Rozdział 6

24 8 0
                                    

Rano słońce wstało bardzo wcześnie. Jake i Mike już dawno nie spali, spięci i gotowi czekali na odpowiedni moment, żeby wprowadzić w życie plan ucieczki.
Zdecydowali, że najlepiej będzie uciec przed poranną wysyłką podajnikiem, kiedy wszyscy będą jeszcze niemrawi i ospali. Był to ostatni termin z możliwych, ponieważ nazajutrz przyjeżdżał nowy oddział strażników wieży.
- Słyszysz coś? - zapytał Jake przyjaciela, który już od paru chwil siedział z uchem przytkniętym do drzwi.
- Jak na razie cicho. - Stwierdził Mike.
- Chodźmy już, czas ucieka...
- Poczekaj jeszcze chwilę! Ty niecierpliwa babusiu! Jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy!
Jake już miał odpowiedzieć, gdy nagle w powietrzu rozległ się szum śmigieł... Śmigieł helikoptera. Obaj przyjaciele jak na komendę obrócili się w kierunku oszklonej ściany.
- Mike? Słyszysz to?
- Tak... Słyszę...
Już po chwili ich oczom ukazała się piękna, czarna maszyna, która bardzo szybko zbliżała się do ich więzienia. Kiedy podleciała już do płaszczyzny szyby, obróciła się bokiem, a z otwartych drzwi wychyliła się postać, która w szybkim tempie zaczęła przyklejać do jej powierzchni przyssawki na linkach.
Jake nie potrzebował dużo czasu, żeby ją rozpoznać...
- Delma... - Wymamrotał rozanielonym głosem.
Mike wydał z siebie głośny jęk.
- O nie! Ta wiedźma! Tylko jej tu brakowało... Ja zostaję, nigdzie z nią nie lecę! Wracam do naszego planu! - stwierdził Mike kierując się w drzwi.
Tymczasem Delma przylepiła już wszystkie przyssawki i dała znak pilotowi, który zaczął się powoli oddalać się od ściany budynku. Jake patrzył na to wszystko z niedowierzaniem i zachwytem.
Nie minęło wiele czasu, a prostokątny kawałek ściany wisiał na linkach pod brzuchem helikoptera. Tymczasem maszyna zaczęła na powrót zbliżać się do budynku.
- Mike! Jake! Musicie skakać!- krzyknęła Delma.
- Już...idziemy... - odkrzyknął Jake.
W tej samej chwili do ich celi wtargnęło dwóch ubranych na czarno mężczyzn, a w powietrzu zabrzmiał przenikliwy dźwięk alarmu.
- Biegnij Jake!!! Biegnij!!! - wykrzyknął Mike mijając go w pełnym biegu.
Jake ruszył za nim. Wiedział, że nie ma chwili do stracenia. Podbiegł do krawędzi budynku, odbił się i poszybował w kierunku helikoptera. Widział przyjaciela, który wylądował chwilę wcześniej i teraz patrzył na niego z wyczekiwaniem.
Jake powoli zbliżał się do pokładu, już wyciągał rękę by chwycić się ramy, ale w ostatniej chwili jego lot zaczął się obniżać. Uderzył dłonią o pokład, ale nie zdołał się przytrzymać i zaczął spadać. Zamknął oczy, nie chciał widzieć znajdujących się pod nim malutkich domków i ludzi.
Już wydawało się, że zakończy swoje życie rozbijając się jak jajko spadające na podłogę, kiedy poczuł uścisk na swojej dłoni i gwałtowne szarpnięcie.
- Trzymaj się Jake! - usłyszał głos przyjaciela.
Mike trzymał go mocno za rękę i powoli zaczął wciągać na pokład helikoptera.
Kiedy Jake znalazł się obok przyjaciela nie był w stanie ustać na nogach, usiadł w fotelu, ale mimo to cały czas się trząsł.
- Spokojnie. Już jesteś bezpieczny. - Powiedział jego przyjaciel klepiąc go dobrotliwie po plecach.
- Dziękuję... Uratowałeś mi życie...
- Nie ma za co, zrobiłbyś to samo dla mnie...
- Strzelają do nas. - przerwała im Delma, która ze swojego siedzenia obserwowała oddalający się Diamentowy Szpon.
- Nie ma się czym martwić, jesteśmy poza ich zasięgiem. - Wtrącił się pilot.
Kobieta odetchnęła z ulgą.
Tymczasem pilot kontynuował:
- Gratuluję panowie i panie... Misja zakończona.

Death Is Just A CoverWhere stories live. Discover now