Siedzę na jednej z parkowych ławeczek i czekam na Nathana.
Chłopak dużo mi pomógł w ciągu tego czasu, nasza przyjaźń się odrodziła i wiem że mogę na niego liczyć.
Doskonale pamiętam dzień w którym się pogodziliśmyStoję w miejscu w którym nie chcę nigdy więcej stać. Przede mną stoi trumna a w niej mój brat. Mój Jakey. Wszyscy zebrani modlili się ale ja nie potrafiłam wydusić z siebie słowa widząc nie oddychającego, nie ruszającego się Jake'a. Obok mnie stoi Ashton. Jest w takim stanie jak ja. Cały czas wydaje mi się że klatka Jake'a się unosi i opada. Ale wiem też że to tylko złudzenie.
Przejechaliśmy ma cmentarz gdzie czeka na niego już wykopany dół.
-Prosimy Pannę Mayę Collins o przemowę pożegnalną - usłyszałam i odeszłam od Ashtona.
Ustałam przed tłumem ludzi i poczułam że muszę to zrobić.
- Jake był moją jedyną rodziną. W sumie to nadal jest, bo on żyje. Żyje w moim sercu. Wiem że tam na górze spotka swoją słodką Nathali i rodziców. Wszyscy mówią że to ja dużo przeżyłam. Ale powiem wam że Jake trzymał na karku dużo większy ciężar. Bo nie wiecie. Nathali, jego dziewczyna, była w ciąży. Byli naprawdę bardzo szczęśliwi, do pewnego wieczora. Szli parkiem i przechodząc obok jakiegoś zaułka zauważyli strzelaninę. Gangsterzy ich zobaczyli. Niestety kula wystrzelona w Jake'a trafiła w jego narzeczoną i ich dziecko. Nie żyje. Ani ona ani ich synek. Po śmierci rodziców Jake miał mnie również pod opieką. I wiecie co ? Widziałam tylko raz kiedy płakał. Był silnym mężczyzną. Może jego śmierć to dla niego ukojenie ? Życzę mu aby spotkał swoją rodzinę oraz naszych rodziców. - w pewnym momencie oglądając ludzi zauważyłam blond włosy i niebieskie oczy. Tak wyraźne niebieskie oczy. Nathan. Na jego widok zaniemówiłam ale po kilku sekundach przemówiłam dalej - śpij w spokoju Jakey.
Zeszłam z podestu i ruszyłam w jego kierunku. Nathan podszedł i poprostu mnie przytulił. Nie obchodziło mnie że moczyłam mu koszulę bo płakałam już na początku przemowy. Czując tak znane mi ramiona czułam się lepiej.
- Maya.. przepraszam. Za wszystko. - wyszeptał a ja tylko pokiwałam głową...
Poczułam uginanie się ławki obok mnie więc obróciłam w tamtą stronę głowę. Nathan uśmiechał się do mnie wesoło, próbowałam się też uśmiechnąć ale wyszedł mi jakiś grymas, co on niemalże natychmiast zauważył.
-Znów o tym myślałaś co ? - posmutniał. Przysunął się bliżej mnie i objął jednym ramieniem. Pokiwałam głową w odpowiedzi na jego pytanie i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Chodźmy się przejść okej ? -Zasugerował a ja automatycznie wstałam i ruszyłam przed siebie. Nathan po chwili szedł obok. Nikt z nas się nie odzywał bo każde z nas było pogrążone w myślach.
- Nathan.. - przystanęłam, przez co on także się zatrzymał. - Możemy iść do mnie ?
- Umm jasne, coś się stało ? - Spytał zdezorientowany.
- Słabiej się poczułam - wytłumaczyłam i zaczęłam stawiać małe kroczki do domu opierając się na ramieniu przyjaciela.
Droga była mi znana. Mogłabym iść tutaj z zamkniętymi oczami i trafiłabym spokojnie do celu. Dzisiaj jednak nie miałam siły stawiać kroków. Szłam tak bardzo powoli, głosy przechodniów i samochodów były jakby nie słyszalne, Nathan pytający o moje zdrowie jakby był tylko fikcją. Nogi stają się coraz bardziej miękkie. Uginają się pod ciężarem mojego ciała i upadam na ziemię. Czuję jak ktoś mnie podnosi a potem już tylko ciemność.
Otworzyłam powoli powieki, rozejrzałam się po pokoju i zorientowałam się że pomieszczenie to moja sypialnia. Usiadłam na brzegu łóżka i wzięłam do rąk sok i tabletki leżące na stoliku obok. łyknęłam tabletkę i popiłam sokiem. Na dole usłyszałam czyjeś kroki więc ruszyłam w tamtą stronę. Gdy stanęłam w progu kuchni, zobaczyłam robiącego naleśniki Nathana. Usiadłam przy blacie i przyglądałam mu się dopóki nie zauważył mojej obecności.
- Jak się czujesz ? - podszedł chwytając mnie za ramię pokrzepiająco. Spojrzałam w jego oczy, pełne troski.
- Dobrze, boli mnie głowa trochę - uśmiechnęłam się do niego, a on to od razu odwzajemnił. - długo spałam ?
- 2 godziny, głodna ?
- Jak cholera - wyszczerzyłam się jak dziecko i wzięłam talerz z naleśnikami, podeszłam jeszcze do lodówki po nutelle i byłam gotowa do jedzenia. Wzięłam pierwszego gryza i zaczęłam się nim rozkoszować. Spojrzałam na rozbawionego chłopaka obok mnie, przełknęłam i uśmiechnęłam się do niego - zajebiste - wyszczerzyłam się znowu - chcesz też ? - podsunęłam do niego talerz z jedzeniem. Nagle przypomniałam sobie o Nicole, mojej przyjaciółce z Nowego Jorku. Chwyciłam za telefon i wybrałam jej numer. Odeszłam kawałek od Nathana i zaczęłam rozmowę gdy tylko odebrała.
- Ty egoistko ! nawet nie wiesz jak się martwiłam ! dniami i nocami zastanawiałam się czy w ogóle żyjesz ! a ty tak po prostu sobie dzwonisz po roku ! jak mogłaś mi to zrobić ? Maya nigdy więcej tak nie rób, cholera jasna. - dostałam jakże miłe przywitanie, ale miała prawo się zdenerwować. Nie odzywałam się przez rok, Nicole jest moją najlepszą przyjaciółką, dużo mi pomogła, jedyna wiedziała o wyścigach, była po prostu przy mnie a ja ją olałam. Jestem okropną przyjaciółką.
- Przepraszam Nicole, musiałam wyjechać, wyciszyć się - ostatnie dwa słowa wyszeptałam, mając nadzieje że nie usłyszy.
- Co ?! - krzyknęła - gdzie ty wyjechałaś ? jak mogłaś mi nie powiedzieć ? - powiedziała z żalem
Gadałam z Nicole jeszcze 2 godziny, całkiem zapomniałam że jest u mnie Nathan. Na szczęście chłopak czuje się tutaj jak u siebie więc nie mam czym się przejmować. Zrobiło się już ciemno więc postanowiłam pójść na górę aby wziąć prysznic.
- Idę się wykąpać, ty zostajesz czy lecisz do siebie ? - spytałam gdy spotkałam go po drodze.
- Idę do siebie - puścił mi oczko - wyśpij się Maya, cześć.
Poszłam dalej i usłyszałam trzask frontowych drzwi, co oznaczało że wyszedł. Wzięłam ze swojego pokoju przypadkową bluzkę i bokserki i poszłam do łazienki. Po zdjęciu ubrań weszłam pod strumień cieplutkiej wody. Umyłam się swoim pomarańczowym żelem i wyszłam z kabiny. Wytarłam się mięciutkim ręcznikiem i założyłam na siebie swoją piżamę. Przeszłam spowrotem do sypialni i wsunęłam się pod kołdrę.
Nie mogę zapomnieć o pewnym brunecie. O jego przenikliwych, piwnych oczach, które tak bardzo kocham. Nigdy nie pomyślałabym że na myśl iż już nigdy nie zobacze tego chłopaka będzie tak bardzo bolało mnie serce. Po odejściu, w sumie to już po dowiedzeniu się prawdy, rozpadło się ono na milion kawałeczków.Spontanicznie złapałam za telefon i zadzwoniłam do chłopaka. Odebrał po 1 sygnale
- Luke, debilu kocham cię - zaszlochałam do głośnika.
- Maya, bardzo za tobą tęsknie - słychać jak łamie mu się głos.
- Luke... - zachlipiałam.
- Tak skarbie ?
- Przepraszam.. - płakałam. Tak bardzo żałowałam że go wtedy zostawiłam.
- Wróć do mnie Maya - powiedział błagalnym tonem.
- Mieszkam w Londynie, Luke.
- Przyjadę, zamieszkam w Londynie. Będe blisko Ciebie kochanie
- Kiedy ?
- Już rezerwuje lot skarbie. A teraz się wyśpij maleńka. Dobranoc
- Dobranoc Luke..
Kochani mamy 16 rozdział ! Powiedzcie mi czy jak narazie podoba się wam to co tutaj piszę ?
Liczę ma waszą aktywność. , <3
♡♥♡♥♡♥
I AWHXIAKDHWIBDIHSOBSDUKWBDUD
PONAD 600 WYŚWIETLEŃ <3JESTEŚCIE NAJLEPSI
KOCHAM WAS :*:*
CZYTASZ
Fast! Fast!
RomanceJestem Maya, jestem 18-sto letnią dziewczyną która korzysta z uroków życia, które już nieźle jej dokopało. Mieszkam z bratem. Nazywa się Jake, jest niebieskookim szatynem z idealnie wyrzeźbionym ciałem. Jesteśmy sobie bliscy, dzielimy jedną pasje. M...