6

1K 59 5
                                    

Polecam włączyć piosenke beyonce-helo. Pisałam przy niej cały rozdział ! :*

Rano obudziłam się z ogromnym bólem głowy, a natłok wspomnień spowodował że szlochaniem obudziłam Ashtona. Ten tylko usiadł za mną i mnie przytulił. Jestem mu wdzięczna za to że się nie odzywał. Był cicho i to mi wystarczyło.
- Ash, kocham cię - zaszlochałam
- Ćśś ja ciebie też.
- Chcę do niego jechać. - poprosiłam go.
- To idź się ogarnąć - wypuścił mnie z ramion a ja poszłam po ciuchy żeby się ubrać. Nie zwracając zbytnio dużo uwagi na to co biorę z szafki poszłam do łazienki. Po błyskawicznym prysznicu wróciłam do pokoju. Ash już na mnie czekał. Zbadałam jego twarz pustym wzrokiem i zobaczyłam na niej zapewne to samo co bym zobaczyła na mojej. Strach. Ból. Dwie emocje, które przewróciły mój świat do góry nogami. Zeszliśmy ramię w ramię na dół i się ubraliśmy. Potem poszliśmy do samochodu. Ashton uparł się że nie pozwoli mi w takim stanie prowadzić, choć wiem że on w lepszym nie był. Dlaczego to wiem ? Ponieważ Ash jest moim drugim bratem. Nie z krwi i kości ale i tak bratem. Inaczej nie mogłam go nazwać. Gdy dotarliśmy na miejsce wysiadłam i poczekałam na przyjaciela , który pojechał zaparkować gdzieś auto. Razem weszliśmy i udaliśmy się do pokoju Jake'a. Stałam przed tymi cholernymi drzwiami i bałam się. Bałam się je otworzyć. Wiem że jego stan przez jeden dzień napewno się nie zmienił i dlatego się obawiam. Nie chcę patrzeć na jego rany, które są przyczyną moich bezmyślnych poczynań. Z wielkim wachaniem otworzyłam białe drzwi. Spojrzałam na Ashtona, on tylko kiwnął na znak że rozumie iż chcem pobyć chwile sama z Jake'm. Weszłam do pokoju a drzwi same się za mną zatrzasnęły gdy stanęłam jak wryta na widok mojego braciszka.

Jake:

-Hej Jake - usłyszałem słaby głosik dochodzący zza moich pleców. Obruciłem się i zobaczyłem Mayę. Oczywiście wiedziałem, że to ona. Ale jej widok łamie mi serce. Wygląda jak siedem nieszczęść. Oczy podkrążone, włosy poczochrane, ramiona opadnięte. Zupełnie jakby umarła i przed sekundą zmartwychwstała. Przysunęła sobie krzesełko i usiadła na nim. Jeśli można to nazwać siadaniem, poprostu na nie opadła. Chwyciła moją dłoń. Staram się ją ścisnąć, ale naprawdę nie mogę. Widzę jak moje ciało mnie nie słucha. Nie reaguje na mnie. Spojrzałem ponownie na Maye, po jej twarzy spływały łzy.
" to moja wina, to moja wina, to moja wina, to moja wina, to moja wina.. "
Znowu słyszę jej myśli. Przez nie robi mi się smutno. To nie jej wina. Jechałem za szybko, nie widziałem nadjeżdżającej ciężarówki. Myślałem tylko o niej. O jej szczęściu, tak bardzo chcem aby była szczęśliwa.
- Jakey, braciszku. Ty głupia frajerko, nie żartuj sobie ze mnie i wstawaj. - rozśmieszyła mnie. Ale po jej policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Podszedłem do niej i dotknęłem jej ramienia.

Maya:

- Jakey, braciszku. Ty głupia frajerko nie żartuj sobie ze mnie i wstawaj - zaszlochałam. Miałam nadzieje że się obudzi ? Tak chyba tak.

Nadzieja matką głupich, nie pamiętasz ?

Nagle jakbym poczuła jego obecność. To znaczy wiem, leży obok mnie, ale to było takie nagłe jakby przypływ energii. Wyprostowałam się raptownie i otworzyłam szeroko oczy nie puszczając przy tym ręki Jake'a. Spojrzałam na niego i nagle nie mogłam powstrzymać słów, które wyszły z moich ust.
- Goodbye my lover*. Pamiętasz ? Pogrzeb rodziców. Goodbye my lover, goodbye my friend *- zaśpiewałam mu. - Pamiętasz jak wtedy płakaliśmy ? Jeśli ty odejdziesz, będe robić to dniami i nocami. Rozumiesz ? Jesteś moją jedyną opoką. Wracaj do mnie - rozpłakałam się ponownie kładąc głowę na jego brzuchu.

Jake:

Goodbye my lover, Goodbye my friend.
Słuchałem jak śpiewa. Ale jej późniejsze słowa :
- Pamiętasz jak wtedy płakaliśmy ? Jeśli ty odejdziesz, będe to robić dniami i nocami. Rozumiesz ? Jesteś moją jedyną opoką. Wracaj do mnie.
Te słowa sprawiły że po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Usłyszałem tylko pipczenie które przestało być pipczeniem a piskiem. Spojrzałem na swoje parametry życiowe. Prosta linia.
Maya natychmiast odskoczyła i zawołała lekarza. Już po kilku sekundach zaczęła się reanimacja. Próbowali mnie ocalić. Ja dalej płakałem. Zawiodłem ją. Zawiodłem Maye, która stoi teraz przytulona przez Ashtona. Płacze i rzuca się. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Coś krzyczy. Nie rozumiem dokładnie. Podeszłem bliżej
- Wracaj Jake ! Wracaj ! Nie zostawiaj mnie ! Nie chcem zostać sama ! Nie poradzę sobie. - ostatnie zdanie wyszeptała. Przestałem płakać, ale moje samopoczucie było okropne. Ona w takim stanie. Spojrzałem znowu na siebie. Leżę tam i nie oddycham. Ratują mnie. Po chwili odsunęli się. Spojrzałem na parametry. Nadal linia ciągła. Czy to znaczy ze umarłem ? Maya się zwinęła na podłodze i płacze. Rzuca się strasznie. Bije Ashtona w klatke piersiową. Lekarze wychodzą i zostawiają mnie samego. Podeszłem do samego siebie. Położyłem dłoń do miejsca gdzie powinienem mieć serce. Maya weszła do mnie. Ona równierz położyła dłoń na moim sercu. Znowu zaczęła płakać. Ten widok sprawił że otrzeźwiałem. Maya z szokiem wymalowanym na twarzy spojrzała na tabliczkę z moimi parametrami. Zdezorientowany też na nią spojrzałem. Zaśmiała się. Ja żyje. Poprostu ona musi być blisko mnie. Pobiegła po lekarza a ja za nią.
- Panie doktorze ! On żyje ! - krzyknęła.
- Słucham ? To nie możliwe.
- Proszę zobaczyć ! - znowu krzyknęła, już widocznie wkurzona. Pobiegli oboje do sali w której leżało moje ciało. Poszedłem za nimi. Lekarz był w nie małym szoku. Ale zapisał coś na kartce i odszedł.

Ashton :

Weszłem nie pewnie do pokoju Jake'a i zobaczyłem uśmiechniętą Maye.
- Obudził się ?! - spojrzała na mnie przy tym odsłaniając twarz mojego przyjaciela. Posmutniałem gdy zobaczyłem że nadal ma zamknięte oczy. Próbowałem się nie rozpłakać. Teraz muszę pomagać Mayi. Ona teraz mnie potrzebuje a mój płacz pokazałby tylko że nie daje sobię rady.
- Mogę z nim zostać na chwilę sam ? - spytałem z nadzieją. Maya podeszła do mnie i przytuliła się delikatnie.
- Myślałam że go straciłam. - zaszlochała - zostawiam was samych. Pilnuj go. - tak jak powiedziała tak zrobiła. Usiadłem na krzesełku na którym chwilę temu ona siedziała.
- Stary, nawet w takiej sytuacji jaja se z nas robisz ? - zaśmiałem się smutno.

Jake:

- Stary, nawet w takiej sytuacji jaja se z nas robisz ? - zaśmiał się. Ale nie był to taki śmiech którym można się zarazić. Był on pełen smutku oraz żalu.
- Jake, nawet nie myśl że ją zostawisz. Kminisz ? Ona potrzebuje pomocy. - spojrzał na moją twarz. Ja też spojrzałem. Moja twarz była cała w ranach. Zdrapany policzek i rozcięte kilka miejsc. Ash posmutniał jeszcze bardziej jeśli to w ogóle możliwe. - Coś ty odjebał co ? Co ci stary odjebało ? - westchnął. Wstał i odszedł zostawiając mnie zszokowanego. Mnie-ducha, nie mnie-ciało.

-------------------------------------------

Kochani ! Mam nadzieje że się podoba. Krótkie wyjaśnienie :
* james blunt - goodbye my lover.
To piosenka, która leciała na pogrzebie bliskiej mi osoby. Ma dla mnie naprawdę wielki sentyment.
:* do następnego !
Oh ! Jeszcze mam prośbę !
Możecie gwiazdkować i komentować ? To dla mnie wielka motywacja ! :* dzięki z góry

Fast! Fast!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz