Rozdział XXXII

6.8K 435 16
                                    

„Zanim zostałaś poczęta - pragnęłam Cię, zanim się urodziłaś - kochałam Cię, zanim minęła pierwsza minuta Twojego życia - byłam gotowa za Ciebie umrzeć..."

Rozdział nie sprawdzany pod kątem błędów.

Leżałam na boku i wpatrywałam się w Elise, spała po nakarmieniu mlekiem. Pierwsza noc była spokojna, mała płakała tylko dwa razy ale za to jadła dużo. Głaskałam ją paluszkiem po jej pulchnych policzkach, ma je po nim. Ja się obudziłam jego nie było w pokoju. Próbowałam się podnieść, czułam jeszcze lekkie bóle w podbrzuszu i między nogami, ale trzeba sobie jakoś poradzić. Wzięłam małą na ręce i włożyłam do kojca, przykryłam kołderką i poszłam się wreszcie wysikać. Chwila spokoju ale ta chwila nie trwała długo, mała zaczęła płakać. Poprawiłam majciochy, umyłam ręce i poszłam do małej. Kiedy wzięłam Elise na ręce odrazu przestała płakać.
- Kochane dziecko. - pocałowałam ja w policzek. - Coś cicho w domu, idziemy sprawdzić. - odparłam. Schodziłam ostrożnie po schodach by się nie przewrócić, wtedy usłyszałam głosy z kuchni. Skierowałam się tam.
- Hejka. - powiedziałam wchodząc do kuchni. Zastałam tam wszystkich, Luke podszedł do mnie. Ucałował małą w czoło a potem mnie w usta.
- Powinnaś jeszcze leżeć. - szepnął mi do ucha.
- Tyłek mnie boli od wczoraj. Teraz będę chodzić w kółko. - uśmiechnęłam się do niego. Położył rękę na moich plecach. - A co tutaj za zgromadzenie? - spojrzałam się na wszystkich.
- Chcemy zabrać Luka na jakieś dobre polowanie. - odezwał się Jon i Bill razem.
- No i co w tym złego? Luke? - spojrzałam się na niego. Zaczęłam kołysać małą, lekko podpłakiwała.
- Nie chcę zostawiać ciebie i małej samej. Dopiero co urodzi...
- Idź, dam radę. Mam Vivien i Jess, pomogą mi. - odpowiedziała. Jess podała mi butelkę dla małej. Nie odzywał się. - Masz minutę, zaraz mogę się rozmyślić. - odpowiedziałam wychodząc, skierowałam się do pokoju. Zmieniłam małej pieluszke, ululałam i położyłam do kojca, spała. Mogłam iść coś zjeść, położyłam nianie w kojcu i zeszła na chwile. Chłopaków nie było, za pewno poszedł z nim. Nie gniewałam się.
- Hejka ponownie. - weszłam do kuchni. - Poszli?
- Tak, namówili go na te "pępkowe" - zrobiła cudzysłów w powietrzu.
-Okej, rozumiem. Należało mu się, niech wyszaleje się. - odpowiedziałam. - Co mogę zjeść? Mam ochotę na kawę.
- Nie możesz. - odparła Jess. - Musisz stosować się do diety, by zapewnić małej witaminy z mleka- I jak ja przeżyje bez kawy? - poparłam brodę o rękę. - To co mam... - niedokończyłam, bo Jess postawiła mi przed nosem owoce i szklankę wody.
- Od dzisiaj jest to twoje śniadanie. - odpowiedziała. - Będę dbać o ciebie i moja siostrzenice.
- Dziękuję. - pocałowałam ją w policzek. Zaczęłam się zjadać owocami. Po witaminowym poszłam na górę, mała jeszcze spała. Sama postanowiłam się zdrzemnąć.
Chodziłam po polanie ubrana w w białą, zwiewną sukienkę. W oddali biegała moja czteroletnia córka, była piękna. Jej rude, długie włosy opadły na plecki, a różowa sukieneczka perepekcyjnie się komponowała.
- Mamusia. Mamusia, choć tutaj. - wołała mnie swoi cienki głosem.
- Idę skarbie. - odpowiedziałam. Zaczęłam iść w jej stronę, stała i czekała na mnie. Szłam w jej stronę, cały czas się oddalała. Zaczęłam biec, obraz zaczął mi się romazywać.
- Mamoooooo. - usłyszałam krzyk córki. Chciałam podbiec do niej, ale ona cały czas się oddalała. Zauważyłam że ktoś bierze ją na ręce.
- Zostaw ją. - krzyczę w tamtą stronę...

Lucas P.O.V.

- No stary, niezłą sztukę upolowałeś sobie. - odparł Sam. Wchodziliśmy na ganek domku. Nic nie słyszałem.
- Wiem, najlepsza zwierzyna. - odparłem. - Czas wchodzić, nie mogę zostawić Loreinne samej z małą.
- Czekaj, słyszysz? - zatrzymał mnie Will. Nastawiłem ucho i próbowałem wsłuchać się. Do moich uszu doszedł krzyk i płacz dziecka. Wbiegłem do domu, skierowałem się na schody. W pokoju zobaczyłem krzyczącą Loreinne.
- Zostaw ją. - krzyczała przez sen. Mała płakała bardzo głośno.
- Loreinne. - potrząsałem ją. - Obudź się. Jesteś cała. - mówiłem cały czas do niej. Do pokoju weszła Jess, zabrała małą i wyszła z nią. Loreinne zerwała się do pozycji siedzącej, szybko dyszła. Była cała spocona, ręce się jej trzęsły. Położyłem rękę na jej policzku.
- Co się stało? Zły sen? - patrzyłem się w jej oczy. Źrenice miała poszerzone.
- Ta..tak. - odparła. - Byłam z małą na polanie, pięknie się bawiła. Wołała mnie, szłam w jej stronę. Zbliżałam się do niej powolnymi krokami, ale ona oddalała. - zaczęła płakać. - Upadłam na kolana, ktoś wziął małą na ręce i zniknęli z moich oczu. Chciałam podbiec za nimi, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. - schowała twarz w dłonie. Przysunąłem się bliżej, chwyciłem ją pod pachy i posadziłem na kolanach, przytuliłem ją do siebie. Objęła mnie za szyję i wtulila się we mnie. Gładziłem ją po plecach.
- Jesteś ze mną. Nikomu nie pozwolę cie skrzywdzić a zwłaszcza naszą córkę. - powiedziałem do niej.
- Gdzie Elise? - wstała z moich kolan i poszła do kojca. - Zabrali mi małą. - kucnęła przy łóżeczku. Podszedłem do niej.
- Jest cała na dole z Jess. - odparłem. Wziąłem ją za rękę i poszedłem na dół. Weszliśmy do salonu, a Lori podeszła do Jess i zabrała małą. Pocałowała ją w czoło i przytuliła do siebie, wreszcie się uspokoiła. Podszedłem do niej, złapałem ją w pasie i skierowałem na schody. Pomogłem wejść na górę, usiedliśmy na łóżku. Loreinne ptzystawiła ją do swojej piersi.
- Głodna była. - uśmiechnęła się.
- Widzę. - pocałowałam ją w policzek. - Widać że ma apetyt po mnie.
- Z pewnością, ale jest podobna tylko do mnie. - odpowiedziała. - No starczy malutka. Luke weź ją.
- Jasne. - wziąłem małą od niej. - Co mam zrobić?
- Musi się jej odbić. Weź ja na ramię i klep leciutko. - odpowiedziała. Ułożyłem małą na swoim ramieniu, tak aby jej główka była na boku. Lekko klepałem ją po pleckach. Trwało to trochę czasu, poczułem coś mokrego na ramieniu. Spojrzałem się kątem oka.
- Cholera. - powiedziałem pod nosem. Zauważyłem że małej się ulało. - Lori. - zawołałem.
- Co się stało? - wyłoniła się z łazienki. Wskazałem nosem na ramię, gdzie była oparta Elise, zaczęła się śmiać. - Mogłeś położyć sobie pieluche tetrową, wtedy miał byś czystą. - pokazała w powietrzu.
- Możesz ją wziąść? Proszę. - odparłem. Podeszła do mnie i zabrała małą, położyła na łóżku. Poszedłem wytrzeć bluzkę, zdjąłem z siebie i włożyłem pod strumień wody. Dopiero się skapnąłem że zmoczyłem ją całą.
- Luke, choć tutaj do nas. - usłyszałem wołanie z pokoju. Wyszedłem z łazienki bez bluzki. - Załóż coś na siebie.
- Nie chce. Co się stało? - ukucnąłem przy Lori.
- Mam dla ciebie bojowe zadanie. - zaczęła zdejmować małej ubrani. - Nauczymy tatusia jak zmienia się pieluszke, co skarbeńku? - dotykała małą po brzuszku. Postawiła przede mną jakieś kremy i czystą pieluche. - No tatuś, zaczynaj. - wskazała na małą. Nie wiedziałem co mam robić, pierwszy raz dziecko jest w mojej rodzinie. Nie wiedziałem co wziąść pierwsze w ręce. - Możesz mi...
- Pokazać? - dokończyła za mnie. - Raz ci pokaże, ale potem będziesz musiał i tak też zmieniać jej pieluche.
- Tak jest pani sierżant. - zasalutowałem. Loreinne zaczęła mi tłumaczyć i pokazywać co i jak. Wszystko jest trudne, nawet rozpracowaywanie "bomby" dziecka, czyli pieluchy.

~*~*~*~*~

Taki tam rozdział. Obiecałam że dodam jak będzie pod poprzednim rozdziałem: że 100 osób zobaczy i będzie 40 głosów, dodam następny. Wiec jest... Jest trochę błędów, poprawie je jak mój stan zdrowia się polepszy. Następny rozdział nie pojawi się prędko, od następnych weekendów mam sesje na zajęcia i musze się uczyć. Dziękuję również za życzenia urodzinowe, które złożyliście pod ostatnim postem, DZIĘKUJĘ.
Pozdrawiam LaGata22.

Zaginiona Alfa✔ [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz