Rozdział XXXI

6.5K 442 43
                                    

Lucas P.O.V.
Siedzieliśmy z chłopakami przy ognisku, miałem ochotę się napić piwa. Loreinne nie miała by za złe, jedno piwo tylko. Na wszelki wypadek w domu został Will, by pomóc Jess jak by co się miało dziać.
- No Luke, niedługo tobie pępkowe zrobimy. - odparł Sam.
- Hoho, jeszcze długi czas sobie poczekasz. - wziąłem łyka.
- Miesiąc, trzeba zacząć przygotowania. - odezwał się Bill. - Ale też niedługo się żenisz, będzie wesele.
- Loreinne nie chce się śpieszyć. - odpowiedziałem. - Jak dziecko dorośnie dopiero chce o tym myśleć. Uszsnuje jej decyzję. - chyba na jednym piwie się nie skończy. Do moich nozdrzy doszedł znajomy zapas. - Szykować się. - warknąłem. Odrzuciliśmy puszki na boki, nasza piątka (ja, Bill, Sam, Tom, Jon) ustawiliśmy się dokoła ogniska. - Bądźcie przyszykowani na wszystko. - odparłem. Byliśmy ustawienia tak jak by miała być walka, ale sam się przeliczyłem.
- Jestem sam. - krzyknął znajomy głos.
- Pozostańcie w pozycji, idę. - ruszyłem w kierunku Felix'a. Wiedziałem że nie mogę przejść przez linę, dzielącą nasze tereny. Zatrzymałem się metr prze samą lini. - Czego chcesz od nas?
- No Lucas'ie, wiesz po co tutaj przyszedłem. - skrzyżował ręce. - Chce naszyjniki pierwszej i twojej Alfy.
- Nigdy ich nie dostaniesz. - krzynąłem. - Należą do nas, nie masz prawa wejść na nasz teren. - zrobiłem krok do przodu. - Rada została poinformowana o twoim bezprawnym wtargnięciu na nasz teren.
- Luke, Luke. Nadal nic nie rozumiesz. - kiwał głową. - Ja znajdę taki sposób że je uzyskam. A i... - chciał odejść. - ... gratuluję.
- Czego? - odparłem.
- Zostaniesz dzisiaj tatusiem. - stanąła przy lini. - Loreinne właśnie rodzi, nie mów mi czemu o tym wiem.
- To twoja sprawka? Jesteś odpowiedzialny za naszą blokadę. - byłem wściekły. Miałem ochotę przekroczyć linie by mu przywali, ale zostałem powstrzymany.
- Luke nie warto. - poczułem dłoń na ramieniu. Był to Sam, pięści miałem mocno zaciśnięte, czułem jak paznokcie wbijają się w skórę.
- Widzisz? Nawet twój koleszka ma rację. - wskazał gestem ręki na Sam'a. - Zastanów się: oddasz dobrowolnie albo sam wezmę. Do zobaczenia. - odparł i zniknął między drzewami.
- Luke. - słyszałem wołanie Bill'a. - Felix miał rację, dzwoniła Jess. Lori zaczęła rodzi. - odwróciłem się i zacząłem biec, w powietrzu zmieniłem się w wilka. Wataha poszła za mną.
- Będę ojcem. - powiedziałem do siebie.
Biegłem ile sił w łapach, chciałem być przy Loreinne przy mojej gwieździe, pomoc jej. Pod domem byłem w mgnieniu oka, przemieniłem się spowrotem w człowieka i wbiegłem do domu. Jess schodził z góry z miską.
- Urodziła? - stanąłem przed nią. Za mną do domu wpadła reszta chłopaków.
- Jeszcze nie, ale powoli się zaczęło, Sam. - zawołała chłopaka. - Jedź po jej ojca a potem z ojcem Lori po pewną kobietę. - odparła. Chłopak przytaknął, po chwili wyszedł.
- Jess, mo... mogę... - wskazałem palcem na schody.
- Idź, potrzebuje Cię. - uśmiechnęła się. Pocałowałem siostrę w policzek i pobiegłem na górę. Wpadłem do pokoju jak szalony. Loreinne była czymś obłożona, przy niej siedziała Vivien.
- No nareszcie. - odparła. - Dodzwonić się do ciebie nie można, cały czas ciebie woła.
- Jak to woła? I czemu jest obłożona ręcznikami ? - wskazałem na Loreinne.
- Bardzo gorączkuje, zostań z nią. - odparła i wzięła miskę. - Wymienię wodę i zaraz wracam. - otworzyłem Vivien drzwi. Ukucnąłem przy jej łóżku, złapałem mój skarbek za rękę. Była potwornie ciepła, sam zacząłem cierpieć. Poprawiłem jej ręcznik, który leżała na czole.
- Luke. - powiedziała cichym głosem.
-Słucham Cię. Potrzebujesz czegoś? - głaskałem ją po włosach.
- Tylko ciebie mi teraz potrzeba. - odparła ściskając moja dłoń mocniej. Domyślałem że ma bóle. - Skurcz. Uspkoisz naszego malucha? - na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Oczywiście. - usiadłem obok niej. Zsunałem lekko kołdrę, podwinąłem bluzkę i moim oczom ukazały się siniaki na jej brzuchu. - Jess! - zawołałem siostrę. Zjawiła wie przy szybko. Wskazałem ręką na jej brzuch. - Zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
- Chciałam, ale musiałam się upewnić najpierw. - położyła miskę z wodą i lodem. Zmieniała ręczniki. - W księgach jest napisane, że to normalne ale może utracić przy porodzie trochę krwi. Trzeba mieć zapasową krew. - kladła ostatni ręcznik.
- Luke, Jess. - zawołała.
- Słucham Cię myszko. Co się dzieje? - głaskałem ja po zewnętrznej stronie dłoni.
- Chyba się znowu zsikałam. - odparła. Łza jej poleciła po policzku, czułem jak przeszedł prze nią dreszcz. Kolejny skurcz, za chwilę następny. Zaśmialiśmy się z siostrą cicho. - Ja mówię na prawdę, aaaaaaa. - krzyknęła i zwiła się w kłębek chwytając za brzuch. Podwinąłem kołdrę, moim oczom ukazała ogromna plama krwi.
- Jess. - krzynąłem. Siostra zajrzała za plecy Lori. Kazała mi wyjść za drzwi.
- Idź zobacz czy Sam przywiózł ojca Lori i tą kobietę. - zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Stałem może z trzy minuty, kiedy zszedłem na dół. Powiedziałem Vivien aby poszła na górę pomóc, Sam'a nadal nie było. W salonie chłopacy odrazu się mnie dopytywali.
- I co jest? - zapytał się pieszy Bill.
- Na razie nic. Tylko krew, wokół niej krew. - opadłem na kanapę. Schowałem twarz w dłonie, pierwszy raz się popłakałem.
- Luke, będzie dobrze. - usiadł obok mnie Will. - Loreinne jest silna, w szkole prawie wszyscy jej się bali.
- Will mówi prawdę. - odezwał się Jon. - Jest bardzo silną dziewczyną, przetrwa to wszystko. - klepnął mnie w ramię. Wtedy do domu wszedł Sam w towarzystwie ojca Lori i kobiety, która powstrzymała jej przedwczesną przemianę. Ona poszła na górę, a jej ojciec został z nami. Z góry zeszła Vivien, usiadła na kolanach Sam'a. Po chwili z góry usłyszeliśmy głośny krzyk Lori, zaraz zbiegła z góry Jess, zabrała wszystkie ręczniki z dołu.

Loreinne P.O.V.
Babka powiedziała że mam pełne rozwarcie i już zaczyna się poród. W pokoju wbiegła Jess, przyniosła więcej ręczników.
- Niech mi pani da ten cholerny zastrzyk. - krzynęłam do kobiety.
- Nie możemy, mas pełne rozwarcie. - podwineła kołdrę. Leżałam przed nią rozkraczona i pół naga, miałam tylko na sobie bistonosz oraz bluzkę. Jess położyła mi więcej poduszek za plecy.
- Czemu nie pojedziemy do sapitalaaaaa? - przyciągnęła ostatnie zdanie. - Skurcz, następny i znowu. Niech pani coś mi da. - krzynęłam na całe gardło. Kobieta zajrzała mi między nogi, no jeszcze tego. Założyła na mnie prześcieradło, byłam teraz zakryta od pasa do kolan. Do pokoju wróciła Vivien.
- Widać główkę, musisz przeć. - krzynęła do mnie. Cholera, jak mam to robić? Mamo jesteś mi tutaj potrzebna, teraz. - Przyj. - ponowiła.
- Jejku. - zaczęłam przeć. Tak to boli, cholera. Widziałam że Jessica stoi z rozłożonym ręcznikiem w rękach. Poczułam kolejny skurcz, zaczęłam ponownie przeć. Vivien przykładała mi do czoła ręcznik, pociłam się niemiłosiernie.
- Główka jest, jeszcze dwa razy i po wszystkim. - odparła. Widziałam że chwyciła jakieś nożyc, na pewno by odciąć pempowine. - Dziewczyno dajesz radę, musisz przeć.
- Co się dzieje? - poparła się o łokcie. Cisza, błoga cisza. - Powiedźcie! I to już. - krzyknęłam.
- Dziecko jest owinięte pepowiną. - powiedziała kobieta. - Jeżeli nie zaczniesz przeć, może urodzić się martwe.
- Nie, nie, nie. - opadłam głową na poduszkę. Waliłam rękoma o materac, ono musi żyć. Wtedy poczułam mocny skurcz, zaczęłam mocniej przeć. - Ono musi żyć! - krzyczałam. Opadłam znowu na poduszki, wtedy usłyszałam płacz, piękny płacz dopiero co narodzonego dziecka. Doszły mnie też krzyki z dołu, krzyki radości. Luke na pewno się cieszył że został ojcem, a ja matką. Musiałam urodzić jeszcze łożysko, ale to poszło jak po maśle. Kobieta mnie tam myła, Vivien zebrała mi włosy i upieła w koczek, Jess wycierała dziecko. Kobieta kiedy skończyła pomogła mi opuścić nogi, poszła zajmować się dzieckiem.
- Chłopak czy dziewczyna? - zapytałam się Vivien kiedy zakrywała mnie kołdrą.
- Nie wiem. - uśmiechnęła się do mnie. Pomogła zebrać kobiecie narzędzia, wyszła razem z nią. Jess ubierała dziecko, owinęła je kocykiem.
- Trzymaj swoją córkę. - podała mi malutką. Wzięłam od niej niemowlaka, przytuliłam małą do serca. Jedna ręką trzymałam kruche ciałko córki, a drugą głaskałam opuszkami palców.
- Jest piękna. - powiedziałam do Jess.
- Ma to podobie. Idę do bandę, niech poznają najmłodszą. - odparła. Jej ciałko było zaróżowione, usteczka miała czerwone, po mnie. Nosek miała proporcjonalny jak na niemowlaka, zauważyłam że spod czapeczki wystają je włoski. Brązowe, jak mam teraz, ma rudawe prześwity. Do pokoju wszedł Luke, za nim reszta naszej watahy. Luke odrazu podszedł do mnie, złożył pocałunek na mojej skroni i wziął ode mnie małą.
- Moja córcia. - odparł.
Pocałował ją w czółko, uśmiechnęłam się na ten widok. Luke trzymał naszą córkę, nasze dzieło które stworzyliśmy wspólnie.
- Cała wykąpana mama.- stanął przy nim Sam. Pogłaskał ją po głowie, wszyscy po kolei pocałowali mała w czółko. Wtedy zauważyłam mojego tatę.
- Tato. - uśmiechnęłam się do niego. Podszedł do mnie i przytulił. - Raczej dziadku, powinnam powiedzieć. - zaśmiałam się z nim. Wstał i wziął od niego swoją wnuczke, Luke usiadł obok mnie.
- Jest podobna do twojej matki. - odparł. Spojrzał jeszcze raz na nią, po chwili oddał mi małą w ramiona.
- Jak ją nazwiemy? - powiedział mi do ucha Luke. Gładził małą po twarzyczce, teraz będę uwielbiać ten widok.
- No właśnie. - odezwała się Jess. - Jak jej nadacie imię? - odparła. Spojrzałam się na moją kochaną rodzinkę i na ojca, szepnęła Lucas'owi propozycje imion i nazwiska. Kiedy dostałam sygnał głową, że się zgodził odpowiedziałam im.
- Damy jej dwa imion i dwa nazwiska. - odparłam. Widziałam ich miny. - Przedstawiam wam...- obkręciłam małą twarzą do nich. - ... Elisa Rebecca Hamilton Bailey przed wami. - uśmiechnęłam się do nich.

~*~*~*~*~*~*~*~

No i mamy dzidziusia... raczej Loreinne i Luke. Pierwszy raz pisałam taka scenę, mam nadzieje że wyszła dobrze. Z okazji moich urodzin napisałam dłuższy rozdział, ok. 1400 słów. Dzisiaj jest dla mnie wyjątkowy dzień: dokładnie 23 lata temu, 19 Stycznia 1993 roku o godz.14:00 przyszłam na świat. Byłam pierwszym dzieckiem mojej mamy, mam jeszcze sióstr i brata. Kocham Was mocno :*
Całuski dla was, pozdrawiam LaGata22.

Zaginiona Alfa✔ [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz