Rozdział 5

25 8 1
                                    

Tymczasem w Biurze dowodzenia "Diamentowego szponu".
Mężczyzna stał nieruchomo przy oknie, wpatrując się w uśpione ulice Abu Dhabi. Kochał to miasto, równocześnie mocno go nienawidząc. Te ulice, ci ludzie... To był jego żywioł i kolejny gwóźdź do trumny. Spojrzał na najmniej rozświetlony kawałek miasta. Wiedział, że on tam jest. Jego brat, który chowa się przed nim i gnuśnieje ze swoimi agentami, knując jak tu przeszkodzić mu w przejęciu tunelu. Ci wszyscy ludzie, których wysyłał po wskazówki... Byli o wiele lepsi od swojego szefa... Odważnie szli na spotkanie ze śmiercią.
Ale ta dwójka... Oni byli zupełnie inni. Twardzi, niczym wykuci z materiału odpornego na wszelkie tortury, ból i strach. Widział ich przesłuchania... Tamci poddawali się zazwyczaj po paru godzinach... A oni? Przez pięć dni nie wydobyli z siebie ani jednego dźwięku, nie zdradzili ani jednej informacji.
Nawet pogrążony w rozmyślaniach, mężczyzna usłyszał jak do pokoju weszło dwoje jego ludzi. Zrobili to bardzo cicho, prawie bezgłośnie, jednak on wychwycił delikatne potknięcie jednego z nich.
- Usiądźcie.  - Powiedział, ruchem ręki wskazując im dwa krzesła stojące przed biurkiem.
Przybyli usiedli na nich niepewnie... Przynosili złe wiadomości i wiedzieli, że ich życie chwieje się na cienkim włosku.
- Słucham... - głos szefa przynaglił ich do mówienia.
- N.. no..no bo... - zaczął się jąkać jeden z nich.
- Tak?
- Bo ten agent, co mieliśmy go złapać...
- Co z nim? - wciąż spokojny głos mężczyzny kazał mu kontynuować.
- On się tak jakby... no ten tego... zabił.
Mężczyzna popatrzył na Abu Dhabi. "Moje przekleństwo" - wymamrotał pod nosem.
- Co z wskazówką? - dodał po chwili.
- No on... tak jakby ją zjadł...
Przez chwilę w pokoju panowała grobowa cisza.
- Zjadł ją... Aha... - powiedział mężczyzna.
Wyciągnął z kieszeni mały pilot, i nacisnął czerwony guzik.
W tej samej chwili, pod krzesłami otworzyły się zapadnie i mężczyźni wpadli z głuchym krzykiem w czarne otwory. Po chwili krzesła wróciły na swoje miejsca, tym razem jednak były puste.
Mężczyzna przy oknie uśmiechnął się złowieszczo.
Dziś jego krokodyle nie będą głodne...

Death Is Just A CoverWhere stories live. Discover now