Rozdział II

288 31 2
                                    

Felix całą resztę dnia, cały następny dzień, i następny, i jeszcze kolejny spędził na siedzeniu na kanapie i wpatrywaniu się w sufit.

Nie wiedział czy dobrze zrobił zrywając z Marzią. Czuł wewnątrz pustkę, jednak nie było mu przykro. Trochę żal mu było jego byłej, wiedział że przez niego cierpiała. 

Z domu wychodził tylko wtedy, gdy musiał wyprowadzić Edgara lub kupić coś do jedzenia. Gdyby nie to wcale by się nie ruszał z łóżka.

Któregoś razu przyszła Marzia. Była przekonana, że jego nie będzie w mieszkaniu. Gdy na siebie spojrzeli, w ogóle nie wymienili ze sobą żadnego słowa. Zupełnie jakby się nie znali. Marzia spakowała wszystkie swoje rzeczy do paru walizek i wzięła ze sobą swoją suczkę Mayę, a potem nie pozostało po niej już nic.

Felix nie wiedział co się z nim dzieje. Dlaczego czuł się tak pusto i nijako?

Spoliczkował się mentalnie, a po krótkim namyśle też fizycznie. Jednak nie podziałało. 

Wstał i poszedł do łazienki. Nalał do zlewu lodowatej wody, a potem zanurkował w nią głową. Będąc pod wodą otworzył oczy i obserwował małe bąbelki powietrza lecące ku górze. Rękoma potargał się za włosy i wynurzył się spod wody dopiero wtedy, gdy czuł że zaraz zemdleje z braku tlenu.

- Ogarnij się, chłopie - przetarł twarz mokrymi dłońmi, a po namyśle sięgnął po ręcznik. - Właśnie. Do ciebie mówię. Weź się w garść - spojrzał na swoje odbicie w lustrze.

Po osuszeniu się ręcznikiem Felix przebrał się, wziął telefon i słuchawki i wyszedł z domu. Wsiadł w samochód i pojechał przed siebie. Wiedział dokąd chce się udać. Po paru minutach dostrzegł znak, który oznaczał opuszczanie miasta. Jechał jeszcze dobre pół godziny przez lasy i wąskie, nierówne drogi zanim dotarł do celu. 

Była naprawdę ładna pogoda, było dość ciepło, a niebo było różowo-pomarańczowe od zachodzącego słońca. Chmury w tym kolorze sprawiały, że miało się ochotę w nie wskoczyć i rozkoszować zatapianiem się w puchu. 

Felix wysiadł z samochodu i usiadł na jego masce. Włożył słuchawki w uszy i zadumany przyglądał się jak zachodzące słońce odbija się w tafli jeziora. Siedział tak w jednej pozycji dopóki nie zrobiło się ciemno i nie wyszły gwiazdy. Stwierdził, że to idealna pora na bieganie.

Mimo że na plaży było kompletnie pusto, bo nikt nigdy tu nie przychodził, to Felix najpierw upewnił się, że ma włączony alarm w aucie. Zdjął buty i zrobił jakieś 36 długości wzdłuż nadającego się do tego brzegu jeziora. Gdy skończył, czuł się wyczerpany i wiedział, że właśnie tego potrzebował. Jednak to nie był koniec. Padł na ziemię i zaczął robić pompki. Skończył liczyć po zrobieniu 50. Gdy nie mógł już się utrzymać na rękach przewrócił się na plecy i zrobił tyle serii brzuszków, że o mało nie zwymiotował z przemęczenia organizmu. Potem podniósł się na równe nogi i zaczął robić pajacyki, skłony i biegi w miejscu. Był wymęczony i spocony. Każda część jego ciała drżała i prosiła o odpoczynek. 

Felix zwolnił tempo i spokojnie się rozebrał, aby potem wejść do jeziora, by zmyć z siebie pot i brud. Obmył swoje ciało czystą wodą, a potem położył się i pozwolił wodzie unosić go na swojej powierzchni. Nie miał już siły, aby pływać. Był tak zmęczony, że mógłby w tej chwili zasnąć tak jak jest teraz - unosząc się na wodzie w samych slipach. Nie wiedział jak długo tak leżał wpatrując się w gwieździste niebo. Wiedział jednak, że dobrze mu to zrobiło. Zostawiając za sobą wszystkie męczące go emocje wreszcie się rozluźnił. Pomyślał wtedy o Cry'u. Na pewno spodobałoby mu się tutaj, w końcu jest bardzo melancholijną i estetyczną osobą. Pewnie porobiłby zdjęcia widoków i napawał się nimi w spokoju. Mogliby razem popływać, a potem położyć się na masce jego samochodu, pooglądać gwiazdy i jak ich światło odbija się w tafli wody. A gdyby zaczęło się robić zimno mogliby rozpalić ognisko albo się trochę poprzytulać... chwila. Co? To dość dziwne zachcianki.

I'm a pretty girlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz