Nic nie może przecież wiecznie trwać

5.2K 342 37
                                    

Obudziłam się w swoim własnym, a przynajmniej na pewien czas moim, pokoju. Było już popołudnie. Od czasu, gdy poznałam braci Sakamaki nigdy nie wstawałam wcześniej niż o późnej porze.
Cieszyłam się. Mara nocna z jabłkami i głosem Ruki'ego tym razem nie spędził mi snu z powiek. Zwlekłam się z łóżka z absurdalnym w takiej sytuacji uśmiechem i przebrałam w wygodne ubranka, które jako jedyne pozostały mi po porwaniu. Nie wiedziałam czy luźne dresy i koszulka, którą podkradłam Shu należały do ubrań, które mogę nosić w towarzystwie wytwornych wampirów, ale to ich wina.

Zerknęłam do jadalni. Mocno chwyciłam za ramę drzwi. Nie chciałam zepsuć nastroju tam panującego. Koił serce, ale nie mogłam sobie pozwolić, aby należeć do tego pięknego obrazu. Przypomniałam sobie o "ojcu", on traktował mnie tak tylko wtedy, gdy w domu pojawiała się jakaś kobieta, a potem znikała jak kamfora z prezentami jakie dostała od tego starego naiwniaka, tęskniłam za nim.
- Yuma się uśmiecha? - zadałam to pytanie samej sobie. Nie mogąc pojąć tego zjawiska jak i tego, że rozdzielał po równo między braci krewetki w cieście. Złapałam się kurczowo za serce. Do mojego zacienionego umysłu zaczęły docierać leniwe promyki słońca. Dom, do którego od początku powinnam była należeć to nie rezydencja Sakamaki'ch, a sielanka Mukami'ch. Kto wie, może i ja kiedyś dołączę do tej zgrai uśmiechów?
- Ej, macioro, ty też usiądź przy stole, dziewczyny z anoreksją nie są seksowne.
No tak, nic nie może przecież wiecznie trwać. Podreptałam do stołu i od razu chwyciłam kilka krewetek, które przyniósł Ruki. Łup był naprawdę smakowity.
- Skoro wieprzku powiadasz, że mogę przestać cieszyć twoje oko to najem się do syta.
Coś nakazało mi traktować go jak brata. Na jego twarzy pojawiał się taki śmieszny wyraz, kiedy zamiast siedzieć cicho postanowiłam mu odpyskować. Sama się zaśmiałam co zwróciło uwagę Kou.
- Masochistyczny kociaczku, cieszysz się, że z nami jesteś? - powiedział po dłuższej chwili przypatrywania się mi w zdumieniu.
- Mhm. Może i traktujecie mnie jak margines społeczeństwa, ale do siebie wzajemnie szacunek posiadacie.
Wytknęłam im zarówno zło jak i skomplementowałam, a to wszystko w akompaniamencie uroczego śmiechu.

- Ty naprawdę jesteś masochistką! - krzyknął Kou o mało co nie płacząc ze śmiechu. Miał rację, nie zaprzeczyłam, wampiry za bardzo mnie zmieniły.
- Zaraz spóźnimy się do szkoły. - wtrącił się Ruki, gdy sięgałam dłonią do blond włosów, żeby je szarpnąć tak mocno, że odlecą razem z głową.
- Podejrzewam, że tu zostaję. Fajnie, miałam mieć dzisiaj klasówkę.
Wyłożyłam się na krześle jak długa.
- Twoja inteligencja faktycznie odzwierciedla poziom bydła. - wyszeptał Ruki zerkając na mnie z wyższością.
- Wolisz żebym patrzyła na swoją sytuację optymistycznie czy popełniła samobójstwo? - zadałam mu w istocie retoryczne pytanie. Jednak dostałam odpowiedź, uniósł kącik ust jakby się uśmiechnął.
- Zostajesz z Yumą. - dodał po chwili. Spojrzałam na wieprzka z niewypowiedzianą rozpaczą. On również nie palił się do spędzenia tego wieczoru razem.

Pożegnawszy Azusę, Kou i Ruki'ego pognałam do swojej sypialni. Zaszycie się tam należało do jednych z tych bardziej rozsądnych wyjść. Z Yumą to akurat nie miałam żadnych szans, wobec jego braci potrafiłam wykrzesać płomyk nienawiści, który pozwoliłby mi na trzymanie ich na dystans, ale on za bardzo przypominał mi dom. Ojciec, z wyjątkiem tego, że nie był sadystą, zachowywał się zupełnie jak on.
- Już idziesz spać?
Zanim się spostrzegłam stanął przede mną na schodach. Nie dodał żadnego obraźliwego słowa, cud!
- Jestem strasznie zmęczona.
Ziewnęłam głośno przy okazji się przeciągając. Coś nie wyszło, bo mruknął coś niezrozumiałego. Czyżby foszek?
- Zjedzeniem obiadu? Myślałem, że to ja jestem leniwy, mała macioro.
Znowu to samo. Miałam deja vu. Zmarszczyłam brwi. Pogniewałam się, mimo wszystko obraźliwe uwagi nadal mi nie umykały koło uszu.
- Wiesz ile energii może pochłonąć wchodzenie po schodach, nie masz nawet pojęcia, wieprzku. - odpowiedziałam z wyraźnie zaintonowaną pretensją.
- A teraz sio, chcę przejść.
Poczułam dwie zaciśnięte dłonie na swojej talii, jeśli za chwilę będę miała sine nogi to się nie zdziwię.
- Jesteś strasznie irytująca!

Podniósł mnie wysoko. Przecież swoje ważę!
- Yuma! Nie bądź zły, puść mnie! I co? Teraz zrzucisz mnie ze schodów?!

Miotałam się bezskutecznie. Wysokość w pewnym sensie budziła we mnie lęk.
- I tak nie zginiesz.
Poluzował uścisk. Rzuciłam się w jego kierunku mocno się do niego przytulając.
- Yuma! - wydusiłam na tyle głośno, żeby ogłuchł szatan nieczysty. Niestety nadaremno wytężałam płuca. Na całe szczęście chłopak zdobył się na czuły gest i wtulił mnie w siebie.
- Ohoho, gabaryty to ty masz niezłe. Głupio byłoby roztrzaskać cię o posadzkę, nie miałbym kogo podgryzać.
Ciągle trzymając moje ciało w talii ugryzł mnie w szyję. Co za tym szło zacisnął ręce jeszcze mocniej.

- Boli? Ciesz się, że tylko tyle.
Ugryzł ponownie, ale w obojczyk. Nie wysysał dużo krwi, nie tyle co Ruki czy Ayato, oni to istne odkurzacze.

Skończył po niedługim czasie, ale dla mnie była to wieczność. Szczerze mówiąc znudziło mnie już ciągłe wściekanie się na komary. Pogłaskałam wdzięcznie szyję ściągając na nią czarne włosy.
- Nie będziesz mnie męczył do nieprzytomności?
Bawiłam się kosmykami włosów, które jeszcze nie ześlizgnęły mi się z ramienia do tyłu.
- Kou ma rację, jesteś nienormalna macioro.

Uniosłam głowę. Chciałam go uderzyć, ale jeśli bym to zrobiła, zginęłabym na pewno.
- To nie tak! Jako jedyny wiesz, kiedy przestać mnie męczyć, do tej pory zdarzało się to tylko jednej osobie. Dziękuję.
Ciekawe co robił Shu? Pewnie leżał na kanapie i słuchał muzyki, nic innego nie robił z wyjątkiem tego.
W każdym razie Yuma delikatnie się zarumienił i odwrócił wzrok. Odchrząknął i zakrył usta bladą dłonią. Długo w tak słodki sposób nie wyglądał. Szybko się ożywił.

- Pomijając to, że jestem wampirem, to jeszcze jestem facetem!
Wziął mnie na ręce. Widziałam gdzie szedł! On kierował się do sypialni!
- Yuma! Nie!
Machałam rozpaczliwie nogami, ale to go jedynie rozwścieczyło.
- Nie odmawiaj mi, kiedy czegoś od ciebie chcę!
Zdusiłam w sobie namiętny krzyk. Nie chcę stracić dziewictwa z tym facetem!
- Nie zrobię tego z kimś kogo nie kocham!
Przystanął w miejscu. Coś go zaskoczyło w moich słowach.
- Nadal upierasz się przy swoim, co? Nie mam już ochoty na ciebie.
Dosłownie rzucił mnie na ziemię i poszedł sobie. Bolało go to? Z pewnością nie. Nie miał serca tak jak cała reszta, która kochała mnie tylko za krew. Jedyną przekonywującą osobą był Subaru.
Jeśli kiedykolwiek spotkam moją matkę, jej pozwolę zdecydować o mojej przyszłości. Zauroczenia, ciągle je miewałam, ale nie potrafiłam się zakochać, to smutne.

Diabolik Lovers x OCKde žijí příběhy. Začni objevovat