Rozdział 27

1.1K 63 25
                                    


Oh, God
That's the trouble with me
I need the trouble with you

Następne dni mijają mi monotonnie.
Wstaję i uświadamiam sobie, że niestety, wszystko jest prawdą.
Potem na ogól wymiotuję. Na początku Ben trzyma moje włosy, jednak po dwóch dniach zaczynam spać w spiętej fryzurze.

Ubieram się, myję zęby, jem śniadanie.

Potem rozmawiam z Finem i Poe, ale nie słucham ich zbytnio.

Idę na moje urwisko i myślę. Na pewno urodzę to dziecko, ale nie mam pojęcia co dalej. Zachowam je, albo oddam bratu.

Jestem rozdarta-Ben namawia mnie do oddania, tak samo jak Poe, ale ja chcę je zachować.
Z urwiska wracam na kolejny posiłek, a potem znów uciekam.

Eksploruje naszą planetę i poznaję każdy jej zakątek. Po mojej pierwszej wyprawie dołącza do mnie Ben, jednak mam swój warunek:ma się nie odzywać.
Muszę się oswoić ze swoimi myślami.
Chłopak również nie radzi sobie zbyt dobrze. Powiedział mi, ze akceptuje mój wybór, ale wiem, ze najchętniej zabiłby to dziecko. Przede mną udaje spokojnego, ale potem wyzywa się na otoczeniu. Dochodzi do tego, że nawet zostaje mu wyznaczony specjalny kawałek lasu do wykarczowania-Ben wyżywa się i przy okazji jest przydatny.
Po powrocie z wyprawy idę na kolację, a potem już tylko śpię.
I tak codziennie, przez tydzień.

Tymczasem Ruch Oporu łączy się z pozostałością Republiki. Do moich uszu dochodzą wieści o kolejnych zwycięstwach. Najwyższy Porządek został już odcięty od swoich fabryk i Akademii, teraz jest zdany tylko na siebie, a jego liczebność drastycznie się zmniejsza. To dobre wieści. Poe uważa, że to kwestia kilku miesięcy.


W końcu postanawiam się otrząsnąć. Nie mogę wiecznie myśleć o swoich problemach. Trzeba zająć się szturmowcami i mieliśmy to zrobić już wcześniej, ale cały czas coś nam wypadało.
Nowy oddział obecnie odpoczywa w kwaterach i w zasadzie nic nie robi. Potrzebują treningu. No i muszą się dowiedzieć o panujących tu zasadach.
Leia prosi mnie, Bena i Finna o zajęcie się tym, uważa ze jesteśmy najlepsi do tego zadania.

I tak, po raz pierwszy od dawna gdy wstaję, zakładam swoją czarną zbroję szturmowca.
Po chwili z łazienki wychodzi Ben w swoim starym, czarnym stroju.

- Już zapomniałam, ze czarny ci pasuje - mówię z uśmiechem.

- Tobie lepiej w beżowym - komentuje chłopak.- Maskę też wezmę, jeszcze nie wszyscy z oddziału znają moją piękną fizjonomię. A ja lubię elementy zaskoczenia.

- I to jest powód dla którego ciągle nosiłeś ta maskę?

- Nie, po prostu mam brzydki ryj - wzdycha Ren.

- Sugerujesz, ze mam kiepski gust?

- Nie, sugeruje, ze mam brzydki ryj.

- Raczej nie dogadam się z tobą w tej kwestii - przewracam oczami.

- Spójrz na te pieprzyki. Wszyscy się z nich śmiali - mówi płaczliwie Kylo.- I na uszy.

- Twoje uszy i pieprzyki są urocze - wyznaję zgodnie z prawdą.

- To tak jakbyś powiedziała, ze martwa wiewiórka jest ładna.

- Uwielbiam martwe wiewiórki! - śmieję się po raz pierwszy od tygodnia.- Narzekasz więcej niż niejedna dziewczyna. Chodźmy już lepiej do tych szturmowców. Mają być w jakiejś hali. Przynajmniej tak mówiła mi Leia.



Nie wiem czemu to pomieszczenie nie było wykorzystywane wcześniej. Jest ogromne- z łatwością mieści pięciuset nowych szturmowców. Zgodnie z planem, na początku witam ich tylko ja i Finn. Kylo czeka przed wejściem.

Scar to scar /zakończone/ poprawki/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz