05.

3.3K 248 133
                                    

Światła migotały, pozostawiając poczucie intymności w sali pełnej tańczących ludzi. Woń alkoholu była wyczuwalna już od progu, a niedopałki papierosów piętrzyły się w popielniczkach. Dziewczyny tańczyły ze swoimi chłopakami, całowały się i śmiały zbyt głośno, ale nie aż tak, by przekrzyczeć dudniącą w basach muzykę. Kiedy stanął obok głośników miał wrażenie, że jego wnętrzności podskakują wraz z szalonym rytmem piosenki. Każdą wibrację czuł na swojej skórze i czuł się okropnie mały pośrodku tłumu. Rozglądał się od czasu do czasu, mając nadzieję dostrzec jakąś znajomą twarz lecz popijając już trzeciego drinka zdał sobie sprawę, że tak się nie stanie. Był w tym cholernym klubie sam, nie wiedzieć dlaczego nie zaprosił nikogo ze swoich znajomych. Nie szukał kogoś na jedną noc, jak to zwykle bywało, kiedy wybierał się na imprezy. Nie znał tego uczucia tkwiącego głęboko w nim, duszącego za gardło i zwalniającego jego umysł.

Wyszedł więc, zostawiając niewielki napiwek dla dziewczyny za barem. Nie miał pojęcia, jak miała na imię. Podobały mu się jej cycki, więc postanowił obdarować ją kilkoma funtami więcej za hojność Matki Natury.
Kiedy znalazł się przed klubem, niekontrolowanie wywrócił oczami. Była to Jego Rzecz, którą nabył podczas tych wszystkich kłótni ze swoją matką.
Myśląc o tym, nie potrafił powstrzymać parsknięcia. Z perspektywy czasu powody ich sporów wydawały mu się niedorzeczne, chociaż wciąż nie zamierzał sprzątać brudnych skarpetek z podłogi. Uważał to za marnowanie czasu. Prasowanie ubrań też.

Zapalił papierosa, zaciągnął się i wypuścił z ust obłoczek dymu, tupiąc jednocześnie nogą. Było mu zimno przez różnicę temperatur, jakie panowały na zewnątrz i w środku budynku. Zadrżał niekontrolowanie, czując się jak smarkacz oszukany przez matkę, że jeśli wyniesie śmieci, będzie mógł dłużej pograć na konsoli. Niedorzecznym było dla niego to, że przyszedł tutaj, mając konkretny cel, który nie zamierzał się pojawić na imprezie. I to złościło go jeszcze bardziej, bo równie dobrze mógł znaleźć pokój Harry'ego Stylesa i tam z nim porozmawiać.

Nawet nie wiedział dlaczego odczuwał taką chęć. Po prostu była w nim paląca potrzeba zobaczenia jeszcze raz twarzy Harry'ego, zamienienia z nim kilku słów i być może podziękowania. Doskonale znał Harry'ego. Nawet jeśli od czasu ich ostatniego spotkania radykalnie się zmienił, to i tak miał to samo miękkie i troskliwe serce.

Louis widział go tamtej nocy, kiedy zaglądał przez szybę do sali, w której miał przydzielone miejsce. Lekarze nie opuszczali go wtedy na krok, tak przynajmniej mu się zdawało, a Harry był Harry'm i cóż, Louis nie był też aż tak wielkim niewdzięcznikiem, by mu za to nie podziękować.

Niekontrolowanie zaczął nucić jakąś melodię pod nosem, co zwykle robił, kiedy był znudzony. Serce Louisa było przepełnione muzyką, co nie przeszkadzało mu śpiewać stojąc pod klubem i paląc papierosa. Rozkręcił się całkiem, kiedy do melodii zaczął dobierać słowa nie składające się na jakiekolwiek logiczne zdanie. Był w tym całym sercem, kiedy przerwano jego ciszę.

- Niall powiedział... - zaczął Harry, robiąc jeden krok do przodu, by lepiej widzieć Louisa. To wcale nie tak, że chciał popatrzeć na niego odrobinę dłużej, niż miał okazję ostatnio. Po prostu lubił widzieć, że rozmawia z kimś, a nie z samym sobą. Lubił być świadomy, że pomimo jego przejść nie wymyślił jego powrotu do Anglii.

- Wiem. - przerwał mu szybko, a jego ciało zareagowało tak, jakby już od dawna wiedziało, że Harry się zbliżał. Nie odwracał głowy, pomimo że miał wielką ochotę to zrobić. Jego noga wciąż była w ruchu i jakaś część umysłu Louisa chciała wzbudzić w Harry'm jakiekolwiek emocje oprócz współczucia i troski, które okazał w szpitalu.

- Chciałeś porozmawiać. - przypomniał, spoglądając na swoje stopy i czując się przytłoczonym pewnością siebie starszego studenta. On nigdy taki nie był, nigdy nie potrafił bezstresowo rozmawiać z ludźmi i mówić im o wszystkim. Dużo czasu zajmowało mu znalezienie odpowiednich znajomych, wśród których czułby się komfortowo.

Louis przymknął oczy, a jego długie rzęsy rzuciły cień na policzki. Westchnął, zirytowany samą postacią Harry'ego. Wiedział, że się zmienił, oboje to zrobili, jednak było w jego postaci coś, co działało mu na nerwy. Gdyby zastanowił się nad tym głębiej już wtedy dostrzegłby, że jest zwyczajnie zazdrosny o jego poukładane życie, podczas kiedy w jego panował istny chaos.

- Przecież wiem. - parsknął, spluwając na ziemię. Po chwili wahania rzucił papierosa i przydeptał go butem, w końcu odwracając się do zielonookiego mężczyzny. Stał tam bez krztyny życia w sobie i Louis miał ochotę go uderzyć w twarz, ponieważ życie ma się tylko jedno i wszyscy, a już na pewno Harry, powinni przeżyć je intensywnie. - Ale zmieniłem zdanie.

Oczy Harry'ego były gniewne i duże, ale Louis nie mógł tego zobaczyć w nikłym świetle bijącym z ulicznej latarni nad nimi. Zacisnął dłonie mocno i miał ochotę rzucić czymś w Tomlinsona, ponieważ ciągnął go przez pół Londynu do klubu, w którym i tak nie byli, ponieważ chciał porozmawiać, a teraz tak po prostu zrezygnował.
Louis działał mu na nerwy.

- Pieprz się! - krzyknął, nawet nie panując nad gniewem. To po prostu wyszło z niego tak szybko i naturalnie, a kiedy zrozumiał, co powiedział, zezłościł się jeszcze bardziej. Natomiast szatyn uśmiechał się, jakby właśnie na to licząc. Na wybuch gniewu ze strony Harry'ego, który postanowił już więcej się nie odzywać. Podświadomie to nie on chciał być tym złym.

- Powiedz wszystko, co masz do powiedzenia, Harry! - rzucił pretensjonalnie, wymachując rękami i grając przejętego jego słowami. Zacisnął mocno szczękę i posłał mu wrogie spojrzenie. - Dalej!

Już chciał odejść. Odwrócić się na pięcie i po prostu uciec jak tchórz. Jak tchórz. Jaktchórzjaktchórzjaktchórz.

- Oh, pierdol się! Pierdol się ty teraz i ty dawny! Jesteś niczym, rozumiesz?! Jesteś niczym! Popatrz na siebie, tylko popatrz! - krzyczał w furii. - Popatrz, jak skoczyłeś, co robisz ze swoim życiem! Jesteś bezwartościowym dupkiem, który woli zdradzić swojego chłopaka z dziewczyną! Nikt cię nie kocha, nikt już cię nie kocha! Idź po prostu się pieprzyć!

Louis uśmiechnął się od ucha do ucha, kiedy skończył. W jego oczach zamigotały łzy, w gardle narosła olbrzymia gula. Stał i po prostu uśmiechał się, mając w oczach wszystkie swoje uczucia. Tego chciał. Chciał poczuć się winnym, upokorzonym i zranionym, tak jak on zwykle robi.

Czuł to.

# #

Krótkie ogłoszenia warte przeczytania: jestem 8 rozdziałów do przodu i zdecydowałam, że zmienię trochę liczbę rozdziałów, które będę dodawała na tydzień. Dotychczas były one co 4 dni, od dzisiaj będą publikowane raz na tydzień w piątki lub soboty, ponieważ zwyczajnie nie wyrabiam z pisaniem i ze szkołą. O innych ewentualnych zmianach będę pisała na bieżąco i mam nadzieję, że po tej długiej przerwie jeszcze chcecie czytać "Hi!" :)

Hi! (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now