Rozdział 22

22 3 0
                                    

- Matematyka jest do bani - stwierdziłam po 2 godzinach nauki. - I po co nam to potrzebne? Jakieś funkcje, całki i inne takie. Beznadzieja ! - wściekałam się.

- Wiem. Ale musisz zaliczyć ten sprawdzian. Stanowi 50% oceny półrocznej.

- Że co?! 50% ?!

- Tak

- Szlag by to trafił!

- Zacznijmy od początku - próbowała dalej Rachel.

- Nie dam rady dłużej. A po za tym jest już 19:00. Muszę wracać do domu.

- Już ta godzina? O kurczę. To lepiej już wracaj żeby się wiesz kto bardzo nie wkurzył. Trzeba cię odwieźć?

- Ym. W sumie to tak. Kompletnie nie wiem jak się stąd dostać do domu.

- Nie ma sprawy. Charles cię odwiezie.

- Ok.

- A więc chodźmy.

Ruszyłyśmy przez korytarz, schodami i do holu.

- Charles ! - zawołała Rachel.

- Słucham? - usłyszałam za plecami głos lokaja i aż podskoczyłam bo pojawił się bezszelestnie.

- Odwieziesz Emmę?

- Jak panienka sobie życzy

- Charles, mówiłam żebyś tak do mnie nie mówił. Jestem Rachel, RACHEL. Nie jestem panienką.

- Oczywiście. Najmocniej przepraszam.

- Jak się umawialiśmy?

- A no tak. Sory.

- No. I tak ma być. - pogroziła palcem i razem z lokajem się roześmiali.

- A więc chodźmy. - zwrócił się do mnie.

- Um... ok. Dzięki za pomoc Rachel. Do zobaczenia jutro.

- Papa.

Chwilę później siedziałam już w czarnej limuzynie i odmachiwałam Rachel stojącej w drzwiach. Minął moment i straciłam ją z oczu. Dalej nie mogłam uwierzyć w to co się dowiedziałam i zobaczyłam. A ona tak się przede mną otworzyła. Tak myślę, że potrzebowała to z siebie wyrzucić. Zaufać komuś i powiedzieć całą prawdę. Czuję się na prawdę zaszczycona że mogłam to być ja. Od zawsze chciałam mieć taką przyjaciółkę. Taką że mogę jej powiedzieć wszystko. I że ona również może mi powiedzieć wszystko. Że mi ufa, a ja ufam jej. Właśnie spełniło się jedno z moich marzeń.

.......................................

Gdy wróciłam Donna siedziała  z dziećmi przed telewizorem. Pewnie nawet się nie zorientowała że mnie nie ma. Najciszej jak mogłam ruszyłam do pokoju.

- Emma? To ty? - "kuźwa" pomyślałam tylko.

- Tak.

- Możesz tu na chwilę przyjść?

- Już idę. - co ona knuje? Jeszcze nigdy nie zwracała się do mnie tak grzecznie.

- Allie, Jackson , biegnijcie się kąpać. - zwróciła się do dzieci.

- Ale mamo ! Jest dopiero 20:00 ! Pozwól nam posiedzieć jeszcze chwilę. - lamentowały dzieci.

- Bez dyskusji. Marsz do łazienki, i to w tej chwili. - powiedziała z większą surowością w głosie.

- Dobrze, już idziemy. - rzuciły dzieci i wybiegły z salonu. Gdy tylko zniknęły wyraz twarzy Donny zmienił się w oka mgnieniu. Czułam że coś się kroi.

- Gdzie byłaś ?! U tego chłoptasia?! Nie pamiętasz co ci mówiłam?!

- Nie byłam u niego. Byłam u mojej przyjaciółki Rachel. - próbowałam się tłumaczyć.

- Uważaj bo ci uwierzę. Tacy jak ty nie mają przyjaciół. Jesteś niczym. Słyszysz? NICZYM. Zerem. Tak samo jak twoi martwi rodzice.Nawet nie wiesz jak żałuję, że się urodziłaś. Powinnaś umrzeć i leżeć teraz w zimnej ziemi tak jak oni.

Tego już za wiele. Bez zastanowienia z moich ust zaczęły wylewać się słowa :

- Jak śmiesz tak mówić o mich rodzicach i o mnie?! Mój ojciec wyciągnął cię z samego dna ! Gdyby nie on też już byś nie żyła ! A przecież tak cię kochał ! Dawał ci wszystko czego chciałaś ! Dzięki niemu masz dwoje najwspanialszych dzieci na świecie ! Nie widzisz tego wszystkiego co dla ciebie zrobił?!

Nie twierdzę poczułam satysfakcje gdy zobaczyłam lekko zdziwioną i zmieszaną minę Donny. Ale te uczucia przemknęły tylko przez jej twarz i wróciła kamienna maska złości.

- Ty gówniaro ! Nie masz prawa tak mówić !

Teraz już nic mnie nie powstrzyma. Tak jej wygarnę że jej w pięty pójdzie.

- Bo co mi zrobisz?! Znowu mnie pobijesz ?! No dajesz. Uderz. A pójdę na policję i pokażę im wszystko co mi zrobiłaś. Nie wyjdziesz z więzienia, dziwko !

Czułam się fantastycznie. Jakby wewnątrz mnie, ktoś przeciął linę na której zawieszony był wielki głaz. Jeszcze nigdy nie czułam się taka pewna siebie. Wreszcie powiedziałam coś przed czym powstrzymywałam się przez zbyt długo. Donna była tak zaskoczona, że nie była w stanie mi odpowiedzieć. W jej oczach widziałam jeszcze coś : strach. Żywy, oczywisty strach. Mieszał się na przemian z ogromną furią. Zaczęła już podnosić rękę i iść w moją stronę. Wwiercała się we mnie tym nienawistnym spojrzeniem ale ja nawet nie mrugnęłam. Adrenalina buzowała w moich żyłach. Byłam gotowa na wszystko.

- Jeśli mnie dotkniesz zrobię to co mówiłam i nie będziesz mnie w stanie powstrzymać. Zrobię wszystko żebyś nie wyszła z więzienia.

Opuściła rękę, zatrzymała się.

- Jeszcze się kiedyś policzymy. Wspomnisz moje słowa ! - krzyknęła i wybiegła a ja usłyszałam tylko trzaśnięcie frontowych drzwi. Emocje zaczęły mnie opuszczać, adrenalina się zatrzymała, serce powoli wracało do normalnego rytmu. Padłam na kanapę. Nareszcie ! Nareszcie mi się udało ! Nie mogłam w to uwierzyć. Sprzeciwiłam się Donnie. Po długim czasie wreszcie zaczęło liczyć się również moje słowo.

Tej nocy miałam najlepszy sen na świecie. Stałam za kratami więziennymi,  a w celi siedziała macocha. - Mówiłam że tak będzie. Trzeba było mnie posłuchać - powiedziałam i zaśmiałam się najbardziej szyderczo jak tylko mogłam.





-

Od pierwszego wejrzeniaМесто, где живут истории. Откройте их для себя