Rozdział 1

65 11 3
                                    


Czarne Źródło od samego rana był nie w sosie. Denerwowało go prawie wszystko, wliczając w to nawet jego własne dokumenty oraz kartki, na których pisał skomplikowane obliczenia. Kiedy jedna z kolejnych cyfr znowu nie wyglądała tak jak powinna, lub też znowu pomylił się przy wstawianiu miejsc po przecinku, nie wiadomo, ale w każdym razie była to kropla goryczy, która przepełniła pełen już, kielich. 

Wstał, otworzył okno i wściekły wywalił przez nie długopis i papiery... Tuż za nimi poleciało krzesło, kilka innych mebli i pułkownik John Ballar... 

Nie, spokojnie, była to tylko papierowa figurka, którą dostał na spotkaniu z autorem książki, której był to główny bohater...

Poniżej, na dziedzińcu Jake Flow i Mike Wern przyglądali się dość pokaźnej stercie przedmiotów leżących na marmurowej posadzce. Jake, niski brunet był bardzo umięśnionym człowiekiem, ale jego zawodowy partner i najlepszy przyjaciel, był, dosłownie mówiąc kupą mięśni. Taki opis zazwyczaj kojarzy nam się z osobą po prostu głupią, lub posiadającą IQ asfaltu. Mike jednak, mając zaledwie szesnaście lat wiedział już wszystko, czego mógłby się nauczyć i odznaczał się niesamowicie szybkim i logicznym umysłem. Uczyniło go to jednym z najpotężniejszych umysłów świata i sprawiło, że Czarne Źródło zapragnął mieć go w swoich szeregach.

Więc, kiedy ci dwaj przyjaciele stali tak wpatrując się w połamane stołki i pułkownika Johna bez głowy, z okna na drugim piętrze wychyliła się okolona rudymi lokami głowa Delmy Allison, dowódcy straży przybocznej Czarnego Źródła. 

- Wern, Flow! Szef was wzywa! - jej głos był stanowczy i ciął powietrze niczym nóż masło.

Jake wzdrygnął się i odwrócił w jej kierunku. Mike patrzył na niego uważnie, śledząc każdy jego ruch swoim przenikliwym spojrzeniem.

- D...E...L...M...O... - Jake nie potrafił wydusić z siebie nic więcej.

- Tak, tak, już idziemy! - Mike szybko wtrącił się do zbliżających się nieuchronnie do klęski zalotów przyjaciela. 

- Tylko szybko! Nie każcie mu czekać! - krzyknęła Delma i szybkim ruchem zatrzasnęła okno.

Huk, który towarzyszył tej czynności dało się słyszeć w każdym zakamarku siedziby Czarnych Serc, ponieważ nawet myszy zaczęły przerażone wychodzić ze swoich kryjówek.

Mike popatrzył na przyjaciela z politowaniem.

- Biedaku! Musiałeś wybrać sobie akurat największą wiedźmę w całej stolicy?! Popatrz, jak krzyczy to nawet myszy uciekają! - wskazał palcem na małą myszkę, która właśnie postanowiła schować się w pozostałościach po telewizorze Czarnego Źródła.

- Zamknij się! - Jake nigdy nie pozwalał obrażać Delmy w ten sposób. - Chodź lepiej, bo on bardzo nie lubi spóźnialskich.

Przyjaciele skierowali się w kierunku wejścia do głównego budynku. Przeszli przez wielkie oszklone drzwi i wsiedli do windy razem z Johnnym i Chrisem, głównymi chemikami Czarnych Serc.

- Mike, Jake! Jak miło was widzieć, a może jednak nie tak miło... - Chris pierwszy przerwał nieznośną ciszę.

- Jest zły? - Mike chciał się upewnić.

- Bardzo, zły jak osa, oj tak, tak, czarna krew, nic dobrego z tego nie wyniknie... - Johnny jak zwykle dał upust swojej naturze pesymisty.

Nie było jednak czasu na dalsze wnioski, ponieważ winda zatrzymała się, drzwi odsunęły się na boki pozwalając przyjaciołom na wejście do pierwszego apartamentu Czarnego Źródła. 

Delma siedziała nieruchomo przy biurku, nerwowo stukając w klawisze swojego służbowego komputera. Nie odrywając wzroku od monitora wymamrotała:

- Idźcie, czeka na was w swoim gabinecie.

Mężczyźni posłusznie kiwnęli głowami i skierowali się w kierunku wielkich, dębowych drzwi. Te otwarły się niczym za dotknięciem magicznej różdżki, zanim Jake zdążył nacisnąć klamkę.

Weszli do środka.

Gabinet Czarnego Źródła był urządzony bardzo skromnie, zupełnie nie odzwierciedlając bogactwa jego właściciela. Na ścianach o idealnie lśniącym, czarnym kolorze, wisiały mapy każdej dzielnicy Abu - Dhabi. Jedynym źródłem światła dla tego miejsca była mała lampka nocna stojąca na biurku, a także okno, zasłonięte szarą zasłoną, co sprawiało, że w pokoju panował półmrok... Po środku stało wielkie, masywne biurko z dosuniętym do niego fioletowym fotelem, który był obrócony tyłem do każdego wchodzącego. Możliwe, że była to celowa działalność jego właściciela, albo też jakaś inna, odgórna przyczyna, ale przebywanie w tym pokoju powodowało nieprzyjemne uczucie w żołądku i wszechogarniający strach, że w tej ciemności czai się koniec.

- Wzywałeś nas. - Mike nie był w stanie przebywać dłużej w tym pokoju w całkowitej ciszy.

- Tak, wzywałem was. - Czarne Źródło przez lata ćwiczył się, aby jego głos przyprawiał ludzi o drżenie rąk i nóg. - Wezwałem was, ponieważ doszły do mnie niepokojące słuchy.

- Jakie? - chciał wiedzieć Chris.

- Zagadki... Wszyscy dobrze wiecie co to znaczy... Doskonale zdajecie sobie sprawę, ilu już zginęło w imię tego jednego słowa... Jedno cholerne słowo... Tyle śmierci...

W pokoju zapanowała cisza absolutna, każdy z nich stracił w tej walce kogoś bliskiego, kogoś kto mógł jeszcze żyć.

- Znaleźliśmy kolejną wskazówkę - Czarne Źródło ciągnął dalej  - niestety nasi ludzie wpadli, i  dostała się w niepowołane ręce... Bardzo niepowołane. Mam wiadomość, że jeszcze jej nie otworzyli. Musicie ją odzyskać, ta wskazówka jest ostatnią z dwóch, koniecznie musimy znać jej treść... My... I tylko my... - Czarne Źródło zmienił ton. - W związku z tymi wydarzeniami oraz tajemniczymi zabójstwami naszych ludzi, zdecydowałem utworzyć elitarną jednostkę, która będzie wykonywać zadnia specjalne...Mike, Jake, Johnny, Chris... Od dzisiaj jesteście nowymi ludźmi, należycie do mistrzów w swoim fachu i od dzisiaj nazywacie się RIDERS... Jesteście szybcy, wykonujecie swoją robotę perfekcyjnie i nie zostawiacie po sobie żadnych, żadnych śladów...

"RIDERS... słowo oznaczające płatnych zabójców, mistrzów w swoim fach, dowódców elitarnych jednostek wojskowych a przede wszystkim niezrównanych kierowców.." - Mike szybko  przypomniał sobie słownikową definicję tego słowa.

- Dobrze, to gdzie jest ta wskazówka? - Jake zadał gnębiące wszystkich od dłuższego czasu pytanie.

- Włamiecie się do najlepiej strzeżonego miejsca na świecie, istnej fortecy, cuda techniki, twierdzy przygotowanej na każdą ewentualność - Czarne Źródło nacisnął przycisk pod krzesłem i na blacie wyświetlił się hologram, przedstawiający strukturę budynku. - Wskazówka jest w sejfie na 45 piętrze. W pełni zautomatyzowana ochrona...

- Pięknie, walka z robotami i komputerami... -Johnny znów dał się ponieść przyzwyczajeniom.

- Kontynuując... - Czarne  Źródło poruszył się niespokojnie w fotelu. - Macie 24 godziny. Po tym czasie otworzą wskazówkę.  Teraz chodźcie ze mną, przygotowałem dla was odpowiedni ekwipunek.

Mike już od dłuższego czasu wpatrywał się w hologram. Jake szturchnął go lekko ramieniem.

- Chodź, pokaże nam ekwipunek.

Przyjaciel złapał go za rękę i popatrzył na niego w milczeniu, Jake dostrzegł w zazwyczaj spokojnych oczach przyjaciela, błysk strachu.

- Mike... Co się dzieje? - zapytał zaniepokojony.

- Ja... Ja wiem co to jest... to Diamentowy Szpon.

Jake popatrzył z przerażeniem na budynek. 

"No tak, oczywiście..."









Death Is Just A CoverWhere stories live. Discover now