~Niedziela rano~

21 3 12
                                    

Z samego rana komenda w Norwich została postawiona na nogi. Nie można było zwlekać ani chwili. Kilku pracowników co prawda nie przybyło do pracy, ale za namową szefa Jake Milan zdecydował, że zrezygnuje z dnia wolnego. Podczas gdy jego żona wraz z dziećmi wychodziła na niedzielne uroczystości do kościoła, on, z rękami pełnymi roboty, przebywał bez ani jednej chwili wytchnienia ponad dziesięć kilometrów od domu.

- Carl – zwrócił się do komisarza około dziesiątej, gdy siedzieli w aspiranckim gabinecie. – Trzymamy tego całego Blake'a na dołku. Miał zostać na samą noc. Co my mamy z nim począć?

- Jak to co? – zdenerwował się Bergmen, obracając palcami pustą szklankę po kawie. – Jake, on jest głównym podejrzanym. Wywlókł, za przeproszeniem, worek ze zwłokami, albo zwłoki z workiem. – Przełknął ślinę.

- No dobra. Wywlókł. Między czternastą a piętnastą faktycznie był nad tą rzeką. Ale co nam daje ta informacja? – niecierpliwił się aspirant.

- Jak to: co nam daje? Miał styczność z ciałem? Miał. Był na miejscu z ciałem? Był. Co robi morderca po fakcie? Maskuje zbrodnię. Milan, albo ty masz coś z głową, albo ja. Albo ty zadajesz jakieś bezsensowne pytania, albo ja jestem pustą pałą.

Jake chrząknął.

- Ani to, ani to, szefie. Tylko nie pomyśleliśmy o jednym, a raczej szef... przepraszam... nie pomyślał. Bo mnie to trapi od jakiegoś czasu.

- Daruj sobie – rzucił krótko Bergmen.

- Pozwolisz, że dokończę, Carl. Otóż nawet nie pofatygowaliśmy się od wczoraj z przesłuchaniami. Może ktoś z bliskiego środowiska tej dziewczyny mógłby nam coś powiedzieć?

- To znaczy co? Minęło półtorej doby od zabójstwa. Wyników sekcji nawet jeszcze nie ma. A ty chcesz ludzi przesłuchiwać? Milan, zastanów ty się lepiej.

- Co do wyników sekcji – Jake uniósł palec wskazujący – to powinniśmy niedługo...

Nie zdążył dokończyć samej frazy, zanim rozległ się dźwięk dzwonka telefonu. Jake poderwał się i podniósł słuchawkę, posyłając triumfalny uśmiech w stronę szefa. Ten teatralnie przewrócił oczami.

- Dzień dobry, mówi Milan. Tak, witam, panie Stone. Bardzo panu dziękuję. Jest mi niezmiernie... Tak – uśmiechnął się. – Serdeczne podziękowania dla małżonki. Tak. – Sięgnął po papier i długopis, zagryzając lekko jego skuwkę. – Już notuję. – Zabrał się za pisanie. – Tak. Tak. Mhm. Tak. – Niespodziewanie uniósł brwi. – A to ciekawe, nie sądzi pan? Ciekawe. – Widząc zastanowienie w jego oczach, Bergmen zaczął wiercić się na krześle. – Możemy mieć zabójstwo w afekcie. Tak pan sądzi? Będziemy jeszcze rozmawiać. Mhm... tak. Tak. O. Ważna, bardzo ważna. Pańska ekipa to mistrzowie!

- Cholera jasna – mruknął do siebie Bergmen. Był niesamowicie ciekawy tego, co miał mu do przekazania młodszy kolega, a jednocześnie spięty. Widok bladej, pozbawionego życia Shine w czarnym worku nie dawał mu o sobie zapomnieć. Myślał też o jej nienarodzonym dziecku. Bał się. Po prostu się bał. Wyobrażał sobie, co teraz czują poszczególne osoby z otoczenia martwej dziewczyny. Bergmen nigdy nie był w stałym związku, ale mimo to był świadomy tego, jak musi się teraz czuć jego sąsiad, ten młody chłopak, co się z nią spotykał. Koszmar.

- To wiedzieliśmy na miejscu, jest tak, jak ustaliła pańska małżonka. Widzi pan. Jeszcze raz, stokrotne dzięki. Do widzenia, do zobaczenia.

Rozłączył się i rozpostarł w swoim fotelu, chrząkając głośno i biorąc zagryzmoloną kartkę do ręki.

- No i co? – chciał wiedzieć Bergmen.

- Carl, mam prawie stuprocentową pewność, że to nie ten cały Psychiczny Blake ją zabił.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 11, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ocalić BlaskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz