Rozdział 4

25 3 0
                                    

- Chciałam cię tylko spytać – zaczęła Shine, kiedy już usiedli na schodach – dlaczego tak się na mnie całą lekcję lampiłeś?

- Co? – Milo myślał, że się przesłyszał. Pytanie nowej zupełnie zbiło go z pantałyku. Nie dość, że ze stresu trzęsły mu się ręce, to jeszcze coś takiego? Fakt, "lampił się". Ale nie wpadłby na to, że ona się zorientowała.

- Miałam nieodparte wrażenie, że przez całą lekcję gapiłeś się na mnie.

Milo splótł ciasno palce i przygryzł wargę. Zawsze tak robił, gdy stał w obliczu udzielenia odpowiedzi na pytanie tak trudne lub krępujące, jak to.

- Nie gapiłem się – wypalił w końcu.

Shine zaśmiała się, a Milo strasznie spodobał się jej śmiech. Wydawało mu się, że pierwszy raz w życiu zamiast zobaczyć kolor, usłyszał go.

- Kogo próbujesz oszukać... – powiedziała zaczepnie Królewna Śnieżka. – Takie rzeczy rzucają się w oczy. Tak w ogóle, to przestań się tak denerwować. Cały się trzęsiesz. Masz mi coś do powiedzenia, może podobam ci się? Śmiało! Wal śmiało.

Milo złapał się na tym, że tak mocno wbija paznokcie w skórę na dłoniach, że odcisnął czerwone ślady. Zluzował uścisk i odważył się spojrzeć gdzieś w okolice twarzy Shine. Uśmiechała się do niego. Głowę odchyliła do tyłu i patrzyła na niego spod swoich, zauważył, że muśniętych czarnym cieniem, powiek. Miała śliczne, błyszczące oczy. To nie był jeden z elementów jej niewątpliwie oszałamiającej urody. Ona samą sobą stanowiła całokształt.

- Nie będę walił – odpowiedział i prawie umarł, gdy Shine wybuchnęła śmiechem jeszcze głośniejszym, niż przedtem. Zachichotał, bo sytuacja wydała mu się zabawna.

- A to dobre! – Śnieżka entuzjastycznie klasnęła w ręce. – Na mój widok też? Nie będziesz?

- Przestań, przestań – mruknął jakby zadowolonym tonem.

- A już miałam nadzieję. – Shine skrzywiła usta w podkówkę, ale jej oblicze natychmiast się rozjaśniło. – Powiedz mi, bo nie można tak sobie tylko głupkowato żartować. Wszyscy ludzie u was są tacy? Właściwie, to u nas.

- Tacy... bezmyślni? – Milo uśmiechnął się gorzko.

- To słowo mi tu pasuje, cholera. Kura na dopalaczach, słyszałeś ty? – szturchnęła go w ramię, co przypadło mu do gustu, ale nie odwzajemnił tego gestu. – Kura na dopalaczach. – Znów się zaśmiała, nie mogąc pohamować wesołości. – Rozwaliło mnie to.

- Mnie wkurzyło – przyznał się szczerze Milo.

- Tak? – Shine leciutko się uśmiechnęła. – Nie denerwuj się, mój kochany, nowy kolego. Mogę ci tak mówić? Jesteś pierwszym moim kolegą w tej klasie! Czuj się zaszczycony.

- Czuję – zamruczał Milo. Bo w istocie, czuł się.

- Tylko dlaczego, powiedz mi, dlaczego nie mam bladego pojęcia, jak ty masz na imię?

- Milo jestem – przedstawił się Milo, wstał i ukłonił się do samej ziemi, na co Shine parsknęła głośno. Po kilku sekundach spoważniała.

- Milo jesteś. No proszę. Szalenie podoba mi się to imię.

W oczach Milo zapaliły się dwie wielkie gwiazdy. Serce zabiło mu szybciej. Fajne uczucie. Sam uważał swoje imię za odrobinę dziewczęce, ale jeżeli Śnieżce się podoba, to wspaniale.

- Mi szalenie podoba się twoje.

- Tak? Mi akurat też! Ma coś w sobie. Dziękuję moim prawdziwym rodzicom, że mnie tak nazwali. – Zauważywszy, że się zdziwił, pospieszyła z wyjaśnieniami. – Mam czworo rodziców. Jedni są prawdziwi i ich po prostu ze mną nie ma, a drudzy są nieprawdziwi i zdecydowali się mną zająć. Fajnie, nie? Ty raczej nie rozgadasz tego po szkole, więc mogę ci mówić takie fascynujące rzeczy. Nie wyglądasz na takiego, co by latał po ludziach i rozpowiadał ploty.

Ocalić BlaskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz