Rozdział 3

38 4 8
                                    

Żadne imię oprócz Shine do niej nie pasuje – pomyślał Milo. Rzeczywiście błyszczała. Kiedy ją zobaczył, wydała mu się bliska, a zarazem obca. Tak bardzo nie pasowała do tego świata. Blaskiem, który od niej bił, w mig rozproszyła ciemność. Milo nigdy się nie zakochał. Podobało mu się kilka dziewczyn w jego życiu, imponowały mu ich uroda, styl bycia, ubiór. Jedyną dziewczyną, jaką poznał, była Claudia. Jedyną dziewczyną, jaką całym sobą chciał poznać, była Shine. Patrząc na nią przyszła mu na myśl Królewna Śnieżka. Skóra biała jak śnieg, usta czerwone jak wino, włosy czarne jak heban. Wyobraził sobie Królewnę Śnieżkę i siebie leżących na skąpanej w słońcu polanie, patrzących sobie w oczy. Nie musiał czuć jej dotyku, wystarczyła mu jej obecność. Milo przeszył gwałtowny dreszcz. Wizja stała się zbyt realistyczna, aby ciągnąć ją do końca. Bał się dalej myśleć. Bał się myśleć, jak wtedy.

Wspaniała budowla stawała się wyższa o coraz to nowe kondygnacje. Tu będzie zbrojownia, a tu komnata rycerska. Tutaj zamieszka król, a tam królowa. Brakuje jeszcze jednego pomieszczenia. W domu nie mają takiego, więc może w tym zamku się przyda. Stawiając fundamenty dobudówki, mały budowniczy skrzywił się, jakby ktoś siłą wmusił w niego stołową łyżkę soku z cytryny. Tutaj będą puste butelki po wodzie. Nie tej wodzie, która płynie w rurach i leje się z kranów. Chodzi o wodę, której nie mogą pić małe dzieci i mamusie z dzidziusiami w brzuszkach. Mogą ją pić tylko bezdomni i brudni. Mama mówiła, że ta woda to zakazany napój, który zniszczył życie ich rodzinie i którego nie wolno kosztować, bo szkodzi, zupełnie jak muchomory. Tatuś już kiedyś spróbował tej wody. Malutki Mil był ciekaw, czy tatusiowi posmakowała. Po jakimś czasie zrozumiał, że tak, i to bardzo. W każdym zakątku domu leżały puste butelki po wodzie. Mamusia czasem je sprzątała, a gdy sprzątała, bardzo płakała.

Jak potężna musi być jej moc, jeśli przez czas trwania kilku ułamków sekundy oswobodziła go ze wspomnień, które działały na jego serce i umysł jak toksyczny roztwór cyjanku potasu?

Mil ocenił swoje arcydzieło na szóstkę z plusem. Koniecznie musi pokazać cioci. Mamusi nie było w domu, pojechała do miasta. Ciocia czasami ich odwiedzała i gotowała pyszne obiadki. Teraz wesoło tłukła garnkami na dole w kuchni. Najfajniej było, gdy czytała mu starą księgę bajek. Te bajki były starsze nawet od mamusi. Milowi podobało się w nich to, że dobro zawsze zwyciężało. Żebracy zawsze okazywali się zaginionymi królewiczami, a złoczyńcy stawali się dobrzy. Każdy płaczący zostawał pocieszony, a każdy biedny zostawał bogaty.

- Dobra dupa – usłyszał za sobą szept tępo rozdzierający ciszę, która krzyczała w jego uszach.

- No chyba nie... - odpowiedział szept numer dwa, szept Bryana Wade'a. – Spójrz jej w oczy. Jeszcze zajdzie ci głęboko za skórę. Ma głos jak kura na dopalaczach.

Milo zabolały te słowa i durne chichoty kolegów. Bryan ucieszył się z idiotycznego żartu, który na poczekaniu wymyślił, więc powiedział o dwa tony głośniej:

- Odstaw te dopalacze! Odstaw je, koleżanko!

Shine siedziała wyprostowana, a w klasie panował gwar. Słowa Bryana usłyszało może pięć osób, w tym Milo i sama Shine. Wiedziała, do kogo skierowane były, ale nic sobie z tego nie robiła.

- Żeby zabłysnąć, kurczaczku, musisz odstawić te dopalacze!

Milo nie mógł tego wytrzymać. Te słowa trafiły jak zatruta strzała w jego wyobrażenie o Shine. Nie powstrzymał jęku. Poczuł się jakby ktoś przyłapał go na czymś niewyobrażalnie złym.

Nagle usłyszał, że ktoś wpadł do mieszkania. Okropny wrzask przestraszył małego Mila i ciocię prawie na śmierć. Tatuś chyba bardzo się o coś pogniewał. W domu rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Mil zamarł z czerwonym klockiem w ręku, kiedy tatuś stanął w drzwiach do pokoju z rozcapierzonymi dłońmi. Wyglądał jak złowrogie monstrum. W bajkach czytanych przez ciocię natychmiast przybyłaby dobra wróżka i zaklęła tatusia w posąg, lecz mamusia zawsze powtarzała, że życie to nie bajka.

Shine odwróciła się powoli i popatrzyła Bryanowi w oczy. Moment ten potrwał dalsze kilka sekund. Bryan spuścił głowę i umilkł. Zawstydził się swojego zachowania. Potępił, a sam nie został potępiony. Obłędny spokój nowej skrępował go. Milo przyglądał się zaistniałej sytuacji w milczeniu. Mimo starań, burzliwe myśli kołatały mu w głowie jak szalone.

Tatuś rzucił się na budowlę, burząc ją, a zaraz potem na Mila; i uderzył go. Nie był już tatusiem. Stał się potworem. Mil zatrząsł się z przerażenia. Nic nie bolało go w tej chwili tak, jak jego złamane serduszko. Został nieodwołalnie zdradzony przez własnego ojca. Potwór uderzył raz jeszcze, dużo mocniej niż za pierwszym razem. Zamachnął się, aby wykonać kolejny cios, gdy wnet stracił równowagę i runął na ziemię jak długi. Mil na krótko odzyskał świadomość i rzucił się do ucieczki. Upadając, stoczył się po schodach na sam dół. Ciocia leżała skulona na podłodze w kuchni. Na widok Mila, wybuchła płaczem. Oboje padli sobie w objęcia, a ciocia chwyciła chłopca w ramiona i wybiegła z nim z domu.

Nie zapomina się na zawsze. Istnieją takie odpady, których nie wolno wyrzucać razem ze zwykłymi śmieciami. A jednak mrok ustąpił jasności. Pewnych zjawisk nie trzeba tłumaczyć, one tłumaczą się same. Milo już zinterpretował pojawienie się blasku w jego życiu.

Znaleźli się w lesie, gdzie niestety nie było krasnoludków ani dobrych wróżek, które by im pomogły. Pojawili się za to panowie w odblaskowych kamizelkach. Znał ich. Pojawiali się na ekranie w dużym pokoju, kiedy w Ameryce trzeba było rozbroić bombę albo uwięzić przestępcę. Panowie powiedzieli, że będzie dobrze i zawieźli do swojej siedziby. Tam dali ciepłe koce i herbatę. Potem przyjechała mamusia. Ona też płakała. Uściskała mocno ciocię i Mila, ale nie mówiła, że będzie dobrze, jak ci panowie. Może nie za bardzo w to wierzyła.

Zadzwonił dzwonek, obwieszczający koniec lekcji. Ludzie zaczęli wstawać i wychodzić z sali. W całym tym zamieszaniu zniknęła mu sprzed oczu twarz Królewny. Rob coś mówił, czegoś chciał? Milo nie słuchał go. Nie tym razem.

Minęło kilka miesięcy, które dłużyły się niczym lata. Panowie wywieźli mamusię, ciocię i Mila na wieś do domku z czerwonych cegieł. Mieszkała w nim mamusia mamusi, czyli babcia, która była już bardzo stara. Zajęła się wszystkimi i gotowała prawie tak dobre obiady, jak ciocia. Któregoś dnia mamusia postanowiła, że trzeba wrócić do codzienności i wyjechali z ceglanego domku. Wrócili do tego samego miejsca, w którym mieszkali kiedyś, ale dostali nowy dom. Nowy dom był bardzo ładny i duży. Mały Mil dostał nawet swój pokój. Dom był dwupiętrowy i miał ogród. Czasem do domu przyjeżdżała obca pani w eleganckich ubraniach. Ona też mówiła, że będzie dobrze. Jej zadaniem było sprawdzać, czy w domu wszystko dobrze i czy wszyscy dobrze się czują. Potem przestała przyjeżdżać i więcej jej nie zobaczyli. Potwora też już nikt nie zobaczył. Nikt też nic o nim nie mówił. Raz tylko Mil podsłuchał rozmowę mamusi z ciocią. Mamusia powiedziała, że potwór został zamknięty w więzieniu i że odbędzie się rozprawa sądowa. Czymkolwiek to było, nie brzmiało to zbyt dobrze. Ale przynajmniej Mil widział czasami uśmiechniętą mamusię, która pracowała w ogrodzie i sprzątała w domu. Ciocia zamieszkała z nimi i gotowała jeszcze smaczniejsze obiadki.

Milo poczuł, że Królewna Śnieżka oczyściła jego serce i umysł. Zapragnął znalezienia się z nią sam na sam, gdzieś daleko od innych ludzi i skrywanych przez nich kłamstw i podstępów.

Niespodziewanie jej postać wyrosła mu przed oczami. Patrzyła na niego. Milo niemal zachłysnął się ze zdumienia.

- Czy możemy chwilę porozmawiać? - zapytała Królewna Śnieżka. Milo jedynie skinął głową, a Shine poprowadziła go do schodów na drugie piętro.




Ocalić BlaskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz