - usłyszałam po drugiej stronie. - Co u ciebie słychać, mała?- No tak. Prawie wszyscy odzywali się do mnie w ten sposób ze względu na mój niski wzrost.
-George!- piszczę. - Wszystko w porządku.- ten zwrot staje się chyba moim nowym ulubionym kłamstwem. - A co u ciebie słychać braciszku?
- Świetnie, w końcu dogadalismy się z Cassandrą. - Cassandra to żona mojego brata, jest miła i sympatyczna. Jednak dość często się kłócą co strasznie mnie zasmuca.
-To cudownie.- rzucam- Wiedziałam, że między wami znowu będzie wszystko dobrze. Kiedy wpadniesz do Nowego Jorku?
- Planujemy przylecieć w przyszłym tygodniu. - na te słowa natychmiast się uśmiecham.
- Poważnie?! - niemal krzyczę - to cudownie nie mogę się doczekać!.
- Ja tez, ale teraz musze kończyć. Zaprosiłem Cassie na romantyczna kolacja. - Ach kolacja, no tak, inne strefy czasowe.
- Nie ma sprawy bawcie się dobrze. Do usłyszenia.
- Trzymaj się mała. Do przyszłego tygodnia.

Podczas gdy Odwiedziłam jeszcze kilka sklepów uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ciesze się, że mój brat jest szczęśliwy. Zasługuje na to. On był dla mnie oparciem przez całe moje życie i nadal nim jest. Kocham go.
Opuszczając ostatni sklep, który planowałam dzisiaj odwiedzić patrze w niebo. Ciemne chmury są tuż nade mną wiec pewnie zaraz będzie niezła ulewa. I jak na zawołanie rozpadało się strasznie. Postanowiłam, że pójdę do kawiarenki niedaleko miejsca, w którym się znajdowałam. Powoli ruszyłam w wymierzonym przez siebie kierunku, lecz ktoś złapał mnie za ramię i przybliżył się do mnie niebezpiecznie blisko.
I nagle szczepcze mi do ucha...
-Hej, Shawty.

Life is not easy Where stories live. Discover now