Rozdział 46

776 52 22
                                    

I loved and I loved and I lost you
And it hurts like hell



Budzę się w jasnym pomieszczeniu. To oznacza, że jestem znów na planecie.

Boli mnie już mniej, ale coś mi nie pasuje. Otwieram oczy i podpieram się. Jak przez mgłę widzę wczorajsze wydarzenia: rozmowę w celi, egzekucję, pięść Bena spadającą na moją twarz, a potem ten skurcz, po którym przyszyły kolejne...

- Lily?

Dopiero teraz zauważam, ze przy moim łóżku siedzi Poe.

Jęczę z bólu. Czuje nieznośną suchość w gardle. Rozglądam się dookoła i już wiem, co mi się nie zgadza.

- Poe - chrypię. - Gdzie jest moje dziecko?

Ku mojemu przerażeniu, pilot patrzy na mnie ze smutkiem.

- Przykro mi - szepcze. 

Nie.

Nie.

Tylko nie to, ono nie może nie żyć. Teraz zostało mi tylko ono.

- Nie żyje? - pytam, chociaż znam odpowiedź.

Mój brat ciężko wzdycha.

- Jeszcze żyje. Ale raczej nie ma szans. BB8 oszacował szanse na 1287 do 1. To bardzo źle, mała. Prawie niemożliwe, żeby mu się udało.

Spływa na mnie ulga wymieszana z przerażeniem.

- To chłopiec? - pytam drżącym głosem.

- Tak. Zanim straciłaś przytomność, powiedziałaś, ze ma mieć na imię Dexter.

- Mówiłam tak?

- Tak. Potem szybko go zabrali, jak tylko go zobaczyli.

-A co mu jest?

-Jest malutki. Niektóre układy nie do końca się rozwinęły.

To dlatego nie miałam takich trudności, mój brzuch był niewielki...

- I pojawiło się u niego coś specyficznego. Nie potrafią tego do końca wyjaśnić, ale potem musnęłaś go dłonią. I oboje się oparzyliście. - Wskazuje na małą, zagojoną rankę. - Prawdopodobnie młody ma alergię na matkę.

- Jak to alergię na matkę?

- Normalnie. Nie może mieć z tobą styczności.

Orientuję się że płaczę, dopiero, gdy łzy zaczynają kapać z mojej brody.

- Co z nim zrobili?

 - Umieścili w inkubatorze, w którym będzie się rozwijał do końca. Jeśli mu się uda, to będzie normalnym, zdrowym dzieciakiem.

- Mam nadzieję, że mu się uda.

- Jasne, że się uda - Poe uśmiecha się i głaszcze mnie po policzku. - W połowie jest Dameronem, pamiętaj.

- Jak on wygląda? - pytam ze ściśniętym gardłem.

Pilot znowu blednie.

- Jak on. Jak jego malutka kopia. Ma już czuprynkę. Rudą. I ogromne, zielone ślepia. 

Zaczynam szlochać. Jeden Hux umarł, narodził się drugi.

- Ale wiesz, charakter może mieć po tobie - pociesza mnie brat.

Ale ja nie przestaję, wiec w końcu siada na moim łóżku i przytula mnie mocno. W końcu uspokajam się.

- Co z Benem? - pytam.

Scar to scar /zakończone/ poprawki/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz