P.S. Kocham cię

4.9K 325 22
                                    

Subaru bardzo mnie zaskoczył. W istocie lubiłam go, ale nie tak bardzo jak powinnam. Poza tym podejrzewałam, że w jego pojawieniu się maczała palce moja matka. W końcu niemożliwym było aby przedarł się sam przez ochronę rezydencji ojca.

W każdym razie jedyne na co czekałam to śmierć, co miało najwidoczniej nigdy nie nastąpić. Cóż, pomyliłam się.
W drzwiach rezydencji pojawił się Yuma i Shu, oboje wpatrzeni w siebie jak wściekłe psy. Z kim najpierw porozmawiać? Kogo przytulić, a kogo odesłać z kwitkiem?
Yuma natychmiast rzucił się na mnie i mocno przytulił.
- Tęskniłem! Jak mogłaś mnie tak zostawić, czeka cię za to kara.
Nie uśmiechał się jak wcześniej, jego wzrok stał się bardziej ludzki. Patrzył na mnie jak chłopak powinien na swoją dziewczynę. Odpowiedziałam mu uśmiechem i delikatnym rumieńcem. Shu odciągnął go ode mnie za ramię. Jak się za chwilę okazało tylko ze względu na mojego ojca, który przypatrywał się nam w milczeniu.

- Jejku, jejku, więc najstarsi postanowili zrezygnować?
Zjawiła się za mną mama. Wyglądała na zmęczoną bardziej niż była. Coś planowała, czułam to w kościach.

- Tyle zachodu dla jednej dziewczyny, to irytujące.
Wzruszył nienaturalnie ramionami Shu. Mimo, że słuchał muzyki to robił to wyjątkowo cicho. Spojrzałam na Yumę porozumiewawczo.

- Będę czekać. - powiedziałam mu szybko na ucho i uciekłam w głąb rezydencji zostawiając ich sam na sam z gospodarzami. Wiedziałam! Reiji i Ruki nigdy by się nie zjawili tutaj tylko dlatego, że są z siebie tacy dumni i uważali, że to kobieta powinna przyjść do nich. Nijak się to wiązało z prawdziwą miłością.

Co prawda szwendałam się chwilę po korytarzach, ale nic mi to ni dało. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi.
Weszłam, więc do pierwszego lepszego pomieszczenia. Znajdowało się tam wiele zdjęć, między innymi te, które znajdowały się we wspomnieniach chłopaków. Zerknęłam na jedno, przyjrzałam się mu. Stał tam mój ojciec razem z małym Kou i Reiji'm. Spostrzegła dopisek, który na zawsze przekreślił moje marzenia. Nie mogę przecież wyjść za mąż za własnego brata, ich ojciec i moja matka, oboje zdradzeni. Cóż teraz począć?

Wybiegłam do ogrodu, ale nie rosły w nim róże białe i czerwone, a czarne i herbaciane, które osobiście uwielbiałam. Przykucnęłam przy krzaku, który był najmniejszy i zerwałam jeden kwiatek. Właśnie ten okazał się najpiękniejszym wśród wszystkich innych.

- Czemu chce mi się płakać?
Sama nie zrozumiałam tego uczucia. Łzy spływały po moich bladych policzkach, a uśmiech mimowolnie wykrzywiał się w szeroki uśmiech.
- Tęskniłam, kochanie, tęskniłam...
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Starając się powstrzymać kolejne łzy pocierałam oczy, ale jak się spodziewałam, nic mi to nie dało.

- Wiem, że tęskniłaś...
Nad moim uchem rozległ się czyiś głos, ale nie należał ani do Yumy ani do Shu.
- Kou?
Odwróciłam się powoli. Stał nade mną i tupał głośno nogą.
- Potrzebowałem cię, ale ty oczywiście odeszłaś!
Rzucił mi pogardliwe spojrzenie z pretensją.
- Kou, pleciesz bzdury.
Wyciągnęłam ku niemu dłoń, ale odtrącił ją i się cofnął. Miał łzy w oczach. Nie widziałam go takiego jeszcze nigdy.
- Czemu mi to zrobiłaś? Myślałem, myślałem...że mnie kochasz! - krzyknął na mnie. Wysunął te wnioski zupełnie bezpodstawnie, ale widząc jego zdruzgotaną minę nie chciałam go jeszcze dobijać. Nie mogłam też przyznać mu racji, bo wpakowałabym się w niezłe kłopoty.

- Przestań myśleć, to ci nie wychodzi, jeśli coś chcesz to powinieneś to wziąć.
Mniej więcej łagodnie sprowadziłam go na ziemię. Na chwilę zamarł. Dopiero teraz zauważyłam, że w dłoni trzymał ostry jak brzytwa sztylet Azusy. Wstałam rozkładając szeroko ręce. Ufałam mu, zaatakuje, na pewno, ale mnie nie zabije. Przeliczyłam się. Ten bęcwał to zbyt samolubna istota. Nie spełnił moich oczekiwań.
- Stój!
W oddali odezwał się głos Shu, ale było już za późno. Opadłam bezwładnie na ramiona Kou tak jak to zrobił kiedyś Kanato mi. Każdy płakał. Chciałam powiedzieć coś żeby się uspokoili, że nic mi nie jest, ale nie dałam rady.

Krzyk rozpaczy Yumy, nieludzki ryk Shu, szloch matki, histeryczny śmiech Kou i uśmiech ojca, no właśnie, uśmiechał się, od samego początku planował tak zakończyć mój żywot, a ja wmawiałam sobie, że to świat był okrutny. Ostatnie co widziałam to sufit własnego pokoju, a nade mną płaczącego Shu.
- Nie możesz umrzeć tak łatwo, nie stracę kogoś znowu!
Potrząsnął mną mocno, ale ja jedynie blado się uśmiechnęłam.
- Wszystko będzie dobrze... - wyszeptałam. Zanim zamknęłam oczy zobaczyłam jak wkłada biały, piękny pierścionek na mój palec. Pytał o coś, ale nie miałam pojęcia o co. Zgodziłam się w nadziei, że chodziło mu o ślub. Mimo, że wiedziałam o tym kim byliśmy tak naprawdę, nie chciałam odpuścić sobie tego zakazanego związku.

Odpłynęłam w bezmiar nieba. Za towarzysza miałam własną świadomość, tylko od czasu do czasu dochodziły jakieś wstrząsy i krzyki. Oszalałam, a może umarłam i zostałam skazana na życie po życiu bez nikogo z wyjątkiem siebie? Miałam dać Shu potomka, bardzo go kochałam, zrozumiałam to, gdy było już za późno. Żegnaj ukochana matko, zdradliwy ojcze, najdroższy Shu oraz wy wampiry, które znęcałyście się nade mną za człowieczeństwa i za nowego życia.

- Obudź się, Ayane, nie żartuj sobie ze mnie, błagam, powiedz, że jesteś jak ja, że jesteś zbyt leniwa żeby w ogóle otworzyć oczy... - szeptał mocno zachrypnięty od wcześniejszego krzyku głos. To agonia, już nigdy się nie spotkamy, już nigdy nie będziemy mieć okazji na życie razem. Nawet po śmierci czułam jego łzy na swoich policzkach. Byłam świadoma, ale nieżywa. Tym lepiej, moje życzenie się spełniło, niestety trochę za wcześnie.
P.S. Kocham cię, braciszku.

Diabolik Lovers x OCWhere stories live. Discover now