Szkoła przetrwania

3.9K 263 5
                                    

- Usiądź. - poprosił mnie Ruki zapraszającym gestem dłoni. Równie dobrze mógłby mi wydać rozkaz. Pragnienie wiedzy pozwoliło mi przezwyciężyć swoją dumę na dłuższy czas. Usiadłam na miękkiej kanapie. Brakowało na niej czegoś czym można rzucić bez obaw poranienia. Hmm, poduszek? Miękkich, puchatych i słodkich. Stanowczo temu pomieszczeniu brakowało delikatności.
- Przejdź już do rzeczy. - rzekłam surowo. Odwdzięczyłam się mu pięknym za nadobne. Pozwolenie mu na samowolkę wobec mnie to wyrok śmierci.
- Pamiętasz moje imię? - zapytał samemu siadając w fotelu naprzeciwko. Nie zrozumiałam czy odpowiedź na to pytanie mu w czymś pomoże, ale z pewnością będzie tematem do podtrzymania rozmowy.
- Ruki. Nie pytaj dlaczego je pamiętam. Nie znam cię i nie kojarzę, a tym bardziej nie ufam.
Rzuciłam gniewne spojrzenie w kierunku wysokiego chłopaka znajdującego się w rogu pokoju. Ta żądza mordu jaką pałał przyprawiała mnie o dreszcze. Kiedyś zrobiłam coś okrutnego, tylko co? To, że straciłam pamięć nie zwalniało mnie z obowiązku poniesienia odpowiedzialności.

- Dobrze. Pewnie wiesz co cię tu sprowadziło?
Kolejne nieszczęsne pytanie. Oparł brodę o dłonie przyglądając się każdemu mojemu ruchowi. Łudził się odczyta co miałam na myśli, biedny. Spokojnie odgarnęłam włosy do tyłu z pewnym siebie uśmieszkiem.
- Twój głos. Owszem. Przyszłam za nim w nadziei, że dowiem się czegoś konkretnego. A, i jeszcze jedno. Czy ten jegomość za tobą mógłby stąd wyjść? Czuję się nieswojo.
Zmieniłam pewny siebie uśmieszek na oschły grymas, który sprawił, że Ruki wpatrywał się we mnie intensywniej. Natomiast Yuma zamiast posłuchać mojej jak na razie grzecznej prośby wyrwał się naprzód i zaraz stanął naprzeciwko mnie. Twarzą w twarz, jak dwa niedźwiedzie.
- Yuma! Jestem Yuma!
Schwycił tył kanapy tak mocno, że złamał drewnianą ramę. Wkurzyłam go samym bytem, mój nowy rekord.
Czy na jego policzku był cukier? Z pewnością. Zaśmiałam się cicho i starłam go kciukiem.
- Najadłeś się cukru i teraz jesteś nadpobudliwy.
Ruki już się nam nie przypatrywał, zniknął gdzieś w międzyczasie. Fakt, że zainteresowałam się Yumą, że byłam dla niego całkiem miła dobił go.

- Jak na moją byłą jesteś całkiem śmiała, macioro.
Chciał mnie chwycić za szyję, ale nie zezwoliłam na to. Odsunęłam jego dłoń. Po jego policzku spłynęła łza. Naprawdę zrobiłam mu coś okropnego? Zdradziłam go? Oszukałam? Prawdopodobnie.

- Przepraszam, że straciłam pamięć i nie wiem jak mogę cię przeprosić za to co zrobiłam.
Nasze oczy się spotkały, ale czułam się zupełnie inaczej niż wtedy z Subaru. Serce łomotało mi jak szalone tylko w przenośni, ponieważ tak naprawdę nie biło wcale, ale gdyby mogło wyskoczyłoby mi z piersi.
- Ayane...Czy jeśli znowu cię w sobie rozkocham, nie zostawisz mnie już?
Złagodniał. Ujął mój policzek i pogłaskał go delikatnie. Zakochał się we mnie, ale czy ja mogłam odwzajemnić jego ciepłe uczucie?

- Jeśli faktycznie się w tobie zakocham, będę...
- To nie on cię w sobie rozkocha tylko ja! - wdarł mi się w połowę zdania blondynek. Kio? Kuo? Ouk? Kou! Tak, tak, przypomniało mi się, chyba byłam z nim na randce, ale czy to prawda.
- Niczego nie możecie być pewni! Nie umiem zakochać się w kimś od tak. - powiedziałam chwytając się za serce. Byłam skołowana, ich słowa sprawiały mi niewyobrażalny ból. Nie chciałam żeby o mnie walczyli, nie zależało mi na tym.
- Już kiedyś byłaś moją dziewczyną. - warknął Kou.
- Ze mną przynajmniej była na randce. - odpowiedział mu wrednie blondyn, który pojawił się za mną. Między nim a Yumą panowało wielkie napięcie. Istna burza z piorunami!

- I tak tego nie pamiętam.
Westchnęłam i przewróciłam Yumę na kanapę tak żebym mogła wstać. Oczywiście usiadł, ale zaraz chwycił mnie w pasie i wylądowałam na jego kolanach. Wbił dwa ostre kły w moją szyję. Ssał bardzo intensywnie, ale nie przeszkadzało mi to. Kou po chwili dołączył się, ale nie ugryzł mnie w szyję, a w rękę.
- Chcę cię całą tylko dla siebie. - wyszeptał Yuma.
- Wyssę z ciebie ostatnie soki, masochistyczny kociaczku, będziesz tylko moja. - wtórował Kou. Jego słowa brzmiały tak miło i uwodzicielsko, ale ten typek sam w sobie przypominał osobę dwulicową, nie chciałam mu zaufać.

Kiedy skończyli wreszcie mogłam wziąć kąpiel i wrócić do sypialni. Czułam się jak w klatce. Otwarłam szeroko okno, a włosy rozproszył mi wiatr. Nocne powietrze było takie rześkie. Pod wpływem emocji zaczęłam śpiewać piosenkę, znajomą mi od lat, a zarazem daleką. Była o kobiecie i jej ukochanym, który zginął na wojnie, ale ona ciągle miała nadzieję, że wróci. W każdym razie to strasznie smutny utwór.

- Więc masz w sobie krztę kobiecości. - odezwał się głos za mną. Doskonale wiedziałam kto to był. Umilkłam i uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Ta piosenka przypomina o Akirze, mojej mamie. - wydukałam. Imię mojej mamy to jedno z tych, które nawet po śmierci pozostanie w moim umyśle. Chociaż wątpiłam, że umrę.

- Ayane, twoja matka nie żyje. - wyszeptał głos nad moim uchem.
- Żartujesz! To wampirzyca i to w dodatku potężna.

Nie przyjęłam tego do wiadomości. Śmierć? Jawna kpina. Nie dałaby się zabić, a nie popełniłaby też samobójstwa. Zbyt kochała życie, nie wpadła by tak łatwo w rutynę.
- Oddała życie za twoje. Nie zauważyłaś? Jesteś wyższa, twoje włosy są dłuższe i innego koloru.
Zaśmiałam się.
- Moja mama miała czarne włosy, poza tym...Nie, to na pewno nie jej ciało.
Machnęłam dwa razy dłonią, gdyby to była prawda to musiałabym mieć czarne włosy i złoto-czerwone oczy.
- Kilka rzeczy się pozmieniało, Ayane. - wyszeptał przytulając mnie. Nadal mu nie wierzyłam, ale im więcej mówił tym bardziej realne się to stawało.

- Nie kłam! Ruki! - krzyknęłam miotając się na boki. Nie wierzę! Nie zrobiłaby tego! Mogła zrobić sobie nowego bachora, a nie oddawać życie za mnie! Olśniło mnie. Uniosłam do góry halkę, co z tego, że miałam tam tylko bieliznę. Pod spodem znajdowała się rana, którą przeoczyłam podczas kąpania. Ciągle sączyła się z niej krew, nie, przed chwilą zaczęła, kiedy się szarpałam otworzyła się.
- Nie dasz się tak łatwo oszukać.
Westchnął głośno. Przeliczył się. Odkryłam jego misterny plan, tylko co on chciał przez to osiągnąć? Zdobyć moje serce poprzez pocieszanie mnie w depresji?
- Odejdź. - rozkazałam stanowczym tonem. Nie posłuchał mnie, stał za mną dalej.

- Odejdź kłamco!
Odmachnęłam się, ale chwycił mnie za nadgarstek i obrócił w swoim kierunku. Przypominał potwora żądnego czegoś więcej niż tylko krwi.

- Nie zrozumiałaś jeszcze? Od dłuższego czasu staram się przepowiedzieć twojemu bydlęcemu móżdżkowi, że powinien zwrócić na mnie uwagę.
W jego słowach było tyle jadu. Jakie to nieprzyjemne i obrzydliwe.

- Myślisz, że takie słowa coś ci dadzą? Kolejny zakochany się znalazł! Nie jestem zakochana w nikim, moje serce to tundra! - wrzasnęłam, a na korytarzu zapaliło się światło. Zapomniałam, że oni śpią w dzień, a nie w nocy.


Diabolik Lovers x OCWhere stories live. Discover now