Rozdział 32

969 64 51
                                    

There's an energy
When you hold me
When you touch me
It's so powerful






Wstaję z piasku i otrzepuję się, po czym podchodzę szybko do Bena.

- Czemu nie? - pytam.

- To jest strasznie niebezpieczna misja. Najniebezpieczniejsza ze wszystkich, na jakich byliśmy - mówi spokojnie chłopak.

- Księżniczko, może nie przesadzaj... - wtrąca się Poe, ale brunet podnosi rękę, uciszając go.

- Nie chcę żeby cokolwiek się tobie stało.

- Mogę się przydać - jęczę.

- Nie. Nie ma mowy.

- Ale...

- Nie rozumiesz? - wojownik nachyla się do mnie. - To zbyt niebezpieczne.

- Już to wałkowaliśmy - wzdycham.- Pozwól mi lecieć.

- Nie, nie i jeszcze raz nie - chłopak obejmuje mnie ramieniem i próbuje zaprowadzić w stronę budynku. - Wrócisz do domu i będziesz czekać.

Nie wytrzymuję i wymierzam Benowi policzek.

- Przestań w końcu mi rozkazywać! Chcę lecieć, rozumiesz?

-Pozwól jej - wzdycha Luke. - Jest uparta i się na ciebie obrazi jeśli się nie zgodzisz.

- A jak mnie nie zabierzecie, to ukradnę myśliwiec i za wami polecę - dodaję.

- Niech ci będzie - mówi Ren po krótkiej chwili. - Ale na miejscu słuchasz się nas. Nie kwestionujesz żadnych rozkazów. Jeśli zaczniesz marudzić, to przerzucę cię przez plecy i zaniosę do statku. Będziesz mogla mnie nawet próbować zabić, ale nie puszczę cię aż cię tam doniosę. Rozumiesz?

- Tak jest, proszę dowódcy - uśmiecham się i całuję Bena w ten sam policzek, w który przed chwilą go uderzyłam.

- Kobiety...- wzdycha Poe gdy wchodzimy do Sokoła.

- Fajnie dałaś mu w ryj - szepce Veronica gdy siada obok mnie.


Rozpiera mnie radość. W końcu pozwolili mi polecieć i nie muszę gnić w bazie i martwić się. Muszę pamiętać, żeby bić Bena gdy czegoś chcę.

No dobra, nie.

Chłopak siada blisko mnie i chwyta mnie za rękę.

- Proszę, nie narażaj się. Nie wiem co bym zrobił, gdybym ciebie stracił.

- A co, jeśli stracę teraz ciebie? - pytam przez ściśnięte gardło.

- Nie stracisz - zapewnia mnie brunet. - Nie dam się zabić. Poza tym, mamy przewagę liczebną.

- A twój zakon?

- Z zakonem może być problem. Ale może kilku z nich uda mi się przekonać.

- Są tacy potężni jak wy?

- Nie, no co ty. Ja byłem ich mistrzem, a Rey i Luke są nawet lepsi ode mnie. Damy sobie z nimi radę.

- Mam nadzieję - mruczę. - Boję się o ciebie.

- A ja o ciebie - Ben uśmiecha się cierpko.

- Jeśli coś mi się stanie... - mówię cicho. - Nie opuszczaj Ruchu Oporu. Obiecaj mi to.

- Obiecuję. Poza tym nigdy nie wrócę do Porządku. Nie po tym wszystkim, co zrobił Hux. Nie po tym, co usłyszałem w mojej głowie.

- Co ci powiedział?

Scar to scar /zakończone/ poprawki/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz