Rozdział 29

34 3 0
                                    

Przez szczeliny w żaluzji, wpadły pierwsze promienie słońca. Odkąd wyszłam ze szpitala nie przespałam ani jednej pełnej nocy. Codziennie budziłam się o trzeciej rano, zlana potem. Koszmar - ciągle jeden i ten sam, nie dawał mi spokoju. Wielki, stalowy nóż, o lśniącej w blasku księżyca klindze. Uniesiony w powietrze przez dłoń z pomalowanymi na krwisty czerwony, paznokciami. Powoli zaczyna opadać. A ja tylko czekam aż wbije się w mój brzuch, po samą rękojeść. Gdy już ma zanurzyć we mnie swoje ostrze, budzę się gwałtownie. Siedząc na szerokim parapecie w pokoju Cartera, próbuje odepchnąć wspomnienia tamtego wieczoru. Ale te jakby w ogóle nie zwracając na mnie uwagi, wdzierają się do mojej świadomości. Zajmują cały mój umysł, torturują mnie strasznymi obrazami mnie, zakrwawionej i nieprzytomnej leżącej na łóżku, a ona stoi obok z wyciągniętym nad głową młotkiem. Staram się je wymazać, odrzucić, ale moje działania są zbyteczne. I tak nigdy nie uda mi się ich pozbyć. Zostaną ze mną już do końca. Do końca mego parszywego życia, które prawie udało jej się zakończyć.

CARTER:

Emma jest u mnie już od miesiąca. Moi rodzice bardzo ją polubili i dbają o nią jak nikt inny. Ale po niej wcale tego nie widać. Wciąż jest chuda jak patyk, ma podkrążone oczy, a z moim pokojem się nie rozstaje. Te zdarzenia cały czas ją nękają. Widzę to. Codziennie o tej samej godzinę czuje jak łóżko po jej stronie porusza się gdy budzi się gwałtownie. Potem siada na parapecie i pozostaje tam przez cały dzień.

- Emmo, proszę powiedz mi co się z tobą dzieje

- Nic. Zostaw mnie. Chcę być sama.

I tak zawsze kończy się nasza rozmowa. Mam już tego serdecznie dość. Powinna wziąć się w garść. To już prawie dwa miesiące. Przez nią przestałem chodzić do szkoły bo cały czas boję się czy wszystko z nią w porządku. Nie mogę odegnać od siebie myśli, że Donna cały czas może jej coś zrobić. Doskonale wiem o jej obecnym pobycie. Ale widok Emmy tamtego wieczoru nęka mnie niemiłosiernie. Jak ja mogłem na to pozwolić? Jak mogłem tak długo czekać? Niewiarygodne jakim idiotą wtedy byłem.

- Wszystko u ciebie w porządku, Emmo? - zapytała moja matka podczas kolacji. Emma widocznie została wyrwana z zamyślenia i rozbieganymi oczami popatrzyła na wszystkich przy stole.

- Um... tak wszystko dobrze. - odpowiedziała zmieszana, wbijając wzrok z powrotem w talerz ze spaghetti. Od początku posiłku nie tknęła jedzenia. Widać było po mojej matce jak bardzo jest zmartwiona. Z brzękiem odłożyła widelec na talerz.

- Dość tego. Widzę przecież, że jesteś wrakiem człowieka Emmo. Od jutro zapisuję cię na terapię do najlepszego psychologa w mieście. Może ci się to nie podobać, możesz się sprzeciwiać ale ja zdanie nie zmienię. Teraz traktuję cię jak córkę więc ty traktuj mnie jak swoją matkę. - powiedziała dobitnie i odeszła od stołu. Wszyscy, a najbardziej Emma byli zdumieni zdania matki, ale nikt nie odezwał się słowem.

- Ym... przepraszam - rzuciła Emma i odeszła od stołu. Usłyszałem tylko trzask zamykanych drzwi do mojego pokoju.

EMMA:

Parapet, zimna ściana, okno wychodzące na Londyn, pokój Cartera. To mój azyl. Tam mogę w spokoju myśleć. Lecz teraz nie było mi to dane. Siedziałam z głową wspartą o kolana. Po policzkach płynęły łzy, napięte mięśnie drżały. Nagle poczułam czyjś dotyk na plecach. Ciepła dłoń, przysunęła mnie do klatki piersiowej i mocno objęła. Chwyciłam koszulkę Cartera pomiędzy palce i płakałam dalej.

- Ja nie chcę iść na żadną terapie. Proszę przekonaj swoją matkę - łkałam, ale on nic nie mówił. Cały czas tylko mnie obejmował. Nie odzywał się ani słowem.

- Musisz na nią iść, Emmo. Jest ci potrzebna. - usłyszałam po chwili. - Sama nie dasz sobie z tym rady. Musisz mieć kogoś kto ci pomoże.

- Dam radę. Obiecuję, że dam, tylko błagam odwołaj tego psychologa.

- Nie mogę. Widziałem co się z tobą działo przez ten miesiąc. Cały czas byłaś w swoim świecie. Nikogo do niego nie wpuszczałaś. Nawet mnie, a przecież chciałem ci pomóc. A ty co? Zamknęłaś się w sobie, odcięłaś się ode mnie. Widzę jak ci ciężko to wszystko znieść. Proszę, daj sobie pomóc.

Po tych słowach wszystko do mnie dotarło. Jak ja mogłam być tak samolubna. Myślałam tylko o sobie i o tym jak bardzo cierpiałam a nie docierało do mnie, że nie dopuszczając nikogo do siebie tylko ich krzywdziłam. Nawet nie wyobrażam sobie jak Carter się czuł patrząc codziennie na mnie stającej  się żywym zombie.

- Rozumiesz? To dla twojego dobra. Naprawdę chcemy ci pomóc. Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej. Zapomniałaś już o tym?

Czara się przelała. Wszystkie emocje kłębiące się we mnie wybuchły jak gejzer. Zalałam się tak rzewnym płaczem, że łzy płynęły po mojej twarzy strumieniami. Jeszcze mocniej wcisnęłam się w klatkę piersiową Cartera.

- Cii... będzie dobrze. - uspokajał mnie głaszcząc po plecach. Ale ja nie mogłam się uspokoić. Po 10 minutach płaczu powoli wracałam do normy. Łzy przestały płynąć, oddech pomału zaczął się uspokajać, zmęczone mięśnie rozluźniły się. Kiedy byłam gotowa powiedziałam trzy słowa, które na zawsze zmieniły moje życie.

- Pójdę na terapie.



Od pierwszego wejrzeniaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora