ROZDZIAŁ 8 ✓

13.7K 698 47
                                    

Następne kilka dni minęło mi niezwykle szybko. Zupełnie inaczej niż zazwyczaj. To znaczy... Od teraz zgodnie z rozkazem ojca Trevor stał się moim nowym ochroniarzem i tak jak życzył sobie tego mój ojciec, chłopak nie odstępował mnie na krok.

Chociaż może powinnam powiedzieć, że to ja nie odstępowałam jego. Trevor miał dziesięć dni by zamknąć wszystkie sprawy i przygotować się do wyjazdu. W przeciwieństwie do mnie, bo ja nie mam już żadnych spraw, które musiała bym zamknąć...

Tak czy inaczej przez te dziesięć dni Trevor jeździł do miasta, spotykał się z różnymi ludźmi, a ja za każdym razem jechałam z nim.

Sama nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że on nie musiał tego robić. Przecież mógł zostawić mnie w domu, zamknąć w pokoju, znaleźć kogoś kto mnie "popilnuje" albo po prostu zostawi mnie z ojcem tłumacząc się tym, że musi pozałatwiać sprawy, przy których nie powinno mnie być. Jednak mimo to on za każdym razem zabierał mnie ze sobą.

Gdy spytałam go o to odpowiedział jak gdyby nigdy nic:

-Bo tak- wzruszył ramionami. - Nie przeszkadza mi twoja obecność, a poza tym wiem, że nie chcesz siedzieć w domu. Wolę już zabrać cię ze sobą niż pilnować, żebyś znowu się nie wymykała.

I to było na tyle w tym temacie. Więcej już o tym nie rozmawialiśmy. A Trevor nie zabierał mnie ze sobą już tylko wtedy gdy musiał coś załatwić. Czasem jechaliśmy się poprostu przejechać albo coś zjeść. Co dziwiło mnie jeszcze bardziej, bo oboje się nie znosiliśmy i jawnie to sobie okazywaliśmy. A tu nagle on z własnej woli chce spędzać ze mną czas?

Dzień przed wyjazdem zaczęłam się pakować. Nie bardzo wiedziałam co mam ze sobą zabrać. Bo w końcu czego miałam się spodziewać? Nie wiedziałam nic prócz tego, że jadę na szkolenie. Nie wiedziałam gdzie ani na czym będzie ono polegać. Wiedziałam tylko tyle, że to właśnie Trevor będzie mnie szkolić.

Chłopak przyniósł mi czarną torbę średniej wielkości i polecił spakować najwygodniejsze rzeczy.

Więc go posłuchałam. Wrzuciłam do torby wszystkiego po trochę. Kilka par spodni, kilka par spodenek, masę podposzulków i parę bluz. Spakowałam też 3 pary trampek i bieliznę.

Gdyby się tak przyjrzeć to prawie wszystko co postanowiłam zabrać było w kolorze czarnym. Tylko niektóre rzeczy były szare lub w ciemnym odcieniu zieleni, błękitu czy brązu.

No niesamowite jak mało zabrałam, a i tak miałam problem z tym by zasunąć moją torbę.

Następnego dnia Trevor pomógł znieść moja torbę na dół. Oczywiście mogłam to zrobić sama, no ale co się mam przemęczać. Niech chłopak się trochę wysili.

Zeszliśmy na dół gdzie czekał mój ojciec. Spojrzałam na niego i podeszłam do niego bez słowa, a on bez chwili wahania przytulił mnie do siebie. Poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że będę za nim bardzo tęsknić. Kocham go i wiem, że on kocha mnie.

Jednak czułam nie tylko smutek, ale i strach. Zawsze chciałam się stąd wyrwać i robiłam wszystko by to zrobić. Chciałam wolności, a teraz gdy miałam ją na wyciągnięcie ręki bałam się jak to będzie gdy zostanę sama. Bez ojca, który by mnie chronił...

-Bądź ostrożna córeczko- powiedział gdy odsunęłam się od niego. - Pamiętaj, że cię kocham. Nie rób żadnych głupot. Słuchaj Trevor we wszystkim rozumiesz? We wszystkim.

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i jeszcze raz go przytuliłam.

-Też cię kocham tato- wyszeptałam.

Podeszłam do swojej torby, która leżała na ziemi i podniosłam ją. Już miałam wychodzić gdy usłyszałam rozmowę między moim ojcem a Trevorem.

-Zaopiekuj się moja córka Trevor - powiedział tata.

-Możesz być spokojny zajmę się nią. Wiesz, że możesz mi ufać.

-Wiem. Ufam Ci. Chcę byś nauczył moją córkę wszystko co sam umiesz.

Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami. On naprawdę zgadzał się na to bym szkoliła się na jego następce?!

Trevor już zaczął kierować się w stronę drzwi gdy zatrzymał go mój ojciec.

-Jeszcze jedno Trevor - powiedział, a chłopak znów odwrócił się w jego stronę. - Chcę byś pamiętał o tym, że wszyscy adepci są sobie równi i tak masz ich traktować.

-Przecież wiesz, że... - zaczął Trevor jednak zamknął się gdy coś do niego dotarło, a potem warknął na mojego ojca. - Zapomnij!

-Posłuchaj mnie...

-Nie Blackwood! Ona nie jest taka jak reszta rozumiesz?!

Ona? Czy on mówił o mnie?

-Jest - odparł spokojnie ojciec. - I masz ją traktować jak resztę. W przeciwnym razie ktoś inny zajmie twoje miejsc.

Nic nie rozumiem.

-Nie zrobisz tego - warknął wściekły Trevor.

-Zrobię. Jeżeli chcesz być trenerem to traktuj dziewczynę tak jak całą resztę.

Dziewczynę? Skoro to o mnie dlaczego nie użyje mojego imienia albo nie nazwie mnie swoją córką?

-Wal się Blackwood! - powiedział wściekły Trevor i wyszedł na zewnątrz.

Spojrzałam na mojego ojca jednak on nie zareagował. Nic nie rozumiem... Wyszłam na dziedziniec i podeszłam do czarnego, sportowego samochodu, przy którym stał Trevor.

Chłopak bez słowa wyszarpał torbę z mojej ręki i wrzucił ją do otwartego bagażnika obok dwóch inny toreb. Chciałam zapytać dlaczego ja musiałam zmieścić się w jednej torbie podczas gdy on zabrał dwie.

Nim zdążyłam coś powiedzieć chłopak otworzył jedną ze swoich toreb i wyjął z niej dwa pistolety, które umocował przy swoim pasku. Potem zamkną torbę i bagażnik. Chryste cała torba była wypełniona bronią różnego rodzaju...

-Wsiadaj, albo się rozmyslę i cię tu zostawię- warknął i usiadł za kierownicą.

Odwróciłam się ostatni raz w stronę mojej willi. U szczyt schodów stał mój ojciec. Pomachałam mu na pożegnanie, a on podniósł rękę.

Wsiadłam do samochodu i gdy tylko zamknięłam drzwi Trevor ruszył z piskiem opon. Nawet nie czekał aż zapnę pasy, on z resztą też tego nie zrobił. Był na maksa wściekły.

Jednak nie obchodziło mnie to zbytnio. Spojrzałam przez tylną szybę, w której widziałam oddalającą się wille i ojca.
Spojrzałam znów przed siebie i pomyślałam, że właśnie zaczynam nowy rozdział w swoim życiu.











Córka Blackwood'a Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu